[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Spokój nie nadchodzi, bo wszystkie myśli zaplątane są wkoszulę ze śladami krwi, która teraz jest w posiadaniu Willa.-Jeżeli mi to sknocisz, nigdy ci nie wybaczę.Dziwna rzecz, ale bezcielesny głos mojej siostry unoszący się w ciemności nie przestrasza mnie.Nieteraz, gdy mam głowę zajętą układaniem szybkich planów odzyskania dowodu na to, że nie jestemczłowiekiem.Nie pyta o wyjaśnienia, a ja się nie tłumaczę.Wystarczy, że się wykradłam, a ona o tym wie.Z jejpunktu widzenia niczego dobrego nie kombinuję.Aóżko Tamry skrzypi, gdy moja siostra obraca sięna drugi bok.Nie wiem, co powiedzieć.Nie przychodzi mi do głowy żadne zapewnienie.Nic, copozwoliłoby mi czuć się mniej winną, mniej samolubną.Moje usta pulsują na wspomnienie pocałunku Willa.O mało co nie zaprzepaściłam wszystkiego.Omało co się nie odsłoniłam.O mało co nas nie pogrążyłam.I jeżeli nie dotrę do koszuli Willa, to wciąż może się zdarzyć.Muszę ją odzyskać.Za wszelką cenę. ROZDZIAA 14Następnego dnia, gdy pokonuję ostatnich kilkaset metrów do domu Willa, pot spływa mi po plecach.Mocne uderzenia butów o chodnik brzmią dziwnie krzepiąco.Obiecałam mamie, że wrócę do domu na kolację.W sobotnie wieczory lubi jeść wcześniej.Ponieważi tak panuje już u nas dość napięta atmosfera, nie chcę jej denerwować.Jestem jednak gotowa zrobićto, co muszę.Jeżeli mam szczęście, to Will podobnie jak ja i Tamra używa kosza na brudną bieliznę.Wyobrażamsobie koszulę wywiniętą na lewą stronę, a moją krew - purpurową i połyskliwie opalizującą nawetwiele godzin po wypłynięciu z ciała - przez nikogo niezauważoną.Inni ludzie może nie mielibypojęcia, czym naprawdę są te fioletowe plamy, ale Will nie miałby problemu z ich identyfikacją.Rozpoznanie we mnie dragonki naraża nas wszystkich.Każdego dragona, nawet mamę i Tamrę.Samzwiązek ze mną oznaczałby przypieczętowanie ich losu.Zbliżając się do jego domu, zwalniam na widok hiszpańskiej dachówki pomiędzy drzewami.Zapamiętałam instrukcje, które podała mi Catherine przez telefon.Wiedziałam, że z jakiegośpowodują lubię.Poza wymow- nym  hmm", nie wtrącała się i nie pytała, dlaczego chcę wiedzieć, gdzie mieszka Will.Brama jest otwarta, więc wbiegam podjazdem.Przed szerokim portykiem zwlekam tylko przezchwilę, zauważywszy hummera zaparkowanego na zewnątrz wolno stojącego garażu.Na momentzatrzymuję się i zastanawiam, co dalej.W idealnym świecie dom stałby pusty, a jakieś okno byłoby otwarte lub niedomknięte.Jawślizgnęłabym się do środka, odnalazła koszulę i po pięciu minutach uciekła.Tyle że mój świat nigdynie był idealny.Nie mam wyboru.Nie mogę ryzykować i czekać, aż minie kolejny dzień.Muszę doprowadzić tęsprawę do końca.Przełamuję się i brnę dalej.Zanim jeszcze zdążę zmienić zdanie, wchodzę po schodach i pukam w wielkie dwuskrzydłowe drzwi.Odgłos niesie się echem, jakby po drugiej stronie rozciągała się wielka jaskinia albo otchłań.Czekam,żałując, że nie ubrałam się w coś innego, tylko w prążkowane szorty i top.Włosy związałam w końskiogon, który opada mi na plecy.Nie wyglądam najlepiej.Gdy drzwi się otwierają, znów dopada mnie to samo przeczucie i wiem, że Will jest po drugiej stronie,jeszcze zanim go widzę.Nawet nie wysila się, by okazać radość na mój widok.Nic dziwnego, że wygląda na zaskoczonego,wziąwszy pod uwagę to, jak szybko wczoraj przed nim uciekłam.- Jacinda.Co ty tu robisz? Odparowuję jego wczorajszą wymówką:- Chciałam zobaczyć, gdzie mieszkasz.Wiesz, tak na wszelki wypadek.Nie śmieje się z mojego dowcipu - repliki własnych słów.Nawet się nie uśmiecha.Zamiast tego zniepokojem zerka przez ramię.No, ale w każdym razie nie krzyczy, alarmując, że na progu domu stoi dragonka.Najwyrazniej jeszcze nie oglądał dokładnie ubrania.- Nie zaprosisz mnie do środka?-Will? Kto to? - Drzwi otwierają się szerzej.Obok Willa pojawia się mężczyzna z orzechowymioczami.Podobieństwo kończy się na oczach.Jest niższy niż Will, żylasty, jakby spędzał mnóstwoczasu w siłowni, pracując nad udoskonalaniem swojego ciała.- Och, dzień dobry.- W przeciwieństwie do Willa zachowuje się swobodnie, ale ma pusty uśmiech.Jakby robił to przez cały czas, nie przypisując temu znaczenia.- Tato, to jest Jacinda.Koleżanka ze szkoły.-Jacinda - wita się ciepło i wyciąga do mnie rękę.Odwzajemniam ten gest.Zciskam dłoń samego diabła, patrzę mu w oczy, czuję jego dotyk.W niczymnie przypomina Willa.Ten myśliwy nigdy nie pozwoliłby dragonowi uciec.-Miło pana poznać, panie Rutledge - udaje mi się odezwać normalnym głosem.Pod uściskiem jego dłoni czuję ciarki.- Mnie również.Will nie przyprowadza tu zbyt wielu przyjaciół.- Tato - mówi Will spiętym głosem.Wypuszcza moją rękę i poklepuje syna po plecach.- Dobrze, nie będę cię już wprawiał w zakłopotanie.- Znów spogląda na mnie błyszczącymi oczami iocenia z wyrazną aprobatą.- Dołącz do nas, Jacindo.Grillujemy na tylnym tarasie.- Tato, nie sądzę.- Z przyjemnością - kłamię.Jedzenie w towarzystwie ojca Willa jest jak borowanie zębów, ale jamuszę tam wejść.Nie chodzi tylko o mnie.Tamra, mama, stado, wszystkie dragony.pozostawienie tej koszuli w tym domu naraża nas wszystkich.Pan Rutledge gestem zaprasza mnie do środka.Przechodząc dostojnym krokiem obok Willa,wkraczam do lodowato chłodnej rezydencji.- Lubisz żeberka, Jacindo? Od rana wędzę je na małym ogniu.Niedługo powinny być gotowe.Will dołącza do mnie i w ślad za jego ojcem razem przemierzamy ogromny wejściowy hall.Naszekroki niosą się echem po wykafelkowanej podłodze.W domu dominuje chłodna perfekcja.Gdypodążamy szerokim korytarzem, mijamy wiszące tam, pozbawione życia dzieła sztuki, a z wysokiegosufitu owiewają nas potężne białe wentylatory.- Co ty tutaj robisz? - odzywa się tuż przy moim uchu ochrypły szept Willa.I wraz z tym pytaniem dociera do mnie, gdzie jestem.W jego domu, w gniezdzie moich wrogów.Czyto tutaj przywożą schwytane dragony? Jeszcze zanim sprzedadzą je enkronom? Moja skóra naprężasię, lęk jest niebezpiecznie blisko.Wciągam powietrze i pocieram dłonią ramię, opanowującwyobraznię.-Jesteś rozczarowany moją obecnością? - pytam, zebrawszy w sobie odwagę.Jego ojciec znika zarogiem przed nami.- Wczoraj chciałeś się ze mną zobaczyć.-To wspomnienie niemal odbiera mimowę.Ostatniej nocy byłam bliska myśli, że śledził mnie w drodze do domu.Chwyta mnie za rękę i zatrzymuje.Te jego zmienne oczy błądzą po mojej twarzy w poszukiwaniuodpowiedzi.Wyczuwam jego dezorientację, niezdolność zrozumienia mnie.czy też mojej obecnościtutaj.-Chcę cię widywać.O niczym innym nie myślę.-Milknie, sprawia wrażenie skrępowanego.- Ale nietutaj. - Will, Jacinda, chodzcie!Wzdryga się na dzwięk głosu ojca.Jego wzrok przemyka poza mnie, ponad moje ramię.- Możemy się widywać gdzie indziej.Powiedziałem ci, co sądzę o mojej rodzinie.Nie powinnaś tuprzychodzić -mówi cicho.- Ale przyszłam i zostaję.- Uwalniam swoją rękę i ruszam dalej, rzucając przez ramię: - W samą porę,bo jestem głodna.-Jacindo - błaga, a jego głos zabarwiony jest desperacją, której nie pojmuję [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •