[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gdzieś za tymi kamiennymi murami drzemał jego pan, kryjąc przed całym światem swoje snyi tajemnice.Od dnia, kiedy Vivienne zachorowała, Kane ani razuw żaden sposób nie okazał jej, że ma jej coś za złe.Wydawało jej się, że bez wahania przeciął niewidzialną nić,która ich łączyła.Nawet jeśli jeszcze coś czuł na jej widok,skrywał to za maską uprzejmej obojętności.Przestał sięz nią przekomarzać, a z jego oczu zniknęły zaczepne, wesołeogniki.Zachowywał się pod każdym względem poprawnie,jakby już był jej szwagrem.Można by pomyśleć, że nigdyTeresa Medeiros Po północynie spotkali się o północy w Alei Kochanków i nie całowalisię namiętnie.Choć Caroline co noc przed snem ryglowała drzwi nabalkon, to podejrzewała, że nie było już takiej potrzeby.Sypiała spokojnie, ale budziła się z uczuciem pustki, jakbyumarł ktoś drogi jej sercu.- Czy mógłby pan zadzwonić na pokojówkę, żeby namzaparzyła następny dzbanek herbaty?Caroline usłyszała głos siostry i zatrzymała się w cieniulipy, opierając dłoń o jej gładki pień.Vivienne spoczywała na ogrodowym szezlongu.Jejsmukłe nogi otulał szczelnie wełniany pled.KonstablLarkin wstał z kamiennej ławki i spiesznie podążył w stronę domu.Zostawił otwartą książkę, którą pewnie czytałVivienne na głos.Caroline uśmiechnęła się mimo woli.Ciekawe, czy była to Ilustrowana historia miejsca straceńw Tyburn".A może Szubienica w Halifax - Taniecpotępieńców"?Od czasu choroby Vivienne przestała w milczeniu znosićcodzienne niewygody.Najwyrazniej znajdowała przyjemność w wydawaniu poleceń Larkinowi, kiedy wicehrabiegonie było w pobliżu i nie mógł spełnić jej zachcianek.Kiedytylko widziała, że konstabl skupia się na czymś innym, nie naniej, prosiła go o jakąś przysługę: Czy może pan podać miszal?" Bardzo proszę, niech pan zadzwoni na pokojówkę,żeby przyniosła gorący termofor".- A, tu jesteś, Caro! - zawołała na jej widok.- Dotrzymasz mi towarzystwa, zanim konstabl Larkin wróci z herbatą? - Skinęła na nią dłonią z iście królewską łaskawością,więc Caroline nie miała wyboru.Musiała spełnić jej prośbę.- Zadziwiająco szybko wróciłaś do zdrowia.To zakrawaTeresa Medeiros Po północywręcz na cud - zauważyła, siadając na opuszczonej przezLarkina ławeczce.Vivienne ułożyła się wygodniej na świeżo poprawionychpoduszkach, zasłoniła usta ręką i zakasłała mało przekonująco.- Czuję się całkiem dobrze, jeśli nie siedzę w przeciągu.Popołudniowe słońce wydobywało złote błyski z jej włosów, ciepły wietrzyk wywołał rumieniec na jej policzkachi Vivienne wydawała się wręcz tryskać zdrowiem.Gdyby najej miejscu siedziała Portia, Caroline oskarżyłaby ją o symulowanie choroby.- Bal ma się odbyć już jutro - przypomniała.- Jesteśpewna, że zdrowie pozwoli ci wziąć w nim udział?Vivienne przesłoniła rzęsami oczy i dotknęła łańcuszkana szyi.Kamea wisiała bezpiecznie ukryta pod gorsetemsukni.- Na pewno.Przecież nie mogę rozczarować wicehrabiego po tym wszystkim, co dla nas zrobił.Jakby na zawołanie na ścieżce pojawiła się Portia.Pospiesznie szła ku nim, uginając się pod ciężarem wielkiegopudła, niemal tak dużego jak ona sama.Na jej twarzy wykwit! pełen zachwytu uśmiech.- Vivi, nie uwierzysz, co jedna z pokojówek właśnieprzyniosła do naszego salonu! Nie mogłam z tym czekać, ażwrócisz.Wiedziałam, że od razu będziesz chciała zobaczyć.Zaciekawiona Caroline wstała, żeby Portia mogła postawić swój ciężar na ławeczce.- To najpiękniejsza rzecz, jaką w życiu widziałam- oznajmiła dziewczyna, teatralnym gestem zdejmując pokrywę z pudła.Caroline i Vivienne chórem jęknęły z zachwytu na widokTeresa Medeiros Po północy166wypełniającej pudło zwiewnej tiulowej sukni w przepięknym odcieniu pastelowego różu, na podszewce z połyskliwej, białej satyny.Portia przyłożyła suknię do siebie, uważając, żeby fal-bana, którą wykończono jej skraj, nie dotknęła trawy.- Piękna, prawda?- Cudowna - szepnęła Caroline.Nie mogła się powstrzymać i dotknęła czubkami palców rządka lśniących pereł,które zdobiły różową szarfę sukni.- To suknia godna księżniczki z bajki - powiedziałaVivienne z rozmarzoną miną.Nadal trzymając suknię, jakby nie mogła się z nią rozstać,Portia sięgnęła do pudła, wyjęła z niego bilecik napisany nawelinowym papierze i wręczyła siostrze.- Otworzyłam pudło, ale nie jestem taka wścibska, żebyprzeczytać ten bolecik.- Miło słyszeć, że masz jeszcze jakieś skrupuły - powiedziała Caroline zasadniczym tonem.W odpowiedzi siostrapokazała jej język.Vivienne przeczytała wiadomość.- To jest prezent od wicehrabiego - powiedziała.Uśmiech zniknął z jej ust.- Prosi, żebym wystąpiła w tejsukni na jutrzejszym balu.Caroline cofnęła dłoń, jakby piękna kreacja poparzyła jejpalce.Nagle ogarnął ją gniew.- Jak on śmie! Za kogo on się ma, że pozwala sobie natakie postępowanie, niezgodne z dobrymi obyczajami! Obdarowanie cię czymś tak osobistym jak złoty wisiorek byłoniezbyt grzeczne, ale tym prezentem przekroczył wszelkiegranice! Jeśli byłaby to para rękawiczek, być może przymknęłabym oko na taką bezczelność, ale ta.ta.- Wskaza-Teresa Medeiros Po północyła na przyczynę swojego gniewu, nie mogąc znalezć odpowiednich słów.Portia mocniej przycisnęła do siebie różową kreację, jakby się bała, że siostra wyrwie ją z jej rąk.- Och, Caro, proszę nie zabraniaj Vivienne jej przyjąć!Będzie w niej wyglądała ślicznie!- W to nie wątpię, ale po prostu nie mogę na to pozwolić.Gdyby ktoś się dowiedział, że to podarunek od wicehrabiego, reputacja Vivienne zostałaby nieodwracalnie zrujnowana.Przecież taki prezent może dać mąż żonie, a nie.Umilkła, kiedy siostra z wolna podniosła wzrok i spojrzałajej w oczy.- Być może nie powinnam tak mówić - rzekła, zniżającgłos niemal do szeptu.- Ale lord Trevelyan przez minionytydzień zachowywał się bardzo dziwnie.Wydaje mi się, żemoże skorzystać z okazji, jaką daje bal, i poprosić mnie o rękę.W pierwszej chwili Caroline pomyślała, że głośny brzęktłuczonej porcelany to odgłos jej pękającego na tysiąc kawałków serca.Potem odwróciła się i zobaczyła, że na ścieżcestoi Larkin, a u jego stóp leży roztrzaskany na kamieniachścieżki serwis do herbaty.Choć twarz miał nieruchomą,niczym wyrzezbioną w marmurze, w jego oczach, podobniejak w oczach Caroline, widać było ból.Spuścił głowę i przyklęknął w kałuży herbaty, bezskutecz- inie usiłując osuszyć ją chusteczką.- Jestem strasznie niezdarny, bardzo panie przepraszam.\Dwie lewe ręce.Tak przynajmniej mawiała moja matka,kiedy byłem mały.Bardzo mi przykro.Zaraz znajdę pokojówkę i poproszę, żeby sprzątnęła ten bałagan.Nie patrząc żadnej z nich w oczy, wsunął brudną chustkędo kieszeni kurtki i zawrócił w stronę zamku.Teresa Medeiros Po północyCaroline zauważyła, że Vivienne odprowadziła go wzrokiem, krzywiąc się lekko.- Co za odpychający typ - mruknęła, skubiąc skraj pledu.- Kiedy zostaną ogłoszone moje zaręczyny z wicehrabią, niebędzie miał dłużej pretekstu, żeby mnie nękać.- Mimowojowniczego wyrazu twarzy siostry Caroline przysięgłaby,że widziała wiele mówiący błysk w jej oku.- O co chodzi, Vivi? Ty płaczesz? - spytała, przerażonanagłymi i niespodziewanymi zmianami w nastroju Vivienne.Zresztą i ona sama nie była ostatnio zbyt zrównoważona.Vivienne zamrugała powiekami, podniosła głowę i uśmiechnęła się promiennie.- Oczywiście, że nie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Tematy
IndexWarren Adler Wojna państwa Rose 01 Wojna państwa Rose
§ Menzel Iwona W poszukiwaniu zapachu snów 01 W poszukiwaniu zapachu snów
Lachlan M D Synowie boga 01 Synowie boga (2)
Robbins Harold Handlarze snów 01 Handlarze snow
§ Rudnicka Olga (01) Zacisze 13 Zacisze 13
Reynard Sylvain Piekło Gabriela 01 Piekło Gabriela
Kalifornijska noc 01 Kalifornijska noc Adler Elizabeth
Alexandra Bracken Mroczne umysły 01 Mroczne umysły
Kraszewski Józef Ignacy Cet czy licho czasy króla Sobieskiego
Thomas, Charlotte Das Erbe der Braumeisterin