[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jej oczy szeptały:  zagadaj towarzystwo, niech nikt się stąd nierusza.Była podniecona - odkryła coś ważnego.Moje poruszenie zauważył konduktor.Obejrzał się szybko za siebie, ale Bogini w poręskryła się w korytarzu.- Czy coś się stało? - zagadał konduktor, gdy znowu powrócił do poprzedniej pozycji.- Nie, nic - skłamałem. Do dzieła, Tomaszu - zagrzałem się w duchu do działania. Zagadaj ich.Tabletkazaraz zacznie działać, a do czasu, gdy Lohnmanz nie zaśnie, daj mu popalić.- Zastanawia mnie, czemu złodziej schował notatnik w toalecie? - zacząłem wątek.-Dlaczego nie ukrył go w innym, mniej uczęszczanym miejscu? Czemu wreszcie nie uciekł znim?- A kto to wie? - westchnął konduktor i zdjął powolnym ruchem czapkę odsłoniwszyspocone czoło z charakterystycznym znamieniem w kolorze ciemnego brązu.- Proszę sięcieszyć, że zostawił go w ubikacji.Gdyby uciekł, nie byłoby wśród nas złodzieja, nie byłobyteż zeszytu.- Pan Tomasz szuka dziury w całym - sapnął niepocieszony Kwiatkowski.- Trzeba sięcieszyć, że mamy zeszyt.- Zgoda - przytaknął Lohnmanz i popatrzył na mnie nieco zamglonym wzrokiem.- Nie rozumiem jednego - wbiłem w niego wzrok.- Oskarżyliśmy Vidaca, a przecieżdziennikarz uciekł.Nie mógł zatem podrzucić w toalecie notatnika.- Sugeruje pan, że to ktoś z naszej ekipy? - przeraził się Kwiatkowski.- Spokojnie - uspokoił go inspektor.- Pewnie niezbyt dokładnie przeszukaliśmywagon za pierwszym razem.Ten notatnik musiał tam być przez cały czas, po prostu go niezauważyliśmy.Wyjaśnienie było beznadziejnie naciągane, ale w tej chwili najważniejsze było to,żeby zagadać towarzystwo.Lohnmanz ziewnął szeroko, co uradowało moją duszę stokrotnie. Usypiał.- Może motywem złodzieja zeszytu nie była kradzież? - zaryzykowałem trudnepytanie, widząc, że Lohnmanzowi kleją się oczy i nic mi już nie zrobi.- A tego nie rozumiem - popatrzył na mnie sennym wzrokiem.- O czym pan mówi? - zainteresował się konduktor i otarł pot z czoła.- Złodziejkradnący nie dla chęci zysku?- Pan Tomasz jest zmęczony - burknął Kwiatkowski.- Mówiłem, że szuka dziury wcałym.- Widzi pan - zwróciłem się do niego - podejrzewał mnie pan o kradzież, więc pragnędociec prawdy.- Ja pana podejrzewałem? - oburzył się i zaczerwienił.- A pan - kiwnąłem głową.- Nawet nasłał pan na mnie koleżankę Alinę.Niech jej panpowie, żeby zmieniła cień do powiek.Ech! Dopiero niedawno rozszyfrowałem tę waszą grę.Szkoda, że pan nie wiedział, drogi kierowniku, iż koleżanka Szczurzycka nie jest w moimtypie.- Nie? - szczerze się zdziwił.- A mówiła, że pan ją lubi, tylko udaje takiego.- Jakiego?- No, takiego dzikusa.- Nie jestem dzikusem - broniłem się.- Jak dzikusowi może podobać się pani Ilona?Oto i mój ideał kobiety!- A tak - sapnął zazdrośnie - Alina wspominała, że łazi pan do niej na schadzki.- Wy mnie szpiegujecie? - zdenerwowałem się, bo chyba wydało się, kim byłtajemniczy podglądacz w korytarzu.Szczurzycka.- Jakim prawem?!- Nieważne - machnął ręką Kwiatkowski.- Lepiej niech pan powie o tej  pluskwie wpańskim przedziale.W wagonie restauracyjnym zapanowała złowroga cisza.Spojrzenia - zarównokonduktora jak i sennego Lohnmanza - powędrowały w moją stronę.-  Pluskwa ? - żartowałem.- To nie ja ją znalazłem.To koleżanka Szczurzycka.Onalubi znajdować różne dziwne przedmioty w pociągu.Czy pan wie, kierowniku, że onaznalazła wyrwaną z notatnika Norwida kartkę.Szkic wiersza! Właśnie w toalecie, w którejinspektor Lohnmanz odnalazł notatnik.Dziwne.Ta kobieta ma szczęście.Powinna grać wTotolotka.- Co pan sugeruje? - zapieklił się Kwiatkowski.- %7łe Alinka jest złodziejem?- Nie - kiwnąłem głową. - O czym pan mówi? - zgromił mnie wzrokiem konduktor.- Jakie pluskwy? Wpociągu? A może szczury?Lohnmanz kiwał się już na boki i miał rozmarzony, anielski wyraz twarzy.Konduktorjednak nie patrzył na niego, więc nie wiedział, co dzieje się z inspektorem.- Zaraz! - zdenerwował się konduktor.- Ktoś znalazł kartkę i nie zgłosił tego?Chciał coś jeszcze powiedzieć, podobnie jak biedny Kwiatkowski, ale Lohnmanzzamknął oczy i dosłownie położył się na konduktorze.- Co się panu stało? - zdumiał się konduktor i odsunął mężczyznę od siebie.- Panieinspektorze! Słyszy mnie pan?!Potrząsnął go kilkakrotnie, ale Lohnmanz spał już w najlepsze.- On zemdlał? - zdziwił się Kwiatkowski.- Zpi - mruknął zaskoczony konduktor.Wstał i założył na głowę czapkę.Wstałem także.- To nie jest inspektor - oświadczyłem nagle.- To fałszywy policjant.- Czy pan żartuje? - zdenerwował się Kwiatkowski.- Co się z panem dzieje,Tomaszu?Konduktor nic nie mówił.Stał zdezorientowany i patrzył na leżącego bezwładniewzdłuż fotela Lohnmanza.Przeniósł wzrok na mnie i znowu się zasępił.A patrzył na mnietak, że przeszły mnie ciarki.- To moja sprawka - przyznałem się.Opowiedziałem im skruszony o moim podstępie, wprawiając Kwiatkowskiego wosłupienie.Konduktor słuchał mojej relacji z zimną krwią, jakby to nie był ten samkonduktor, który jechał z nami od samego Paryża.- Niesamowite - powtarzał w kółko Kwiatkowski.Ale na konduktorze moja opowieść nie zrobiła najmniejszego wrażenia.Może tak misię tylko zdawało, a ten człowiek po prostu zastanawiał się, co robić w tej kuriozalnej sytuacji.Na początek zabrał Lohnmanzowi zapakowany w folię notatnik Norwida.- Zawiadomi pan policję? - zapytałem.- Właśnie mam zamiar to zrobić.A notatnik włożę do neseseru.Nie wypada nosić tegodzieła pod pachą.- Ależ oczywiście! - ożywił się Kwiatkowski.Opuściliśmy wagon restauracyjny odprowadzeni wzrokiem przez zdziwionegobarmana.- Co się stało? - zapytała nas Mirabela zainteresowana zamieszaniem na korytarzu. - Notatnik Norwida się odnalazł - poinformował wszystkich Kwiatkowski.- Proszę wejść do swoich przedziałów i nie wychodzić! - polecił konduktor.- Proszęczekać na dalsze instrukcje.Zaraz zadzwonię na policję i zapytam, co robić?Na korytarz wyszli zaniepokojeni hałasem Niemcy i konduktor musiał wyjaśnić im, żezaszły nowe okoliczności, ale nie powinni się martwić.Wysoki Niemiec w ciemnym golfiezaklął.- Nie musi pan zawiadamiać policji - rzekł do niego.- Już to zrobiłem.- Zawiadomił pan policję? - zdziwił się konduktor.- A kto panu pozwolił? Przecieżinspektor Lohnmanz tłumaczył wam, aby nikt nie działał na własną rękę.- Ale Lohnmanz jest fałszywym policjantem - przypomniałem.- A racja - sapnął konduktor i zdjął czapkę.Jego czoło znowu zrosił pot, a brązoweznamię zrobiło się jakby ciemniejsze.- Ciągle o tym zapominam, że to fałszywy inspektor.Nieważne - machnął ręką.- Idzcie do przedziałów.Czekajcie.Gdy konduktor zniknął w swoim przedziale z notatnikiem, otworzyły siębłyskawicznie drzwi przedziału Bogini.Palcem zaprosiła mnie do siebie, a była wielce czymśpodniecona.- Niedobrze - rzekła załamującym się głosem.- Niedobrze.- O co chodzi, proszę pani?- Jak byliście w wagonie restauracyjnym - mówiła ciężko dysząc - dodzwoniłam sięwreszcie do Yvesa [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •