[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zjawił się na koniecoczekiwany Tyrezjasz.Skoro tylko napił się nieco krwi, zrozumiał, czego odniego żąda Odyseusz, i odpowiedział na jego zapytania.Dowiedział się tedy od niego nasz bohater, jakiej mu drogi trzymać sięnależy, aby trafić do ojczyzny, dowiedział się, że ściga go gniew Posejdona zato, że oślepił mu syna, Polifema, ale dowiedział się zarazem i o tym, cozastanie na rodzinnej wyspie.Nie wszystko, co mówił jasnowidz, było dlańzrozumiałe; spodziewał się wszakże, iż Kirke, do której miał zamiar zajechać razjeszcze, wytłumaczy mu rzeczy dotychczas dlań niejasne.Dopiero kiedy dowiedziałsię wszystkiego, na czym mu zależało, dopuścił do krwi duszę swojej matki.Napiła się i poznała syna.- Co przywiodło cię do królestwa cieni, droga matko moja?- Tęsknota po tobie, synu.Stało się to bardzo niedawno, za czasów, kiedy przebywał u Kirke, na zaklętejwyspie.To była pierwsza kara; o drugiej ani Tyrezjasz, ani Antiklejaopowiedzieć mu nie mogli.Wielu jeszcze dobrych znajomych spotkał Odyseusz między umarłymi iAgamemnona, i nieprzejednanego dotąd Ajasa, syna Telamona, i bohaterów ibohaterki dawnych czasów.%7łe jednak czas naglił, wsiadł znowu na okręt i ruszyłw powrotną drogę, aż szczęśliwie dopłynął do wyspy Kirke.Wróżka wysłuchała jegoopowieści, wyjaśniła wszystko, co było dlań ciemne, opatrzyła w zapasy na długążeglugę, przydała do nich wiatr sprzyjający, po czym wyprawiła w dalszą drogę.Dla nieśmiertelnej nimfy nie było bolesnym rozstawanie się ze śmiertelnym,chociażby nawet ukochanym człowiekiem.Z zaklętego dworca popłynęła na nowowesoła pieśń; minął tak miesiąc i drugi, aż pieśń zmieniła się w kołysankę.A śpiewała ją boginka ślicznemu chłopczykowi, któremu dała na unię Telegonos.Znaczy to urodzony daleko, rozumie się od ojca.431Odysowi początkowo świetnie szła żegluga: dość było rozwinąć płótno, wszystkorobił sam wiatr i sternik.Aż tu z dali dobiegł śpiew jeszcze bardziej czarującyaniżeli na wyspie Kirke.Odyseusz ostrzeżony przez przyjaciółkę wiedział, czymto grozi.Roztopił sporą bryłkę wosku, starannie pozalepiał nim uszytowarzyszom, a przedtem jeszcze nakazał im, aby jego samego mocno przywiązali domasztu.Okręt płynął szybko przy pomyślnym wietrze, pieśń biła coraz głośniej agłośniej, słodsza coraz, coraz bardziej wabiąca.Tak, to były one - kusicielkiSyreny.Teraz można było już je dojrzeć na skale.Bielutka cała ta skała, jednaknie od pian morza lub mew nadbrzeżnych - to bielą się na niej kości żeglarzy-nieszczęśników, którzy dali się omamić pieśniom syrenim.Odyseusz słyszy jużteraz nawet słowa płynące z ust wabicielek: przywołują go, nazywają imieniem,przyobiecują wiedzę i mądrość.One wiedzą wszystko, co było, wiedzą wszystko, cobędzie na wszechkarmiącej ziemi, i wszystko to jemu wyjawią w swojej pieśni,jeżeli tylko zstąpi tutaj do nich.432Niepodobna oprzeć się takiemu przyzwaniu, Odyseusz znakami i twarzą daje znaćtowarzyszom, by zdjęli z niego pęta.Oni nie słyszą śpiewania, ale niezapomnieli jego rozkazów: toteż nie tylko nie zdejmują pęt, lecz owszem,zaciskają je jeszcze mocniej.I dopiero kiedy wyspa rozpłynęła się w dali, apieśń zagłuchła w szumie bałwanów, pouwalniali się wzajemnie towarzysze, radującsię w sercu, że uniknęli niebezpieczeństwa Syren i ich śmiercionośnej pieśni,która się potem bielić każe nagim kościom nieopatrznych słuchaczy.I dalej płynął okręt, zawsze jeszcze na przyjaznych skrzydłach wiatruzachodniego.Aż na widnokręgu ukazało się coś, jakby niebosiężny słup dymu.Odyseusz wiedział już, co znaczy ten dym pośród morza: tu będzie wąska cieśninamiędzy dwiema zgubami: Scyllą i Charybdą.Ostatnia jest grozniejsza: to podwodnagardziel, która raz po raz wchłania w siebie i wypluwa morze.Wpaść w nią -znaczyło zginąć bez ratunku.Odyseusz nakazał sternikowi prowadzić okręt jaknajdalej od Charybdy - a więc jak się da najbliżej Scylli.Była onasześciogłowym cudotworem i zamieszkiwała grotę wysokiej skały.Wyczuła w jednejchwili podpływających ku niej podróżnych; toteż ledwie433okręt Odysa znalazł się dostatecznie blisko, z piorunującą szybkością spadłanań wszystkimi sześcioma łbami, a każda z sześciu paszcz porwała po jednymwioślarzu i uniosła do swojej jaskini.Bolesny to był widok, bo nieszczęśnizawiśli jak ryby na haczyku wędki i wielkim głosem wzywali Odysa, a ontymczasem, choć tak bardzo kochał swoich towarzyszy, nic a nic nie był w staniedla nich uczynić.Ale czekało jeszcze coś gorszego.Niesieni tymże samym pomyślnym wiatrem,żeglarze dopłynęli do wyspy, z której doleciało ich, nęcące po tylu mękach itrudach, porykiwanie całej trzody krów.Z opisów Tyrezjasza i Kirke Odyseuszdomyślił się, że przepływają koło wyspy Trynakrii i że pasie się na niej stadostanowiące własność samego boga Heliosa.Aby uniknąć pokusy, chciał ominąćwyspę, tym bardziej że wiatr sprzyjający zachęcał do dalszej podróży.434Ale towarzysze zaczęli szemrać; nie było rady, musiał im ustąpić, kazał imwszakże przysiąc uroczyście, że nie poważą się tknąć bożego stada.Na razie wszystko było jak najlepiej.Lecz następnego dnia dotychczasowywiatr zachodni nagle odmienił kierunek, począł dąć od wschodu, i to zaciekle;nie było mowy, aby się puszczać dalej.Tak działo się jeden dzień, drugi itrzeci aż wreszcie stopniały ofiarowane przez Kirke zapasy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl