[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Onitego dnia lepiej się rozrachowali, oni ocaleli, a ten wódz i król, ten, copod Wiedniem wszystkie sobie laury przywłaszczył, leżał oto pobity,półżywy i  zapewne na umyśle i na duchu złamany.W tym się omylili; królowi dosyć było spojrzeć na nich, aby w nimkrew się poruszyła, serce zadrgało.Księciu lotaryńskiemu na jegokondolencją odparł z flegmą: Tak, Bóg nam nie poszczęścił dziś, ale żywi nie będziemy, jeśli niepomścimy tego.I choć potłuczony mocno, podniósł się Sobieski, natychmiastprzywołując pana wojewodę ruskiego, aby wojsku wydać rozkazy.Niemcy, przez chwilę nacieszywszy się widokiem Polakówupokorzonych i opłakujących poległych przyjaciół i braci, usunęli siędo swoich namiotów.Po odejściu ich pan wojewoda ruski, lubelski iinni senatorowie, zapewne z sobą się naradziwszy wprzódy, do królaprzystąpili. Najjaśniejszy Panie  rzekł pierwszy. Dzisiejszy dzień to palecboży.Dosyć tych ofiar dla niewdzięcznych, po co mamy dalej iść ibracią naszę na zgubę narażać.Niech Niemcy sobie rady dają, jakochcą.Do domu! Do domu! %7łycie Wasze, królewicza  więcej nad telaury i zdobycze warte. Dobrze mówi! Do domu!  zaczęli drudzy wtórować.Wracajmy do Polski.Król cały się strząsnął z jakiegoś oburzenia, i on, co niedawno głowyna ramionach unieść nie mógł, hardo ją dzwignął. Na rany Pańskie!  krzyknął. Po klęsce nie obmywszy się zesromu, nie powetowawszy tego poboju, mielibyśmy niesławą okrycipowracać?! Lepiej tu wszystkim ginąć! Tak, oczów byśmy w domupokazać nie mogli.Baby nam by kądziele miały prawo dać do rąk.Srom! Hańba! Głos mu w piersi się stłumił, ręce tylko dygocące jeszcze zezmęczenia podniósł. Nie może to być!  dodał z bólem. Dopókim królem iwodzem, nie pozwolę na to, aby się oręż nasz okrył taką hańbą!Słysząc króla mówiącego z takim ogniem, serce wszystkim rosło.Wojewoda zamilkł, inni też odzywać się nie śmieli.Kazał sobie król wody podać z winem i napił się, aby orzezwić,natychmiast poczynając dawać rozkazy, rozsyłając do niemieckichdowódców, cały już zajęty tym tylko, aby świetnym bojem nagrodzićto, co się dnia tego straciło.Już nocą, gdy co jeszcze żyło po tej klęsce, do obozu się pościągało,obliczać się zaczęto po chorągwiach.W niektórych z nich straty byłyogromne i dotkliwe.Towarzyszów i oficerów, którzy szli z kopiami w pierwszym rzędzie,naginęło najwięcej.Z osiadaczów ocalało wielu.Postrzelany i posieczony, ale z głową na karku przywlókł sięKamieński pod chorągiew, a choć sam dużo krwi utracił, począł zarazo Korsaka dopytywać, co się z nim stało, bo go, idąc, zostawił jeszczena wozie leżącego.Barcińskiego zobaczywszy, który przy tym samymwozie stał, a na nim chorego nie znalazł, przypadł doń, pytając, co sięz panem stało.Pachołek łzy miał na oczach. Nie wiem  rzekł  jeden Bóg wie, czy ocalał, a chyba cudu nato było potrzeba. Gdzież się podział?!  krzyczał Kamieński. Jakże gopuszczono chorego i osłabłego? Zrazu na wozie leżał  odparł Barciński  ale gdy chorągiewciągnęła, a ja przy nim stał, widziałem, jak się podniósł, dysząc,niecierpliwie i przeklinając, że się sam pozostać musi odtowarzyszów.Niedaleko jeszcze nasi odeszli i dopiero się bitwarozpoczynać miała, gdy naraz, jak gdyby strzymać się nie mógł, nagwałt się odziewać począł.Com trzymał, prosił, modlił, zaklinał nie pomogło.Koszulę drucianą wdział, konia sobie karego podaćkazał i to do strzemienia przypadał, to się zatrzymywał.Wtem, patrzęja, od namiotów królewskich, rozpędziwszy się, jak szalony, w czwał,z kopią leci.zdaje się Wyszogórski, i za wojskiem goni.Jak go panzobaczył, tak go jakaś ogarnęła wściekłość, rzucił się na konia.i zanim.Tu Barcińskiemu łkanie przerwało mowę.  I tyleśmy go widzieli!  wyjąknął.Kamieński włosy począł targać na głowie i łajać pachołka; za co, samnie wiedział.Niewiele myśląc, rzucił tylko, co miał na sobiepotłuczonej zbroi, i pobiegł do namiotów królewskich.Chciał siędowiedzieć, co się z Wyszogórskim stało.Trafił na Diakowskiego,dworzanina króla, który ciekawszy był nad innych i ciągle sięrozpytywał, chodził, dowiadywał i podglądał.Zwali go tam wszyscypoufale Diaczkiem. Co się z Wyszogórskim stało?!  zawołał nadbiegając. Niewiesz? Jak nie wiem!  począł gadatliwy Diakowski. Król mu kazałprzy obozie zostać, alem ja od razu wiedział, że on nie strzyma, bo sięzaklinał, że przy pierwszej batalii, choćby go mieli krygsrechtemsądzić, nie posłucha.Zaledwie król z panem wojewodą ruskim ikoniuszym odjechał, gdy Wyszogórski jak szalony pobiegł się zbroić iubierać.Co mu kto chciał przeszkadzać, bił jak wściekły, oszalałcałkiem.Zbroję swoje i wszystek przybór miał, ino kopii brakło.Nawozach zapaśne królewskie leżały; nie pytając nikogo, wyrwał jednę,złożył nią koniowi wpół ucha i wprost za usarskimi chorągwiami. Cóż? Nie wrócił?  zapytał Kamieński.Diakowski ramionamidzwignął. Ta bestia ma jakieś szczęście, mało tego, że wrócił, ale króla sobązakrywał razem z koniuszym i Czerkasem, a jak się to stało, nie wiem,popytajcie go.Diakowski wskazał na lichy namiocik:  Leży tam. Kamieńskiopłotki podniósł, ale wewnątrz ciemności były i bał się dalej iść, abynie nadeptać kogo.Począł wołać: Niech będzie pochwalony!Wtem z boku ktoś odparł: Na wieki! A po co tu leziesz? Kto tam taki? Swój.Jest tu Wyszogórski? A cóż wy od niego chcecie?Kamieński się począł obmacywać po namiocie. Nie masz świecy albo stoczka?I począł ognia krzesać, bo i lontu kawałek z siarką miał przy sobie.Zdrugiego łóżka pacholę stoczek podało. Czego ty ode mnie chcesz?  począł Wyszogórski. Teraz ciępoznaję, Kamieński.Co ty mi spocząć nie dajesz? Ranny jestem. Zapalono stoczek.Kamieński na sepecie siadł i zobaczył dopiero, żeWyszogórski głowę miał chustką krwawą obwiązaną. Jak wy tam z sobą byliście, to inna sprawa, ale mi Korsak przepadłjak w wodę, po szalonemu się wyrwawszy, choć taki słaby był, że sięna siodle mógł ledwie utrzymać.Wyszogórski głowę spuścił i milczał zasępiony. Możeś słyszał o nim? Nie widziałeś go?Justyn począł na sobie leżącą burkę obrywać, oczy spuściwszy, jakbymu się odpowiadać nie chciało.Kamieński naglił. No cóż? Będziesz mówił?  zapytał, ciągnąc go za rękę.Niepodnosząc oczów, Wyszogórski począł mruczeć z cicha: No, widziałem go, widziałem.Wpadł nie proszony, gdympomiędzy Turkami był.Zmieszał się, zająknął i oczy sobie zakrył [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •