[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. *Mógł się posuwać naprzód galopem przez pół dnia, potem zmusić konia Jhagówdo pochylenia łba i popędzenia naprzód długimi susami przez jakiś dzwon, anastępnie znowu galopować a\ do zmierzchu.Havok przewy\szał wszystkiewierzchowce, jakie dotąd znał, w tym równie\ swego imiennika.Karsa przejechał takblisko na północ od Ugaratu, \e widział sylwetki stojących na murach obserwatorów.W pościg za nim wysłano dwudziestu jezdzców, którzy mieli zagrodzić mu przejścieprzez wielki kamienny most rozpostarty nad rzeką.Powinni byli dotrzeć na miejsce długo przed nim, ale Havok zrozumiał, co musizrobić, i przeszedł z galopu w cwał, wyciągając przed siebie szyję.Wpadli na mostpięćdziesiąt kroków przed ścigającymi ich wojownikami.Piesi pierzchali im z drogi,a most był wystarczająco szeroki, by mogli swobodnie omijać wozy.Choć Ugarat byłszeroką rzeką, dotarli na drugi brzeg w kilkanaście uderzeń serca.Tętent kopytHavoka zmienił melodię, gdy przeszli z kamiennego mostu na ubitą ziemię UgaratOdhan.Karsie Orlongowi odległość wydawała się teraz pozbawiona znaczenia.Havokniósł go bez wysiłku.Teblor nie zwykł u\ywać siodła, a do kierowania ogierempotrzebował tylko jedynej wodzy, zaciągniętej wokół szyi zwierzęcia.Nie pętał te\konia na noc.Pozwalał mu paść się swobodnie na rozległych połaciach trawy, któreotaczały ich ze wszystkich stron.Północna część Ugarat Odhan była tu wę\sza.Rozciągała się między dwiemawielkimi rzekami, zmierzającymi ku sobie.Jedną z nich był Ugarat, a druga  o ileKarsa sobie przypominał  nazywała się Mersin albo Thalas.Dzieliło je od siebiebiegnące z północy na południe pasmo wzgórz.Ziemię na ich szczytach i zboczachmocno ubiły kopyta bhederin, migrujących tędy od tysięcy lat.Ich stada ju\ zniknęły,lecz kości nadal le\ały tam, gdzie je zawlekli myśliwi i drapie\niki.W dzisiejszychczasach tereny te wykorzystywano niekiedy jako pastwiska.Były rzadko zaludnione, ai to jedynie w porze deszczowej.Podczas trwającej tydzień wędrówki przez wzgórza Karsa zauwa\ył jedynie śladypasterskich obozowisk i granicznych kopców.Pasły się tu tylko antylopy oraz gatunekwielkich jeleni, które \erowały wyłącznie nocą, a za dnia spały w zagłębieniach terenuporośniętych wysoką, \ółtą trawą.Aatwo było je stamtąd wypłoszyć, a potemdoścignąć, więc Karsa od czasu do czasu urządzał sobie ucztę.Mersin był płytką rzeką, a w póznej porze suchej prawie wcale nie było w nimwody.Sforsował go w bród, pojechał na północny wschód, zdą\ając szlakamibiegnącymi wzdłu\ południowej granicy gór Thalas, a następnie skierował się nawschód, w stronę miasta Lato Revae, le\ącego na samym skraju Zwiętej Pustyni.Nocą przeciął drogę na południe od miejskich murów, unikając wszelkiego kontaktu.O świcie dotarł do przełęczy prowadzącej na Raraku.Gnała go gwałtowna niecierpliwość.Nie potrafił wyjaśnić sobie tego pragnienia,nie kwestionował go jednak.Nie było go długi czas i choć nie sądził, by bitwa oRaraku ju\ się odbyła, wyczuwał, \e jest blisko.Karsa chciał być przy niej obecny.Nie po to, by zabijać Malazańczyków, lecz bystrzec pleców Leomana.Zwietnie zdawał sobie sprawę, \e kryje się w tym równie\mroczniejsza prawda.Bitwa przerodzi się w chaos, a on zamierzał jeszcze gopowiększyć.Sha ik, czy nie sha ik, w jej obozie są tacy, którzy zasługują jedynie na śmierć.Ija ją im zadam.Nie zawracał sobie głowy wyliczaniem powodów.Spotkało go tak wiele obelg,tyle razy okazywano mu pogardę, popełniono niezliczone zbrodnie.Zbyt długo ju\pozostawał obojętny.Obojętny na zbyt wiele rzeczy.Tłumił zródła, z których jegoduch czerpał moc, między innymi potrzebę dokonywania osądów i podejmowaniastosownych działań, jak zwykli postępować Teblorzy.Stanowczo za długo tolerowałem kłamców i ludzi złej woli.Teraz odpowie immój miecz.Wojownika Toblakai jeszcze mniej interesowało sporządzenie listy imion,poniewa\ imiona wymagałyby przysiąg, a tych zło\ył ju\ zbyt wiele.Nie, będziezabijał, kierując się nastrojem.Z niecierpliwością czekał na tę chwilę powrotu.Pod warunkiem, \e zdą\y na czas.Zje\d\ając ze stoku na Zwiętą Pustynię, z ulgą ujrzał, daleko na północy iwschodzie, czerwoną ścianę furii, jaką była Zciana Tornada.Zostało tylko parę dni.Uśmiechnął się do tego odległego gniewu.Rozumiał go.Bogini zbyt długo ju\powstrzymywała wściekłość.W końcu da jej wyraz.Wyczuwał jej głód, równienamacalny jak ten, który emanował z dwóch dusz uwięzionych w jego mieczu.Krewjeleni nie była wystarczająco gęsta.Zciągnął wodze Havoka w starym obozie le\ącym na skraju słonej równiny [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl