[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Niewa\ne, czy się ukradnie, czy zarobi.Najwa\niejsze to puścić forsę w ruch, reszta zrobi sięsama.Wiedział to od dawna, ale pracując u posła Stefanika, miał okazję bezpośrednioobserwować, jak to się dzieje.Wyjął klucze, pochylił się, \eby w panującym półmroku trafić do zamka.Zwiatłolamp z górnego oraz dolnego piętra było bardzo nikłe.Ledwie przekręcił klucz i nacisnąłklamkę, jakaś siła pchnęła go do środka mieszkania.Uderzył głową w przeciwległą ścianę,przed oczami zatańczyły gwiazdy.Tymczasem drzwi zatrzasnęły się.Napastnik szarpnąłasystentem, postawił go na nogi.W oczy przestraszonego mę\czyzny uderzyło ostre światłolatarki.- Dawaj klucze.Marek, choć oszołomiony, zdumiał się tym \ądaniem tak bardzo, \e na chwilęzapomniał o bólu i strachu.- Po cholerę? Przecie\ jesteś ju\ w środku.Napastnik nie odpowiedział.Kopnął go w pachwinę.Asystent zgiął się w pół,przeciągle jęknął.Wypuścił pęk z dłoni.Klucze upadły z brzękiem na miękką wykładzinę.- Grzeczny chłopczyk - padły drwiące słowa.- A teraz wypijesz na kolację cośpo\ywnego i smacznego.Marek odzyskał oddech.- Kurwa twoja mać - wyrzęził.- Mylisz się, moja mama jest bardzo cnotliwą kobietą.- W głosie napastnika nie byłogniewu, ale niespodziewanie kolejny cios spadł na kark asystenta.- Pij! - To ju\ byłopowiedziane rozkazującym, ostrym tonem.Wcisnął Markowi plastikową buteleczkę.- Co to jest? Jakaś trucizna? - Przera\ony mę\czyzna odepchnął naczynie.Zaraz tegopo\ałował, bo straszny ból przeszył całe ciało od lewego ucha a\ do stóp.Dopiero po chwilizdał sobie sprawę, \e było to mierzone, fachowe uderzenie tu\ za mał\owinę. - Jakbym chciał cię zabić, kretynie, tobym ci kark skręcił i upozorował wypadek, a niebawił się w pojenie niemowlaka.To tylko na lepszy sen.Chyba \e obiecasz mi, \e nikomu otym nie powiesz, nigdzie nie będziesz dzwonił a\ do jutrzejszego południa.- Tak, tak.- Asystent gorliwie pokiwał głową, nie zwa\ając na ból.- Przysięgam,nikomu nic.- Masz mnie za idiotę? Tak tylko powiedziałem.Nie wyczułeś ironii? Nie dość, \ezłodziej, to jeszcze głupek? Pij!Marek przestał się bronić.Musi udać, \e pije, i wszystko zaraz wypluć.Potem trzebabędzie coś wymyślić.Posłusznie przechylił butelkę.W tym momencie napastnik chwycił goza głowę.Zakrył mu usta i ścisnął nos.- Tak jest - rzekł zadowolony, kiedy ofiara przełknęła płyn.- Grzecznie i bezniespodzianek.Widzę, \e mo\na się z tobą dogadać.Teraz poczekamy parę minut, a\ prochyzaczną działać, i poło\ę cię lulu.*Limuzyna na dyplomatycznych rejestracjach podjechała pod stację benzynową.Kierowca otworzył od środka klapkę wlewu, wysiadł i spojrzał na dystrybutor, po czym wziąłprzewód z najdro\szym paliwem.Otworzyły się drzwi od strony pasa\era i z auta wysiadłsiwy mę\czyzna w drogim garniturze.Rozejrzał się i przeciągnął leniwie.Zerknął na logo Aukoilu , odbijające się w mokrej jezdni.- Chwila przerwy, Miszka - powiedział do kierowcy, po czym wszedł do pawilonuhandlowego.- Gdzie znajdę ubikację? - spytał po ukraińsku.Sprzedawca bez słowa wskazał korytarz z lewej strony, podał klucz.Siwy rzucił mumonetę.Mę\czyzna za ladą spojrzał na nią obojętnie, potem zerknął na klienta znikającego zadrzwiami toalety.Wtedy wszedł następny człowiek.Podał banknot, a monetę ostro\niezawinął w kawałek folii.Poło\ył palec na ustach.Siwy stanął przy pisuarze i wyjął telefon.- To ja - powiedział po polsku.- Za pół godziny zadzwońcie, \e mo\na odebrać towar.Na pewno - warknął.- Wiesz, jak nie lubię niepotrzebnych pytań.Wyszedł z ubikacji, nie myjąc rąk.Przechodząc obok kasy, uśmiechnął się samymikącikami ust.- Przeka\ im, \e nie muszą się trudzić.Na monecie nie znajdą odcisków palców.Nigdzie ich nie znajdą. Sprzedawca w odpowiedzi tylko wzruszył ramionami.Patrzył na odje\d\ające auto.Kiedy znikło w ciemnościach, przed pawilonem pojawił się ten sam człowiek, który zabrałmonetę.Wyjął z kieszeni małą buteleczkę z atomizerem i spryskał tę część dystrybutora,której dotykał kierowca.Sprzedawca wyszedł na zewnątrz, zbli\ył się do mę\czyzny.- O co chodzi? On kazał wam powiedzieć.- Wiem, wiem.Idz do środka.Niczego nie widziałeś, niczego nie słyszałeś.Chyba \echcesz mieć małą wizytę w środku nocy.Pracownik stacji czym prędzej się oddalił.- Trzeba lepiej pilnować pracowników, panie Panfilów - mruknął mę\czyzna przydystrybutorze.- Po nitce wreszcie dotrzemy do kłębka.*Michał wszedł do gabinetu posła, z rozmachem otwierając drzwi.Stefanik siedział wfotelu za biurkiem, odchylony daleko do tyłu, z przymkniętymi oczami.Na jego twarzy widaćbyło wyraz rozmarzenia.Podskoczył, kiedy cię\kie skrzydło uderzyło o blokadę i załomotałogłucho.Nad blatem biurka ukazało się przestraszone oblicze ładnej kobiety.Wrońskiuśmiechnął się do niej.Kobieta natychmiast pozbierała się, zaczęła w pośpiechu zapinaćguziki bluzki, odruchowo otarła usta.Poseł skulił się, gorączkowo gmerając przy spodniach.- Nie trudz się, przyjacielu - powiedział Michał tonem uprzejmej konwersacji.- Zajmętylko chwilkę, a potem będziecie mogli wrócić do przerwanych czynności słu\bowych.- Kto.Coś ty za jeden? - wykrztusił Stefanik.- Wpadłem na chwilę.Zobaczyłem z dołu zapalone światło.Oho, myślę, czy\by filarpolskiego parlamentaryzmu poświęcał się o tak póznej porze pracy dla ogólnego dobra? A takzle się niektórzy wyra\ają o wybrańcach narodu.No to przyszedłem zobaczyć ten precedens.- Ale przecie\.Zamknęłaś drzwi? - Stefanik zwrócił się do sekretarki.Ta pokiwałagłową.- Na pewno? - Znów gorliwe potwierdzenie.- Jak wszedłeś?- Dostałem klucze od twojego asystenta, Anteczku.To bardzo miły i uczynny kole\ka.Nie, nie zabiłem go [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl