[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mo-żemy próbować się oszukiwać, że jest inaczej, tylko co to da?Niech wyjdę na staroświeckiego ramola, ale uważam, że takaterapia co najwyżej łagodzi objawy, ale nie leczy przyczyn.Może pomóc ludziom, dla których małżeństwo to rodzaj kon-traktu, ludziom, którzy muszą ze sobą być, z różnych względów:bo dzieci, bo finanse, bo w ogóle pobrali się, żeby uniknąć sa-motności, nie odstawać od społeczeństwa, nie mieć etykietkistarej panny czy starego kawalera.A skoro nie mogą się roz-stać, to muszą wypracować jakieś zasady, by w miarę bezbo-leśnie znosić swoją obecność.Jak niecierpiący się, ale skaza-ni na siebie pracownicy w biurze.I w tym terapia rzeczywiściemoże pomóc.Ale nie w odbudowaniu miłości.My się z mamąkochaliśmy, taką naprawdę wielką miłością.I ta miłość sięskończyła, wiemy to oboje.Jestem tym zrozpaczony, bo nicpiękniejszego mnie w życiu nie spotkało, poza oczywiście to-bą i Michałem, ale wy jesteście owocem właśnie tej miłości.Pójście za głosem serca było najlepszym wyborem, jakiegomogłem dokonać.A przecież wcale nie oczywistym, są ludzie,którzy dla jakichś celów tłumią swe uczucia, krzywdząc tymsiebie i obiekt swoich uczuć.Ale teraz muszę wyciągnąć kon-sekwencje z tego, że ów głos serca zamilkł.Zamykanie oczu nafakty tych faktów nie zmieni.Jedynie pogorszy sprawę.Jeśliodwleklibyśmy tę decyzję, za dwa, trzy lata wszystko wróci-łoby ze zdwojoną siłą.A wtedy nie rozstawalibyśmy się jako przyjaciele, tylko jako wrogowie.— A teraz rozstajecie się w przyjaźni? — Asia wykazałasceptycyzm.Nie na darmo była córką policjanta.— Mama jest oczywiście rozżalona.-328-Znowu zamilkli.Tym razem tramwaj nie przejechał.W nie-dzielę był mniejszy ruch.— Mam do was prośbę.Nie przechowalibyście mnie przezkilka dni?Odstawiła filiżankę z kawą, w jej oczach dostrzegł niepokój.— Czyli jednak skończyło się awanturą?— Nie, nic z tych rzeczy.Nie chcę tylko, żeby mama ro-biła sobie nadzieję, że rozejdzie się po kościach, najlepiej bę-dzie, jak od razu się wyprowadzę, a że nie mam gdzie siępodziać.— W porządku, możesz zatrzymać się u nas.— Nie zapytasz Stefka o zgodę?— Zapytam, ale nie sądzę, żeby miał coś przeciwko temu.Znasz go przecież.Przygodny musiał przyznać, że nie spotkał równie uczyn-nej osoby jak jego faktyczny, a formalnie przyszły zięć.Pod-niósł się.— Pojadę spakować sobie trochę rzeczy, zadzwoń.Polecenie wykonał ktoś inny i rozległ się dźwięk domofo-nu.Asia spojrzała zaskoczona w stronę drzwi.— Ciekawe, kto w niedzielę o tej porze.Może mamaprzyszła za tobą?Ale to nie była Gabi.W wejściu ukazał się podekscytowa-ny Gajda.Tak bardzo, że tym razem nie zmierzał do sednaprzez zawiłe wstępy.— Panie komisarzu! Mamy go! Znaczy się Jezusa! Zaata-kował Żukiewicza nożem! Pański przyjaciel miał rację z tąswoją pokręconą teorią.Wojtkiewicz go obezwładnił.Zdajesię, że zaciekle się bronił, bo Wojtkiewicz jest ostro pokiere-szowany.Tak przynajmniej wynika z tego, co mówił Wójcik,bo mówił trochę nieskładnie, sam pan go zresztą zna, Miodekto on nie jest.Przygodny mógłby mieć również pewne zastrzeżenia do po-prawności wypowiedzi Gajdy, bo jej gramatyczna konstrukcja-329-wskazywała, że Wojtkiewicz unieszkodliwił nie Jezusa, tylkoKuriatę, ale oczywiście kwestie językowe interesowały go w tejchwili najmniej.— A dlaczego nikt do mnie nie dzwoni?— Jak nie? Cały czas wydzwaniamy, najpierw Wójcik, po-tem ja, ale pan komisarz nie odbiera!Przygodny obmacał kieszenie spodni, a potem kurtkę nawieszaku.Nigdzie nie wyczuł charakterystycznego obłegokształtu.Komórka musiała wysunąć mu się z kieszeni kurtki,kiedy zdjął ją, siedząc obok Gabi na kanapie.Tylko dlaczegoGabi nie odebrała? Może nie chciała albo w nocy wcisnął przy-padkiem klawisz trybu „bez dźwięku" i telefonu po prostu nie było słychać.— Jak mnie tu znalazłeś?— Pojechałem do pana do domu — komisarz dbał, by je-go sprawy zawodowe nie zakłócały życia pozostałym człon-kom rodziny i numeru telefonu stacjonarnego nie udostępniałwspółpracownikom — pańska żona powiedziała mi, że ma-cie.hm.pewne problemy rodzinne i możliwe, że pojechałpan opowiedzieć o nich córce.Któż mógł znać go lepiej niż Gabi?— Nie byłeś jeszcze w mieszkaniu Żukiewicza?— Nie.Jak Wójcik do mnie zadzwonił i powiedział, że ma-ją Jezusa, ale nie mogą pana złapać, kazałem im tkwić koł-kiem na miejscu i wybrałem się pana szukać.— Doskonale.Jedziemy.Komisarz Przygodny po kilku minutach zorientował się,że z przesłuchania nic nie będzie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •