[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wciążwpatrywała się we mnie z uwagą, jakby chciała odkryć w mojej twarzy coś niezwykłego,po czym odwróciła głowę, nie znalazłszy tego widocznie, zaraz jednak znowu spojrzała miw oczy.Sprawiała wrażenie biednego dzieciaka bez grosza przy duszy patrzącego z żalemna resztę swojej grupy stojącej w kolejce do budki z lodami, miała taki wyraz twarzy,jakby musiała tylko odprowadzać wzrokiem podawane z rąk do rąk waflowe kubeczkiociekające czekoladową polewą i próbowała sobie w duchu wytłumaczyć, że nie ma żadnych szans na loda, podsycając zarazem złudną nadzieję, że sprzedawca w końcu i jejgo poda, czy to przez pomyłkę, czy też z żalu.Jakby serce jej się kroiło za czymś, czegobardzo pragnie, a mieć nie może.Wyciągnąłem z kieszeni portfel i podałem jej moją wizytówkę.Popatrzyła na nią, marszcząc brwi, po czym uśmiechnęła się na poły ironicznie, napoły ze smutkiem. Naprawdę nie potrzebuję tego, Patricku. Czyżby? To z jakiego powodu jesteś już lekko wstawiona o dziesiątej rano?Wzruszyła ramionami. Gdzie indziej jest już południe. Ale nie tutaj.Micky Doog po raz drugi wyjrzał na ulicę.Kiedy popatrzył w naszym kierunku,zauważyłem, że teraz oczy ma jeszcze bardziej mętne od jakiegoś świństwa, którymobecnie handlował. Hej, Kara! Idziesz, czy nie?!Zerknęła przez ramię, zaciskając palce na mojej wizytówce. Jeszcze chwilę, Mick.Otworzył usta, chcąc jeszcze coś powiedzieć, lecz tylko skinął głową, uderzyłotwartą dłonią we framugę drzwi i zniknął w środku.Kara popatrzyła wzdłuż ulicy, przez dłuższy czas wodząc wzrokiem zaprzejeżdżającymi z rzadka samochodami. Kiedy się wyjechało do wielkiej metropolii, to po powrocie do rodzinnegomiasta, człowiek sądzi, że będzie wyglądało na małe i prowincjonalne. Pokręciła głowąi westchnęła. A tak nie jest? Nie, do cholery.Wygląda dokładnie tak samo, jak kiedyś. Cofnęła się o dwakroki, postukała o biodro trzymaną w ręku wizytówką, jeszcze raz spojrzała na mnielekko rozszerzonymi oczyma i rzuciła:  Uważaj na siebie, Patricku. Ty też na siebie uważaj. Uniosła moją wizytówkę. Teraz, jak mam to, chyba nic mi już nie grozi, prawda?Wetknęła ją do tylnej kieszeni spodni i zawróciła do wejścia  Black Emerald".Wdrzwiach przystanęła jeszcze, obejrzała się i uśmiechnęła do mnie  niby szeroko iserdecznie, ale ten uśmiech nie pasował do niepewnej miny i wyraznie dygoczącychkącików ust. Naprawdę uważaj, Patricku.Jasne? Na co mam uważać? Na wszystko.Absolutnie wszystko.Kiedy obrzuciłem ją podejrzliwym wzrokiem, z bardzo poważną miną skinęłagłową, jakby chciała mi przypomnieć o naszej wspólnej ważnej tajemnicy, po czymzniknęła w barze. 8Zanim mój ojciec wkroczył na arenę walk, próbował swoich sił w miejscowejpolityce, chodził od drzwi do drzwi i zbierał podpisy pod rozmaitymi petycjami, a tylnezderzaki różnych chevroletow, którymi jezdził w moim dzieciństwie i za czasów młodości,wiecznie zdobiły nalepki z napisami mającymi świadczyć o jego dziwnie pojmowanej,partyzanckiej lojalności.Dla niego jednak polityka była całkiem oderwana od sytuacjispołecznej, toteż nie przykładał żadnej wagi do tego, co politycy obiecują wyborcom wpublicznych wystąpieniach.Kusiły go wyłącznie osobiste powiązania w polityce.Traktował ją jak wspaniały, budzący powszechną zawiść dziecięcy domek na drzewie, doktórego można zaprosić najlepszych kumpli, a następnie wciągnąć sznurową drabinką iśmiać się głośno, patrząc z góry na resztę głupców.Popierał Stana Timpsona, kiedy ten zaraz po zrobieniu prawniczego dyplomu iobjęciu posady w prokuraturze okręgowej wystartował w wyborach do rady miejskiej [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl