[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Głodzili więzniów, dając im tylko tyle jedzenia, by mócdalej korzystać z ich przydziałów.Związywali im ręce i stopy razem,jak kurczakom wiezionym na targ, żeby nie mogli się zabić.A jeślikomuś udało się popełnić samobójstwo, budził się w jakimśodległym o tysiące mil miejscu, gdzie równie dobrze mógł ponowniewpaść w ręce łowców niewolników.Poza tym, Sam był już dorosłym mężczyzną i nie potrafiłjak chłopiec cieszyć się dryfowaniem na tratwie.Nie, jeśli miałwyruszyć w podróż po Rzece, potrzebował ochrony, wygody i, conajważniejsze, autorytetu.Jego wielkim marzeniem było zostaćpilotem Parostatku.Przez chwilę był nim na Ziemi.Teraz miałzostać kapitanem parostatku, największego, najszybszego,najpotężniejszego Parostatku, jaki kiedykolwiek istniał, nanajdłuższej Rzece świata, Rzece, przy której Missouri i Missisipiwraz z wszystkimi dopływami, Nil, Amazonka, Ob, Jangcy,połączone razem, wyglądałyby jak mały strumyk w Ozark.Jego łódzbędzie miała sześć pokładów nad poziomem wody, dwa potężne kołaboczne, luksusowe kabiny dla pasażerów i załogi, która w całości składać się będzie z mężczyzn i kobiet sławnych za życia na ziemi.A on, Samuel Langhorne Clemens, Mark Twain, będzie jejkapitanem.Statek nie zatrzyma się, dopóki nie zdobędzie zródełRzeki, skąd ruszy wyprawa przeciwko potworom, które stworzyły tomiejsce i podniosły rodzaj ludzki z martwych, aby znów cierpiał ból,rozczarowanie, frustrację i smutek.Podróż może trwać setki lat, może dwa lub trzy wieki, aleto nie szkodzi.Ten świat nie miał wiele do zaoferowania, ale zpewnością nie brakło w nim wolnego czasu.Sam rozkoszował się ciepłem swoich marzeń: wspaniałyParostatek, on jako kapitan w budce sternika, pierwszy oficer, możepan Krzysztof Kolumb lub pan Francis Drake, kapitan załogi  nie,nie kapitan, major, bo tylko on miałby na tym statku tytuł kapitana tylko on, Sam Clemens  więc majorem byłby może AleksanderWielki, albo Juliusz Cezar lub Ulisses C.Grant.Kolejna myśl jak ukłucie szpilką przekłuła wspaniały balon,niesiony wiatrem marzeń.Ci dwaj starożytni bękarci, Aleksander iCezar, na pewno długo by nie wytrzymali na podrzędnychpozycjach.Od samego początku zaczęliby spiskować, żeby przejąćdowodzenie parowcem.I czy inny wielki człowiek, U.S.Grant,przyjmowałby rozkazy od niego, Sama Clemensa, marnegosatyryka, autora książek, w świecie, gdzie pismo po prostu nieistniało?Z balonu uszły resztki tlenu i obrazy zniknęły.Samwestchnął.Znów pomyślał o Livy, bliskiej na wyciągnięcie ręki, alezabranej przez tę samą siłę, która umożliwiła spełnienie jego drugiego wielkiego marzenia.Została mu na chwilę pokazana, jakgdyby przez okrutnego boga, a potem znów zabrana.I czy to drugiemarzenie naprawdę jest realne? Możliwe, że nie uda mu się nawetznalezć wielkiego złoża żelaza, które na pewno jest gdzieś wpobliżu. 9 Jesteś blady, Sam, wyglądasz na zmęczonego powiedział Lothar.Sam wstał. Idę spać. Jak to, chcesz sprawić zawód tej osiemnastowiecznejWenecjance, która cały wieczór puszcza do ciebie oczko? Ty się nią zajmij  powiedział Sam i odszedł.W ciąguostatnich kilku godzin miał parę razy ochotę zabrać ją do swojejchaty, zwłaszcza, kiedy rozgrzały go pierwsze łyki whisky.Terazbyło mu wszystko jedno.Co więcej, wiedział, że gdyby rzeczywiścieposzedł z Angelą Sangeotti do łóżka, dręczyłoby go poczucie winy.Wyrzuty sumienia powracały w ciągu dwudziestu lat spędzonychtutaj.Miał w tym czasie dziesięć towarzyszek.A teraz, co dziwne,czułby wyrzuty sumienia nie tylko z powodu Livy, ale równieżTemah, Indonezyjki, z którą był związany przez ostatnie pięć lat. To śmieszne!  powtarzał sobie wiele razy. Patrzącna sprawę racjonalnie, nie ma żadnego powodu, dla jakiego miałbymsię czuć się winny z powodu Livy.Byliśmy rozdzieleni tak długo, żeteraz bylibyśmy sobie zupełnie obcy.Zbyt wiele spotkało nas i obojeod Dnia Zmartwychwstania.Logiczne wywody niczego nie zmieniały.Cierpiał.I czemunie? Racjonalność nie ma nic wspólnego z prawdziwą logiką.Człowiek jest zwierzęciem irracjonalnym, działającym dokładnie według temperamentu przypisanego mu od urodzenia, i bodzców, naktóre jest szczególnie wrażliwy.Czemu więc zadręczam się z powodu rzeczy, za które niemogę się obwiniać, skoro nie jestem odpowiedzialny za swojereakcje?Ponieważ leży w mojej naturze zadręczać się z powodurzeczy, których nie jestem winien.Jestem podwójnie potępiony.Pierwszy atom, który poruszył się na przedpotopowej Ziemi iuderzył w inny, zapoczątkował łańcuch wydarzeń, któredoprowadziły, w sposób mechaniczny i nieodwołalny, do tego, żejestem tu i chodzę w ciemnościach po dziwnej planecie, wśród tłumumłodzieńców ze wszystkich zakątków Ziemi i wszystkich epok, wstronę bambusowej chaty, gdzie czeka na mnie samotność, poczuciewiny i tysięczne wyrzuty  wszystkie z racjonalnego punktuwidzenia niepotrzebne, ale mimo to nieuniknione.Mógłbym się zabić, ale samobójstwo mija się tu z celem.Człowiek budzi się dwadzieścia cztery godziny pózniej, w innymmiejscu, ale wciąż jest tym samym człowiekiem, który skoczył doRzeki.Ze świadomością, że kolejny skok nie rozwiąże niczego, atylko może go uczynić jeszcze bardziej nieszczęśliwym. Bezduszne, zatwardziałe łotry!  zawołał, potrząsającpięścią.Potem zaśmiał się smutno i dodał:  Przecież Oni nie mogąnic poradzić na swoje okrucieństwo i kamienne serca, tak samo jakja nie poradzę, że jestem taki, jaki jestem.Tkwimy w tym wszyscyrazem.Ta myśl nie osłabiała jednak ani na jotę jego żądzy zemsty. Z chęcią ugryzłby rękę, która obdarzyła go życiem wiecznym.Bambusowa chata Sama znajdowała się na wzgórzu, podwielkim drzewem żelaznym.Mimo że była to zwykła szopa, w tychokolicach, gdzie kamienne narzędzia do budowy domów byłyrzadkością, stanowiła prawdziwy luksus.Przywróceni do życiamusieli zadowolić się prowizorycznymi domostwami, z bambusówwygiętych i powiązanych na szczycie, i po bokach, sznurami z trawyi przykrytych ogromnymi, przypominającymi uszy słonia, liśćmidrzewa żelaznego.Niektóre z około pięciuset rodzajów bambusaspotykanych w dolinie można było łatwo rozszczepić, uzyskując wten sposób noże, które jednak szybko się tępiły.Sam wszedł do chaty, położył się na łóżku i przykryłkilkoma dużymi ręcznikami.Denerwowały go słabe echa odległejzabawy.Po chwili przewracania się z boku na bok, poddał siępokusie wzięcia kawałka gumy snów [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •