[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie krępuj się.Ministerstwo i ja płacimy!Aypnął na mnie spod oka:- Jeśli płaci ministerstwo do spółki z panem - powiedział do mnie cicho - to - odwróciłsię do kelnerki i dokończył pełnym głosem - czy są w karcie pierogi ruskie?Elegancka młoda dama aż się cofnęła:- Ru.ruskie.Wybaczy pan.ale.niestety.A ten łotr tylko się uśmiechnął.A mnie wstyd, że rany koguta!- Jacek!- O co chodzi, panie Pawle?  Europejską nazywa się restauracja, a Rosja, o ile miwiadomo, do Europy się zalicza, myślałem więc, biorąc też pod uwagę bogactwoministerstwa i pańskiej kieszeni.- Dobra, dobra.Punkt dla ciebie.A teraz wybieraj normalnie z karty! Skończyło się w miarę skromnie na gulaszu z dzika, ale deser to już sobie Jacekzażyczył ekstra: babeczkę z białej czekolady z musem z leśnych owoców.Podnosił właśniekolejną łyżeczkę owych pyszności do ust, gdy zobaczyłem, że oczy mu okrągleją:- Hra.hrabianka Anna - wyjąkał.Odwróciłem się szybko w stronę, w którą patrzył.Lekkim krokiem podchodziła ku naszemu stolikowi hrabianka Anna von Linndorf,skupiając na swej smukłej, ubranej w zamszowy kostiumik, postaci spojrzenia mężczyzn.Poderwałem się z krzesła:- Pani Anna? Co panią tutaj sprowadza?- Oj, Paweł.Czyżbyś już zapomniał, że jesteśmy na ty?- Co więc ciebie.- Zaraz wytłumaczę.Pozwól tylko, że się czegoś napiję.Zmęczona jestem.Najpierwsamolot, potem gnałam tu samochodem za tobą - odwróciła się do kelnerki.- Bardzo mocnąkawę poproszę - uśmiechnęła się - colę, taką z lodu.A potem kieliszek campari.A dla ciebie,Paweł?- Może być campari.Kawę właśnie kończę.Jacek grzecznie pozostał przy coli.Tak więc znów siedziałem naprzeciw pięknej Niemki, o której myślałem, że już nigdyjej nie spotkam.Myślałem też o innych, bardziej przyjemnych rzeczach, ale milcz, serce! Wczasie walki z Baturą o skarb Hasan-beja łączyły mnie z Anną sprawy i przykre, i radosne.Gdzieś przecież powinienem mieć łańcuszek otrzymany od niej w nagrodę za zwycięstwo wregatach na Zniardwach, który to obiecałem nosić na szyi zawsze.Anna wypiła duszkiem zmrożoną colę i odetchnęła głęboko:- Opowiadaj, co się wydarzyło!Uśmiechnąłem się:- To raczej ty przyjechałaś do Elbląga, by coś mi powiedzieć.Wyciągnęła z torebki paczkę cameli i zapaliła:- Już mówię.Aha! Jeszcze wracając do naszych dawnych spraw ze skarbem Hasanaczy jak mu tam, to kucyk, którego wtedy dał mi ten drań Batura, czuje się świetnie, roztył sięjak serdelek!Sięgnąłem po fajkę:- Z naszej strony nie wszystkim tak się udało.Pilot śmigłowca, którym doścignęliśmyJerzego i ciebie na gdańskiej szosie, nie żyje.Roztrzaskał się ze swoją maszyną o lód naZniardwach. Anna opuściła na chwilę głowę:- Szkoda.Nie znałam go, ale z tego jak wykręcał kółko nad głową Batury, by mupodmuchem wirnika strącić czapkę w błoto, musiał to być świetny pilot! No, ale do rzeczy.Skinąłem głową:- Nareszcie dowiem się, co cię tu sprowadza!Poprawiła włosy:- Tak więc na początek doszło do moich niefachowych, ale zawsze ciekawienastawionych uszu, jak znakomicie poradziłeś sobie z tym przynoszącym hańbę uczciwymNiemcom Towarzystwem  Przez Historię do Przyjazni.Wyobraz sobie, że było o tym u nasnawet głośno.- U nas to się nazywało akcją  Wilczyca z jantaru - wtrącił Jacek.- Piękna nazwa - skinęła mu głową Anna.- Ale najważniejsze, że przy okazjizbierania informacji o owej akcji utkwiło mi w pamięci kilka nazwisk, które utrwaliły się, gdyzainteresowałam się bardziej Bursztynową Komnatą.I tak się złożyło, że na jedno z tychnazwisk natrafiłem przeglądając zbiory przyjaciela ojca, pana von Dambitza.- Jakie to nazwisko?! - poderwałem się z krzesła.- Rohde.Doktor Rohde - zaśmiała się Anna.- Ee.- usiadłem z powrotem.- Nie ma dziełka, ba, nawet broszury o BursztynowejKomnacie, by nie natrafić na to nazwisko.Jacek ziewnął zniechęcony.- Drogi mój - położyła dłoń na mej ręce Anna, sprawiając mi tym więcej radości niżmyślała - rzecz w tym, gdzie natrafiłam na nazwisko doktora.- No więc gdzie? - spytałem bardziej zainteresowany dłonią hrabianki niż doktoremRohdem.- W liście ostatniego niemieckiego pana na Kadynach, księcia Luisa Ferdinanda,wnuka cesarza Wilhelma II.Gdyby nie ta dłoń na mej ręce poderwałbym się drugi raz od stołu!- No, mów, mów, co napisał książę! Wiem, że mieszkał w Kadynach od 1941 do 1944roku ze swą żoną, księżniczką Kirą, i trójką dzieci!- Co ci będę mówiła - Anna sięgnęła do torebki - sam przeczytaj.Władasz ponoćniemieckim równie dobre w piśmie, jak w mowie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl