[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Wpół do jedenastej odwiedziłem biuro pańskiegowuja.Muszę przyznać, że byłem pod dużym wrażeniemwnętrza, jakby żywcem przeniesionego z filmów noir.Szkoda, że pański wuj psuje cały efekt swoją obecnością.Przedstawiłem się jako prawnik i wykonawca ostatniejwoli pani Mentiroso, posługując się przy tym wizytówką,wręczoną mi pół godziny przedtem przez jednego z po-czątkujących pracowników kancelarii  Malinowski iGlydr.Oświadczyłem, że znalazłem w jej notatkach in-formację, jakoby zleciła agencji  A.A.Kowalski i Detek-tywi pewne delikatne zadanie, ale nie znalazłem żadne-go rachunku, który dowodziłby, iż za nie zapłaciła, choćbyła osobą bardzo skrupulatną.Jestem zmuszony (kon-tynuowałem) poprosić, aby agencja  A.A.Kowalski i De-tektywi zakończyła owo zadanie na takim etapie, na ja-kim się ono znajduje, jego rezultaty nie będą już bowieminteresować ich klientki.Wyjaśniłem, że chciałbym- 155 - odebrać wszystkie materiały, które powstały przy tej oka-zji, oraz uiścić wszelkie należności według stawek ustalo-nych z panią Mentiroso.Pański wuj udał, że pilnie szukainformacji w notesach, kalendarzach i dokumentach, atakże wykonał dwa telefony do zegarynki, której powtó-rzył moje pytania.Następnie stwierdził, że szczęśliwymtrafem owo zadanie zostało wykonane nie dalej jak wczo-raj, po czym oszacował je na sumę, która sprawiła, żemiałem ochotę tarzać się po linoleum w paroksyzmachśmiechu.Zgodziłem się jednakże na ten rozbój w biały dzień ipoleciłem, aby wysłał rachunek do kancelarii  Malinow-ski i Glydr.Pański wuj zniknął w kanciapie, którą miałza swoimi plecami i z której wyniósł, by mi ją wręczyć,szarą kopertę, tę oto.Kiedy rozluzniliśmy się po dokona-niu służbowych czynności, spytałem pańskiego wuja, czydobrze znał Halinę Mentiroso.Odrzekł, że przed osiem-dziesiątym dziewiątym rokiem spotykali się bardzo czę-sto i choć jej postawa psuła mu wyniki, polubił ją szcze-rze, była bowiem całkiem ładną dziewczyną.Podczasspotkań streszczała mu dzieła literatury światowej, naktórych przeczytanie pański wuj nigdy nie miał czasu.Dziś żałuje, że nic z tego nie pamięta.Nie widzieli siękilkanaście lat.W marcu lub kwietniu przyszła do agencji A.A.Kowalski i Detektywi , rozpoznała pańskiego wujai wydało jej się to na tyle zabawne, że z miejsca zapropo-nowała, aby zajął się jej zleceniem.Zdaje się, że miaławiarę w jego szczególne kompetencje i kwalifikacje mo-ralne.Nawiasem mówiąc, czy wie pan, co po hiszpańskuoznacza Mentiroso?- 156 - - Nie wiem - odrzekłem zimno.- Kłamliwa - wyjaśnił z satysfakcją.Z całej tej przemowy wyniosłem, że mój sąsiad lubi siępopisywać inicjatywą, że to gaduła, zarozumialec i ogól-nie rzecz biorąc, kawał wścibskiego skurczybyka.Z pew-nością zajrzał był do koperty, a może nawet coś z niejuszczknął.Podziękowałem mu chłodno i spytałem, czywybrał rodzaj gratyfikacji.Odparł, że reflektuje na me-dal, za którym zdążył się już stęsknić.Oczywiście, wiedziałem, że Berta nie jest tak głupia,by wraz ze swoimi wątpliwej reputacji znajomymi okra-dać sąsiednie mieszkania i robić z mojego dziuplę pasera.Zrobiła to, z czego byłby dumny każdy rodzic jedenasto-letniej dziewczynki: otworzyła u mnie lombard na li-chwiarski procent.Stanisław Pumski powinien całowaćmnie po rękach za to, że pozwoliłem mu odzyskać tengłupi medal tak małym kosztem.Nie okazał jednak na-leżytej wdzięczności, wobec czego wypchnąłem go zadrzwi i czym prędzej rozerwałem szarą kopertę.Miałem nadzieję, że wuj nie wcisnął do niej zużytychskarpetek ani zdjęć ulubionej gwiazdy porno.Był do tegozdolny.Na szczęście wygląd i wymowa Stanisława Pum-skiego oraz wizytówka kancelarii  Malinowski i Glydrzrobiły na nim tak duże wrażenie, że wyjął autentycznemateriały ze swojego prywatnego archiwum, w którymznajdowały się kopie wszystkich spraw prowadzonychprzez naszą agencję, choć, jak mi się zdaje, prawo tegozabrania.Myślał pewnie, że prawnik Haliny doskonaleorientuje się, jakiego rodzaju zlecenie powierzyła naszej- 157 - agencji, a skoro chciał (mój wuj, nie prawnik) zarobić natym jeszcze jakieś pieniądze oprócz tych, które wyciągnąłjuż od Haliny Mentiroso, nie mógł zbyt prostacko robić wkonia szacownej kancelarii.W kopercie znajdował się więc plik zdjęć, przed-stawiających dwóch mężczyzn: jeden z nich, starszy, miałna sobie biskupie szaty, a drugi, ergo młodszy - kusąkomżę ministranta, z której wyrósł jakieś siedem latprzedtem.Mniej domyślnym czytelnikom wyłożę wprost,że obaj panowie mieli na sobie wyłącznie szaty liturgicz-ne, i to też niekompletne.Podpisy na odwrocie informo-wały o datach i miejscach ich spotkań, a także o praw-dziwych i fałszywych nazwiskach, którymi się posługiwa-li.W świetle, czy raczej mroku tych potworności, ostatniesłowa Iwo Maja nabrały zupełnie nowego znaczenia.Długo zastanawiałem się, gdzie mogę ukryć ten ponu-ry łup, aż w końcu uznałem, że najwłaściwszym miejscembędzie album ciotki Dzierżyszczaw.Włożyłem zdjęciamiędzy kartki i odłożyłem album na piec kaflowy.Ciotkazostawiła go tam sama kilkanaście lat temu.Miałem tyl-ko nadzieję, że nostalgia nie skłoni jej nagle do poszuki-wania podobizn swoich antenatów, zwłaszcza że nieza-leżnie od płci byli paskudni, wąsaci i wychodzili nieostro,pewnie dlatego, że fotograf płakał ze śmiechu, kiedy na-ciskał wyzwalacz.Potem łyknąłem dwie aspiryny, ogarnąłem się bez wi-docznych efektów i wyszedłem na miasto.Na Poczcie Głównej przywitano mnie jak starego zna-jomego.W przybytku tej prastarej instytucji, na temat- 158 - której nie mam zdania, odkąd inna firma przejęła od niejusługi telekomunikacyjne, a wraz z nimi wszystkie mojeemocje (negatywne), otrzymałem książkę telefoniczną, anastępnie skorzystałem z telefonu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •