[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie wiedziałam, co czuję ani comyślę.Jedyne, czego byłam pewna, to że dobrze być znów przy nim.Przywarłam do jego ciała i zawładnęło mną przeznaczenie, którewyczuwałam, ale którego nie wypełniłam.Czasy, gdy nie wiedziałam, żekłamstwa były kłamstwami.Kiedy wydawało mi się, że znam swojemiejsce w świecie.Jakaś część mnie tęskniła do tej pewności, do życia,które mogłam wieść, zanim moim światem zawładnął chaos.Odsunął się i patrzył na mnie.Uniósł dłoń i obwiódł owal mojej twarzy.Drugą chwycił moją rękę.Jego palce zatrzymały się i potarły plecionąobrączkę z białego złota. - Moja - wymruczał - jesteś moja.W gardle miałam gulę, nie mogłabym wypowiedzieć ani słowa, nawetgdyby udało mi się jakieś znalezć.Jak wiele obietnic złamałam? Jak wielemu odebrałam, odchodząc?Pocałował mnie jeszcze raz, tym razem delikatnie.Jego usta przesunęłysię po linii mojej szczęki, aż do gardła.Przyciągnął mnie jeszcze bliżej iwyszeptał do ucha:- Powiedzieli, że przyjdziesz.Nie wierzyłem, ale jesteś.Wir uczuć, którymnie unosił, zatrzymał się, gdy padły tesłowa, i brutalnie przywrócił do rzeczywistości. Powiedzieli, żeprzyjdziesz".Uniosłam głowę i mu się przyjrzałam.Był tutaj.%7ływy, w tej celi.Ale wprzeciwieństwie do reszty nieporaniony.Jego twarz nie nosiła śladówcierpienia ani głodu.Ubrania nie były podarte ani brudne.Zapach byłbliski, ciepły i męski, ale nieskażony odorem wymiocin, krwi i brudu.Spojrzałam na jego ręce.Nie był związany.No i siedział sam.Przeszył mnie dreszcz strachu.- Ren? - wyszeptałam.Serce sprzeciwiało się suchym faktom, które mójmózg szybko łączył w jedną całość.Pochylił się i pocałował mnie w ucho.- Tęskniłem za tobą, Lilio.Bardzo - mruczał, zamykając moje ramiona wuścisku.- Przepraszam.I nagle leciałam na drugą stronę celi.Uderzyłam głową o ścianę i przezchwilę nic nie widziałam.Osunęłam się po ścianie na podłogę.Wziąłmnie pod pachy i postawił na nogi.Czułam jego oddech na skórze.Jegousta znów dotknęły moich, ale tym razem poczułam smak krwi.Odwróciłam głowę i łapałam powietrze, walcząc o odzyskanierównowagi i wzroku.- Ren, przestań, proszę.- Wymacałam jego ramiona i spróbowałam goodepchnąć.- Co robisz?Wpatrywał się we mnie i widziałam zarys jego szczęki, wysiłek w oczach.W czerni zrenic mieszały się furia i smutek. - Nie chcę tego, nigdy tego nie chciaiem - wycedził przez zaciśnięte zęby- ale nie mam wyboru.Nie zostawiłaś mi wyboru.Znów popchnął mnie na ścianę i zaparło mi dech.Wahał się chwilę,patrzył na mnie, a cierpienie znaczyło jego twarz, nawet jeśli wciążtrzymał mnie w żelaznym uścisku.- To jedyny sposób - wypowiedział te słowa w taki sposób, jakby samstarał się w nie uwierzyć.- Jesteś moja.Muszę mieć cię z powrotem.Moim obowiązkiem jest sprawić, byś została.Powiedzieli,że muszę tozrobić.- Zrobić co? - Patrzyłam na niego.- Złamać cię. 22Ren przygniótł mnie do zimnej ściany celi, jego kolano znalazło sięmiędzy moimi udami.Przerażenie odebrało mi siły.Nie mogłam znalezć woli, by sięprzemienić.To nie dzieje się naprawdę.- O Boże, Ren, nie - mogłam tylko szeptać i patrzeć na niego.Niewiedziałam już, kim jest ten chłopak naprzeciwko mnie, w któregooczach widziałam rozpacz i szaleństwo, każące mu mnie krzywdzić.Ogarnęła mnie taka panika, jak nigdy wcześniej.Nie wierzyłam, że możedokonać się aż taka zmiana, ale palce wbijał mi w nadgarstki tak mocno,że krzyknęłam.Czułam w ustach smak krwi.Jego zęby poraniły miwargi.Czy Ren jest teraz po stronie Opiekunów?Cała drżałam, wstrząsały mną fale mdłości.Stałam prosto tylko dlatego,że Ren przyciskał mnie do ściany.Szał w jego oczach przerażał mnie iutwierdzał w przekonaniu, że każdy z jego wyborów podyktowany byłrozpaczą i bólem.- Nie musisz tego robić, Renier.- W drzwiach pojawiła się nowa postać iprzemówiła cicho, ale zdecydowanie: - Puść ją.Ren obnażył zęby, kiedy Monroe powoli ruszył w naszą stronę.Wdłoniach trzymał opuszczone miecze.- Masz wybór - mówił dalej niskim głosem - opuść to miejsce, zostaw zasobą.Chodz z nami.- Z wami? Z Poszukiwaczami? - Ren splunął na podłogę.- To nie tak, jak myślisz - ciągnął Monroe.- Przyszliśmy po ciebie.Callachce ci pomóc.I ja też. Popatrzyłam na Rena błagalnie, chociaż boleśnie wykręcał mi nadgarstki.- Ren, proszę cię.To prawda.Chodz z nami.- Swoimi kłamstwami odebrałaś mi wszystko.- Nie spuszczał wzroku zMonroe'a.- Prędzej cię zabiję, niż uwierzę w jakiekolwiek twoje słowo.Spojrzał na mnie, a twarz wykrzywiona gniewem i smutkiem wywołałaciarki na mojej skórze.- Mam nadzieję, że to się nie wydarzy - kontynuował Monroe.- Niejestem twoim wrogiem, ale nie mogę cię zmusić, żebyś dokonałwłaściwego wyboru.To się nie musi tak skończyć, ale jeśli nie chcesz iśćz nami, puść przynajmniej dziewczynę.Nie pogarszaj sprawy.- Czy może być coś gorszego niż uściśnięcie ręki wyciągniętej przezpotwora? - Z cienia przy drzwiach wyszedł mężczyzna.Serce waliło mi jak oszalałe, gdy poznałam Emila Laro-che'a,masywnego i krępego, innego niż jego rosły, smukły syn; jego ciałopokrywały napięte mięśnie i szorstkie, najeżone włosy.Alfa klanu KaryNocy patrzył prosto na mnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •