[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wystrzeliłem iudało mi się go spłoszyć.Siedzący na nim spadł na ziemię i zawył.Wierzchowiec tymczasemzniknął w ciemności.Po chwili nadjechał kolejny.Wielbłąd trafiony w drewnianą kulbakęsiodła zakwiczał i poniósł.Jezdziec wylądował na ziemi, chyba złamał sobie nogę.Trzeciegonie zdołałem dobrze trafić.Zwierzę ugodzone w pierś padło martwe.Zrobiło mi się przykro ztego powodu.Po chwili nadjechał czwarty jezdziec.Jego wielbłąda trafiłem w nogę.Wszyscyczterej zalegli w rowie po drugiej stronie traktu i zasypali mnie gradem kuł.W kilka minutpózniej nadjechała rozklekotana ciężarówka, a na niej kilku ludzi ziejących chyba żądząnatychmiastowej zemsty, jadąc strzelali bowiem na wiwat.Trafiłem w oponę i pojazd za-trzymał się.Z ciężarówki zeskoczył Adman i mocno pijanym głosem zaczął wydawaćrozkazy.Po chwili kilku co bardziej przytomnych wycelowało broń w kierunku mojej skałki.Przywarłem do niej ciasno i przez kilka minut słuchałem gwizdu kuł przelatujących mi nadgłową.Wyjrzałem ostrożnie, gdy przerwali ostrzał.Dwaj zmieniali magazynki, pozostalikłócili się z Admanem, pokazując na trakt.Najwyrazniej chcieli podjąć pościg.Jeden z nichodkręcał właśnie przestrzelone koło pojazdu, zapewne po to, żeby je wymienić.Przeliczyłem pozostałe naboje, po czym posłałem jedną cenną kulę w silnik pojazdu.Sądząc po odgłosie trafiłem w chłodnicę.Dobiegła mnie straszliwa wiązanka przekleństw, a potem nastąpiła kanonada.Gdyucichła przeczołgałem się spory kawałek i wyjrzałem.Szykowali się do wymarszu.Jeden znich oglądał postrzelone wielbłądy i biadał nad nimi. Daniec wrzasnął Adman. Nie uda się wam! Precz z komuną! wrzasnąłem i wystrzeliłem zmuszając go do schowania się wrowie. Poddajcie się! Darujemy wam życie! krzyknął.Myślał, że jesteśmy tu wszyscyrazem! Spadaj pisnąłem naśladując głos Zosi. Paweł, wpłyń na nich krzyknął Adman. Nie chcemy rozlewu krwi.Poddajcie się,to zabierzemy was do wioski.Wezmiemy za was tylko dwadzieścia tysięcy.Nic wam się niestanie, za dwa tygodnie będziecie w domu. Czekaj zawołałem. Daj nam z pół godziny na naradę! Dziesięć minut! Dwadzieścia pięć byłem nieustępliwy. Piętnaście zaproponował. Dwadzieścia! Dobrze.Niech będzie.Dwadzieścia minut.W ciągu dwudziestu minut pan Tomasz i młodzi oddalą się o kolejne trzy lub czterykilometry.Doliczając wymianę ognia, która trwała dobry kwadrans mają szansę znalezć sięnawet osiem kilometrów stąd.Mało, mało.Odczekałem dwadzieścia minut. I co? zawołał Adman.Pogrubiłem nieco głos udając szefa. Mówi Pan Samochodzik huknąłem. Uważam, że pan kłamie.Za kradzież lubzabicie wielbłąda grozi wśród ludów koczowniczych kara śmierci.Chcemy mieć gwarancjebezpieczeństwa dla mojego przyjaciela.Naradzali się kilka chwil.Słyszałem podniecony głos Admana, ale nie rozumiałem pokurdyjsku.Cóż, tak to jest, jeśli człowiek nie uczy się obcych języków. Gwarantujemy wam pełne bezpieczeństwo.Paweł jako sprawca kradzieży zostaniewychłostany w obecności wszystkich mieszkańców wioski, a właścicielowi ukradzionychzwierząt musi oddać złoty zegarek zaproponował Adman.Popatrzyłem na swój czasomierz.Czterdzieści minut. Zgubiłem zegarek zawołałem swoim głosem. Czy właściciel nie zgodziłby się nainne odszkodowanie?Rozgorzała dyskusja.Ktoś, zapewne właściciel wielbłąda wrzeszczał coś gardłowymgłosem. Daniec, on zgadza się przyjąć jako odszkodowanie pięćset dolarów, jeśli pozostałymwielbłądom nic się nie stało. Są bezpieczne odpowiedziałem. Nie podoba mi się ta chłosta.Czy nie dałoby sięjej uniknąć za dopłatą? Naradzali się burzliwie. Pawle, nie da rady odezwał się Adman. Oni i tak poszli na duże ustępstwo, bochcieli ci odrąbać rękę. Wesoły naród.Ale sam bym tak zrobił" pomyślałem. Dlaczego? zdziwiłem się. Gdyby tradycja nie była podtrzymywana, wkrótce przepadłaby, a nasz naród razemz nią odpowiedział. Prawa stepu są surowe, ale sprawiedliwe.Spojrzałem na zegarek.Prawie godzina.W tym momencie wybuchły wrzaski kołodrogi.Przegapiłem dwu bardziej trzezwych, którzy w świetle latarki badali odciskiwielbłądzich racic. Daniec! zawołał Adman. Słucham cię, słucham. Oni uciekli! A mieli czekać, aż będziecie ich chłostać albo obcinać im ręce? Już ich nie złapiecie.Nie macie wielbłądów, nie macie ciężarówki. Choćby na piechotę zawołał Adman. Znamy tu ścieżki na skróty.Kilku bojowników wylazło z rowu na drogę.Na czele grupy, która pragnęła gonićpana Tomasza choćby na piechotę, stanął wysoki chudzielec obwieszony malowniczotaśmami do ckm.Wyglądał jak z kiepskiego filmu przygodowego.Wrażenie to potęgowałfakt, że nigdzie nie widziałem karabinu, do którego mógłby te taśmy zaczepić.Aby zniechę-cić ich do pościgu wystrzeliłem trafiając prowodyra w udo.Wywalił się na ziemię krwawiąc izłorzecząc.Znowu posypały się kule, ale tym razem strzelali już dużo oszczędniej.Widocznieamunicja im się wyczerpywała.Pochowali się za to do rowu.Czekaliśmy.Każda minutazwiększała szansę pana Tomasza i młodzieży.Popatrzyłem na niebo nad głową.Nieduży świetlisty punkt przesuwał się wśródgwiazd.Jakiś sztuczny satelita? A potem nisko nad horyzontem spostrzegłem jasną plamkę,która zbliżała się w naszą stronę jak wściekła pszczółka.Po chwili usłyszałem brzęczenie.Helikopter.Moi przeciwnicy też go dostrzegli.Piloci włączyli szperacz i po chwili wymacaliciężarówkę.Odpalili rakietę, która rozniosła samochód na strzępy.Postanowiłem opuścić tomiejsce.Maszerowałem naprzód, a znalazłszy wąską ścieżkę zacząłem wspinać się do góry.Tropili mnie od świtu.Wspinałem się właśnie wąskim żlebem, gdy zadzwoniła kulaodbita od granitu.Obejrzałem się.Adman postawił na nogi chyba całą wioskę i ściągnął kilkadodatkowych oddziałów.Sylwetki widać było na graniach i w żlebach.Wszyscy wędrowalimozolnie pod górę wypatrując właśnie mnie.Któraś grupa posuwała się żlebem, którywybrałem.Ta część Małego Araratu zasadniczo nie była miejscem przeznaczonym dlaalpinistów.Skała mocno popękana kruszyła się pod palcami.Dość nieoczekiwanie natrafiłemna trzymetrowy próg skalny.Z największym trudem zdołałem wspiąć się na górę.Wyjrzałemzza krawędzi.Dostrzegłem ich.Trzech najbardziej zawziętych wdrapywało się żlebem jakieśsto pięćdziesiąt metrów niżej.Zauważyli mnie.Jeden z nich zmęczonym gestem ściągnąłkarabin z pleców i wycelował.Kilka kuł gwizdnęło w powietrzu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Tematy
IndexSW. AUGUSTYN, SW. TOMASZ Z AKWI (3)
(18) Szumski Jerzy Pan Samochodzik i... Bursztynowa Komnata tom 2
PS81 Pan Samochodzik i Listy Mikołaja Kopernika Sebastian Miernicki
PS00 Nienacki Zbigniew Pierwsza przygoda Pana Samochodzika
Marek Grzybowski, Janusz Tomaszewski red.nauk. Logistyka, komunikacja, bezpieczeństwo. Wybrane problemy
PS100 Pan Samochodzik i Napoleoński Dragon Sebastian Miernicki
PS57 Pan Samochodzik i ZÅ‚oty Bafomet Niemirski Arkadiusz
(34) Niemirski Arkadiusz Pan Samochodzik i ... Amerykańska przygoda
PS97 Pan Samochodzik i Castrum Doloris Jakub Czarny
PS09 Zbigniew Nienacki Pan Samochodzik i Dziwne szachownice