[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tu zaczynał się światprzepychu i dobrobytu.Jeszcze chwila i stanęli na obszernym kwadratowym rynku.- To jest sławne Vieux Carre - poinformował Lupton - a tam, spójrzcie, jedna znajwspanialszych budowli wybrzeża, hiszpański pałac Cabildo, dziś mieści się tuadministracja miasta, a naprzeciw katedra Zwiętego Ludwika.Kos przyglądał się kolumnadzie prowadzącej do pałacu i arkadowym ozdobom wieńczącym piętra i dach.Rzeczywiście ta budowla urzekała pięknem, artyzmem ibogactwem.Niedaleko od niej pięły się w czyste, błękitne niebo wieżyce kościoła.Przez plac Murzyni taszczyli jakieś ciężkie przedmioty, chichocząc szły dziewczętaw długich, powłóczystych sukniach, hałasując wlokła się podpita gromada marynarzy, tu itam pojawił się samotny przechodzień.Krzykliwe szyldy sklepów i knajp zapraszały downętrza.- Oto kuznia Lafitte a - powiedział Kid, zeskakując z siodła.Ubogo wyglądał ten budynek.Niskie ściany ocienione dużym okapem dachu byłyzbite z drewnianych bali.Jedne drzwi wiodły do mieszkania, znajdującego się na poddaszu,a w drugich szeroko rozwartych, migotał ogień i dzwonił o kowadło ciężki młot.- Good morning - Lupton pozdrowił pracujących kowali i spytał: -Gdzie możnaspotkać Lafitte a?Muskularny Murzyn jeszcze raz uderzył młotem w rozżarzone żelazo i dopierospojrzał na przybyłych.Wzruszył w milczeniu nagimi ramionami.- Jestem przyjacielem Jeana, miałem się z nim spotkać.- Szef być w porcie - odrzekł, kalecząc angielszczyznę.- Na pewno?- Yes, mister.- Nie wiesz, kiedy wróci?- Ja nie wiedzieć.- Zostawimy tu konie, sprawdz, czy są dobrze podkute - mówił Anglik.- Gdybywrócił Jean, powiesz mu, że przybył Kid Lupton.Będziemy w tawernie.- Yes, mister - Murzyn znów podniósł młot i uderzył w żelazną i sztabę.- Może wstąpimy do sklepu po nowy przyodziewek? - zaproponował Ryszard.-W tych wytartych ubraniach wyglądamy jak nędzarze.- Well.- Lupton wskazał wielki szyld.- Tam dostaniemy wszystko, i czego namtrzeba.Rzeczywiście magazyn handlowy zawierał niezliczone ilości towarów.Dobrali wiecdo swoich figur eleganckie, efektowne ubrania, ale także wygodne do konnej jazdy.Zarazw sklepie przebrali się i poszli do najpopularniejszej w mieście tawerny, do  AbsintheHouse.Było tu gwarno i rojno.Pełno rozbawionych ludzi, brodatych marynarzy,wydekoltowanych kobiet, nonszalanckich arystokratów i podejrzanie wyglądających mężczyzn.Usiedli przy wolnym stoliku w kącie obszernej sali.Kelnerka zjawiła sięnatychmiast i z uśmiechem powiedziała, że może podać: kraby duszone w śmietanie zpapryką, panierowane udka żabie, ostrygi z szafranem na słodko, matjasy po kapitańsku,nadziewane szyje dzikich gęsi, młode flamingi po starofrancusku, kurczaki z kukurydzą,pieczeń z antylopy, paprykarz z aligatora, mięso żółwie w liściach palmy kapuścianej., a dotego wprost z Francji Hiszpanii i Anglii najlepsze gatunki brandy, whisky, win z kostkamilodu.Zestaw potraw był tak zaskakujący swą niezwykłością, że Ryszard, rzadki bywalecwykwintnych restauracji, słuchał oszołomiony.Po naradzie wybrali pieczeń z antylopy imatjasy po kapitańsku.Lupton poprosił dla siebie brandy, a Kos piwo.Lokal onieśmielał ludzi nawykłych do życia w surowych warunkach, w osiedlachrozsianych wśród puszcz i stepów.Kryształowe żyrandole zwisające z sufitu, kinkiety naścianach, kunsztowne meble, nawet bufet, wydzielone podium dla muzykantów - wszystkobyło eleganckie, olśniewające niczym w europejskich salonach magnaterii.Kelnerka przyniosła potrawy i zażądała zapłaty.Lupton odliczył banknoty i dodającjej napiwek spytał:- Nie było tu Jeana Lafitte a?- Grał w ruletkę całą noc - odparła.- Czy dzisiaj przyjdzie?- Nie wiem, bo miał zamiar wypłynąć na morze.Słyszałam rozmowę.-powiedziawszy to szybko odeszła.Jedli w milczeniu, patrząc na ludzi, którzy tu trwonili pieniądze najczęściejpochodzące z grabieży lub będące wynikiem znoju i cierpień wielotysięcznych rzeszniewolników.Niespodziewanie wyrosła przed nimi wysoka postać czarnowłosegomężczyzny.- Nareszcie jesteś! Witaj, Kid.Czekam pełen niepokoju.Myślałem, że cię jakienieszczęście spotkało na tych dzikich sawannach i preriach.- Manuel! Właśnie cię szukamy - zawołał uradowany Lupton.- To mój towarzysz,Ryszard Kos, zwolennik naszej sprawy.Poznajcie się.Uścisnęli sobie dłonie i usiedli.Salas rozejrzał się i przyciszając głos spytał- Jakie nowiny?Kid udzielił mu informacji o przebiegu działań wojennych na kontynencie ipowiedział, że w pobliżu czekają Indianie na brytyjskie wojska Pakenhama. - Dzisiaj jeszcze prześlę meldunek - rzekł Salas.- Hiszpania, jak wiecie, popieraAnglię, ale niepokojona wojnami w Europie nie może wystąpić oficjalnie.Myślę jednak, że.wkrótce do tego dojdzie.- Może to tylko marzenie hiszpańskich kolonistów z wybrzeży Florydy? - zauważyłRyszard.- Jeśli Hiszpania nie podejmie radykalnych kroków - dodał Lupton - to Uniazagrabi całą Florydę.Backwoodsnieni coraz natarczywiej napierają na południowe tereny.- Podobno macie kłopoty w Ameryce Południowej.Czy to prawda? -spytał Kos.- Niestety, prawda.W Meksyku Jose Morelos porwał indiańskich chłopów dowalki, a w Wenezueli Simon Bolivar.W obu koloniach sytuacja niezwykle ciężka.Trudnowięc mówić o czynnym włączeniu się do konfliktu kanadyjsko-amerykańskiego, aleHiszpania stoi po stronie Wielkiej Brytanii.Wszystkie porty w naszych koloniach są otwartedla floty brytyjskiej, która może, swobodnie zaopatrywać się w żywność, amunicję i broń.Konfederacji Pięciu Cywilizowanych Plemion też podrzucamy spore ilości strzelb, i prochu.Do sąsiedniego stolika przysiadło się paru mężczyzn w towarzystwie Mulatek.Manuel Salas umilkł.Nachyliwszy się, cicho powiedział:- Widzicie tego wysokiego blondyna? To Grymes, który za złoto Lafitte a zrzekł sięstanowiska prokuratora Nowego Orleanu - Ryszard i Kid nieznacznie spojrzeli nasąsiadów.- Teraz ma za co szaleć z kobietami i w kasynach gry.Chwilę milczeli, po czym Lupton spytał Salasa:- Nie wiecie, gdzie znalezć Jeana?- W porcie przygotowuje się do rejsu na Jamajkę.- Serio?- Wiem na pewno.- Kiedy odpływa?- Podobno dzisiaj.- Idziemy do portu - powiedział Kid.- Muszę go widzieć.Szybko dokończyli posiłek.- Zostajecie tu, sir? - zapytał Ryszard.- Tak.- Gdybyście nas potrzebowali, zostawcie wiadomość u Chalmette a -rzekł Lupton.Opuścili tawernę śpiesząc do przystani.W porcie na próżno dopytywali się okorsarza.Każdy nagabywany wzruszał ramionami i odchodził.Setki Murzynów uwijało się tutaj, taszcząc skrzynie, bele i toboły na statki lub je wyładowując na brzeg [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl