[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Po-dałem mu penicylinę, ale wiedziałem, że niewiele to zmieni.Godzinę później nie żył.Paniki, jaka mnie wtedy ogarnęła, nie opiszą żadne słowa.Czy teraz mniezabiją, bo nie spełniłem ich oczekiwań?158Nagle zostałem sam w maleńkiej wnęce.Izolanci powyłazili ze swoich nor izebrali się w głównej komorze.Schodzili się bez pośpiechu, po cichu, mnie odchrobotu pazurów i zgrzytania zębów przebiegały paskudne dreszcze, a kiedyich zobaczyłem, omal nie zemdlałem.Nawet sobie nie wyobrażałem, że możeich być tylu.Biorąc pod uwagę liczebność tego klanu, rychłe zajęcie nowychterytoriów, dalej od Ashborough, wydawało się nieuniknione.Klęczałem na skraju wnęki i gapiłem się w setki par utkwionych we mnie zło-tych oczu.Ostrożnie zszedłem z podwyższenia ze wzrokiem utkwionym w zie-mię, ocierając się o nich po drodze.Odpowiedziało mi głośne szuranie nogami.Skuliłem się odruchowo, czekając, aż wszyscy rzucą się na mnie, a kiedy nictakiego nie nastąpiło, podniosłem wzrok zaciekawiony, co przyciągnęło ichuwagę.Widok był upiorny.Kilka bestii wywlekło trupa i zaczęło mu odrywać kończyny.W ułamku se-kundy doskoczyły do nich kolejne, a mnie przypomniał się film przyrodniczy, naktórym stado lwów uczestniczyło w podziale upolowanego gnu.Ohydne szczękiszarpały mięśnie, ścięgna i kości, usiłując wyszarpać jak najwięcej pożywienia.Rozległ się dziki jazgot i skowyt i zanim zdążyłem oprzytomnieć, z trupa zostałyścięgna, które jego pobratymcom utkwiły między zębami.Właściwie nie powinienem się dziwić.Widziałem przecież obrażenia odnie-sione przez Lauren Hunter i Rosy Deighton.Ale zobaczyć coś takiego na własneoczy.Zamurowało mnie.Po zakończonej uczcie Fenal odprowadził mnie downęki, w której zaczynałem przyjmować pacjentów, i podesłał mi kolejnych.Kiedy doszedłem do wniosku, że dłużej tego nie wytrzymam, przestali przy-chodzić.Bałem się stamtąd ruszyć, siedziałem więc w niszy; chwilę nawetzdrzemnąłem się z głową opartą o ścianę.Śniły mi dawne dobre czasy i naszemieszkanie na Manhattanie.Hałaśliwe miejskie życie wydawało mi się teraznieskończenie odległe.Ocknąłem się, kiedy dwóch Izolantów próbowało mnie postawić na nogi.Niebardzo wiedząc, o co chodzi, pozwoliłem się wyprowadzić do głównej komorylegowiska, gdzie zebrała się ich już cała masa.Wszyscy wpatrywali się we mniezłotymi oczami.Fenal - stojący na czele - również.Nie spuściłem wzroku.Zastanawiałem się,czy to już koniec ze mną.W pewnym sensie miałem nawet nadzieję, że tak wła-śnie będzie.Fenal podniósł ręce.Spod jednej pachy wylazł mu czarny żuk, zakręcił się wkółko i zniknął w kudłach na torsie.159- Kahtah! - zawołał Fenal.Dwustu złotookich mieszkańców podziemi ryknęło i zawyło w odpowiedzi,wymachując kościstymi łapskami na wszystkie strony.Coś mi tu nie pasowało.Naprawdę miałem wrażenie, że zbliża się kres moje-go życia, że wyzionę ducha w tym przedsionku piekła.Modliłem się, żeby Bógzlitował się nade mną i ochronił Jessicę i Christine.Wokół Fenala zakotłowało się i usłyszałem krzyk.Ludzki krzyk: głęboki, gardłowy, wyrażający ból i udręczenie i bez wątpieniadochodzący z gardła mężczyzny.Wyciągnąłem szyję, żeby zajrzeć za plecy Fena-la i towarzyszących mu Izolantów, ale paru innych trzymało mnie mocno zaręce i nogi i nie mogłem ani rozeznać przyczyny całego zamieszania, ani zlokali-zować krzyczącego.Fenal cały czas patrzył na mnie; jego oczy świeciły jasno jak pochodnie roz-jaśniające tę diabelską norę.Stojący wokół niego Izolanci rozpierzchli się nagle irozbiegli po komorze jak spłoszone koty.Echo poniosło ich piski.Stałem, patrzyłem i czekałem.Przez myśl mi nie przeszło, że może mi sięprzydarzyć coś gorszego niż to wszystko, czego doświadczyłem przez ostatniepół roku.Myliłem się.Najgorsze było jeszcze przede mną [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •