[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Oczywiście, że nie Wiedzą, że nie można wyrzucić Joego Turnera.Nie zauważyłemstopnia, to wszystko. Oparli się o narożnik budynku. Dokąd teraz pójdziemy  zapytał Johnny.Joe spojrzał na niego, usiłując zebrać myśli. Która godzina?Johnny wyciągnął zegarek z kieszeni starając się skupić na nim wzrok. Dwunasta  oznajmił.Potem spróbowałobjąć Joego ramieniem. Joe, jest północ!Joe odepchnął go. Nie całuj mnie.Cuchniesz whisky.Johnny odsunął się urażony. W porządku, Joe, ale i tak cię lubię. Masz jakąś forsę?  spytał Joe.Johnny jedną po drugiej przeszukał kieszenie.W końcu wydobył zmięty banknot jednodolarowy.Joe zabrał mu go. Wezmy taksówkę  powiedział. Znam bar, w którym dostaniemy coś na kredyt.Johnny drzemał z głową na stole.Chłodny marmurowy blat wpływał kojąco na jego twarz.Ktoś usiłował godzwignąć, leczon nie chciał się podnieść.Odepchnął od siebie czyjeś ręce.To moja wina, Piotrze, moja wina.Joe spojrzał w dół na niego, po czym zwrócił się do mężczyzny, który stał za nim. On jest pijany, Al.Al Santos powiedział zwięzle. Ty jesteś na tyle trzezwy, by mówić.On jest bardziej pijany ode mnie  upierał się Joe.Tylko dlatego, że nie ma twojego doświadczenia w piciu odparł Al. Jest młodszy od ciebie.To jeszcze dzieciak. Ma dwadzieścia dwa lata. Mógłby mieć nawet pięćdziesiąt  mruknął Al. Dla mnie i tak byłby dzieckiem. Odwrócił się doJohnny'ego i potrząsnął nim. Dalej, Johnny, chłopcze, wstawaj.To ja, Al, szukam cię przez całą noc.Johnny ledwie odwrócił głowę i wymamrotał:  Przykro mi Piotrze.To wszystko moja wina. O czym on ciągle gada, że mu przykro?  zapytał Joego Al.Joe zaczynał trzezwieć, jego wzrok nie był już taki mętny. Biedny dzieciak  powiedział. Chciał zrobić film i wszystko rozwalił.Wszyscy straciliśmy forsę, a Johnnynie przestaje mówić, że to jego wina.  A to prawda?  spytał Al.Joe spojrzał na niego. Nie, nieprawda.To był jegopomysł, ale szczerze mówiąc dobry i nikt nas nie zmuszał byśmy się go uczepili.Jesteśmy na tyle dorośli, bywiedzieć, co robimy.- Chodz i opowiedz mi o tym - rzekł Al, prowadząc go do innego stolika.Podszedł kelner, a on zamówił butelkęwina.Słuchał w milczeniu opowiadania Joego.Od czasu do czasu spoglądał na stolik, przy którym spał Johnny i tkliwieuśmiechałsie do siebie.Johnny Edge.Przypomniał sobie, jak pierwszy raz usłyszał to nizwisko.Pózno, pewnej nocy w 1898 do wesołegomiasteczka, które prowadził, zajechał wóz.Było to trzynasc lat temu.Szmat czasu, lecz teraz nie wydawało się totakie odległe.Lata przelecialy.Wtedy to on i jego brat Luigi kupili farmę w Kalifornii.Luigi chciał patrzeć jak rosnąrośliny, uprawiać winorośl na wino, widzieć pomarańcze na drzewach tak, jak w starym kra,u, chciał mieć jakieśmiejsce, do którego mógł się udać, gdy wycofa się z interesu.Miał pięćdziesiąt cztery lata, nie musiał pracować nażycie i jechał na farmę do Kalifornii.Był wczesny ranek, kiedy wyszedł ze swojego wozu.Fioletowoszare mgły świtu wciąż unosiły się nad ziemią, gdyobchodził wóz, by sobie za nim ulżyć.Poczuł, ze ktos go obserwuje, obejrzał się za siebie.Stał za nim chłopak mniej więcej dziewięcioletni.Al przyjrzał mu sie uważnie; w wesołym miasteczku nie byłożadnych chłopców w tym wieku. Kto ty jesteś?  zapytał Johnny Edge  odpowiedział chłopak, spoglądając na niego trzezwo szczerymi, niebieskimi oczami.Al miał zakłopotaną minę, więc mały pospieszył z wyjaśnieniem.- Jestem z mamą i tatą.Oni dopiero wczorajwieczorem przyłączyli śię do was. Och - połapał się Al.- Jesteś z Dociem Psalterem? To mój ojciec  pbważnie odpowiedział Johnny  ale to nie jest jego prawdziwe nazwisko.Naprawdę nazywasię Walter Edge, a moja mama Jane Edge.- Odwrócił się i pokazał palcem. Tam stoi nasz woz.- No cóż, w takim razie - powiedział Al - chodzmytam i przywitajmy się.Chłopiec patrzył na niego poważnie.- Ty jestes Al Santos,prawda? Al przytaknął i ruszył w stronę ich wozu.Nagle zatrzymał się.Mały chłopiec chwycił go za rękę, gdy szli razem wkierunku wozu.Przypomniał sobie noc, kiedy rodzice Johnny'ego zginęli w pożarze, który strawił duży namiot.Jane zostałaprzygnieciona namiotem, gdy runął główny słup, a ojciec Johnny'ego szukając jej pospieszył do środka.Kiedy goznalezli, był dotkliwie poparzony.Włosy zniknęły z jego głowy i twarzy, kawałki świeżego mięsa połyskiwałyczerwienią przez poranioną skórę.Wynieśli go i położyli na ziemi.Al uklęknął po jego jednej stronie, Johnny po drugiej.Ojciec Johnny'ego spojrzał na nich. Co z Jane?  zapytał.Jego głos brzmiał tak słabo, że ledwie go słyszeli [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •