[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ze złości zaschło mi w ustach.- A tobie się wydaje, że znasz mnie tak dobrze?- A czyja to wina, że cię nie znam? - odparowała Dana.- Ona ma rację, Jane - dołączyła się ciocia Ina.- Nigdy się o to nie starałaś.Czego one ode mnie chciały? Co ja im takiego zrobiłam?- Co to za kłótnie? - syknęła babcia.- Fishkillowie was usłyszą!Poszukałam wzrokiem krewnych Larry'ego.Zajęte manicurem, zupełnie niezwracały na nas uwagi.- Zmieńcie temat.W końcu to jest dzień ślubu Dany.- Dobrze, zmieńmy temat - zgodziła się Dana.- Więc wszystkie bardzo chcemypoznać Timothy'ego.To był cios prosto w serce.Brawo, Dana.254R S - Przyjdzie na ślub, prawda? - upewniała się ciocia Ina.- Teraz niektórzy ludzieprzychodzą tylko na przyjęcie, już po ślubie.Możesz w to uwierzyć? To bardzoniekulturalne!Dwa głębokie oddechy.- Nie jestem pewna, czy będzie mógł przyjść.Ma dzisiaj dyżur.- Mogłaś mi o tym powiedzieć trochę wcześniej - oburzyła się Dana.- Czy onwie, że to kosztuje dwieście dwadzieścia pięć dolarów od osoby?Co za jędza!- Zwrócę ci te pieniądze - oświadczyłam.- Nie o to chodzi, ale tak się po prostu nie robi!- Mogłaś nam o tym powiedzieć - dodała Ina, powoli kręcąc głową.- Przepraszam! W porządku?! - wykrzyknęłam, bliska łez.- Przepraszam was!Och, Boże!Rodzina Larry'ego spoglądała w naszą stronę.Babcia potrząsnęła głową,przerzucając kartki jakiegoś pisma.Dana zamknęła  Nowoczesną pannę młodą" ispojrzała prosto na mnie.- Wiesz co, Jane? Mam już zupełnie dość twojego zachowania.Mam dość tego,jak się odnosisz do mojej mamy.Robi mi się niedobrze od twojej niedojrzałości iegoizmu.I jeszcze gdy widzę, jak moja mama zamartwia się o ciebie, a ty jesteś taksamolubna, że w ogóle tego nie zauważasz.Zaniemówiłam.- To nie jest odpowiedni czas ani miejsce na takie rozmowy - powiedziałaciocia Ina.- Jesteśmy w salonie piękności.Spróbujmy się rozluznić.Może naleję namwszystkim herbaty i.- Muszę wyjść do toalety - powiedziałam, wyjmując stopę z wody.W malutkiej łazience oparłam się całym ciężarem na umywalce.Czułam, żewszystko we mnie drży.Jak one śmiały! Jak mogły! Naraz cały mój gniew opadł i roz-płakałam się.Wielkie, ciężkie łzy spływały mi po policzkach i gromadziły się wkącikach ust.Ktoś zastukał do drzwi łazienki.- Janey? - usłyszałam głos cioci Iny.- Dobrze się czujesz?255R S Zastygłam bez ruchu.Azy zaczęły płynąć jeszcze szybciej.- Janey, otwórz te drzwi.Chcę z tobą porozmawiać.Podniosłam się i otworzyłam ze wzrokiem wbitym w podłogę.Ciocia Inajednym spojrzeniem oceniła sytuację i wcisnęła się do łazienki obok mnie.Usiadłamna sedesie.- Posłuchaj, Jane, Dana jest dzisiaj trochę spięta.To dzień jej ślubu i.- Timothy mnie rzucił - wyznałam, chowając twarz w dłoniach.- Prawie dwatygodnie temu.- Dlaczego mi o tym nie powiedziałaś? - zapytała Ina.Uklękła przede mną,oderwała moje dłonie od twarzy i zamknęła je w swoich.- No, dlaczego nic niepowiedziałaś?- Nie wiem.- Tak mi przykro, skarbie.Dlaczego?Wzruszyłam ramionami tak żałośnie, że zrobiło mi się wstyd przed sobą.- Naprawdę mi na nim zależało.Myślałam, że jemu też, ale widocznie tak niebyło.Może przestałam mu się wydawać interesująca.Nie wiem.W każdym razie zo-stawił mnie.Wszyscy mnie zostawiają.Wszyscy.- Znów podniosłam ręce do twarzy.-A teraz, gdy Dana wychodzi za mąż, będziecie mieć nowych krewnych.Aż do tej chwili nie uświadamiałam sobie, jak bardzo czułam się tymzagrożona.Ciocia Ina szeroko otworzyła usta i przyłożyła dłoń do serca.- Jane, przecież nas nie utracisz! Szczególnie mnie.Naprawdę nie wiesz, ile dlamnie znaczysz? Jesteś jedynym dzieckiem mojej siostry!- Brakuje mi jej - szepnęłam.- Mnie też.Była moją najlepszą przyjaciółką.Mama nie była moją najlepszą przyjaciółką.Nie pozwalałam jej na to i dopieroteraz zrozumiałam dlaczego.Obawiałam się dopuścić ją zbyt blisko do siebie.Obawiałam się, że jeśli za bardzo ją pokocham, to ją stracę, tak jak straciłam ojca.Apotem i tak ją straciłam.- Tak mi przykro, ciociu - powiedziałam.Zarzuciłam jej ręce na szyję i mocnouścisnęłam.- Przepraszam, że zachowywałam się tak okropnie.Ciocia Ina oddała mi uścisk i pogładziła mnie po włosach.256R S - Coś ci powiem, Jane.Umyj twarz i wyjdz stąd.Chcę ci coś dać.Skinęłam głową.Ciocia Ina ujęła mnie pod brodę i jeszcze raz uścisnęła.Gdywyszła, wzięłam głęboki oddech, usiadłam na sedesie i wytarłam twarz papieremtoaletowym, a potem ochlapałam zimną wodą i przycisnęłam do oczu drapiącybrązowy papierowy ręcznik.Ciocia Ina czekała na mnie z małym pudełeczkiem w ręku.Babcia i Danaprzyglądały się nam w milczeniu.- Chciałam, żebyś to dzisiaj założyła - powiedziała Ina, podając mi pudełeczko.- Otwórz.Otworzyłam wieczko i wstrzymałam oddech.W środku był delikatny naszyjnikz pereł, który moja mama zawsze zakładała na szczególne okazje.Dotknęłam go iznów poczułam łzy napływające do oczu.- Podarowałam ten naszyjnik twojej mamie w dniu, gdy się urodziłaś -powiedziała Ina.- Miała wtedy dwadzieścia dziewięć lat, dlatego tobie równieżchciałam go dać na dwudzieste dziewiąte urodziny.Myślę jednak, że twoja mamachciałaby, żebyś założyła go na ślub Dany.- Dlaczego? - szepnęłam.- Pamiętasz, na tydzień przed śmiercią twojej mamy wszyscy myśleliśmy, żezłapała jakąś paskudną grypę.Dana spędziła z nią wtedy dużo czasu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl