[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Karty, kości i gwiazdy są zgodne.W końcu ta więz przemieni cię w żywego trupa.Znajdziesz się wpułapce między światem żywych a światem umarłych, ale ani w jednym, ani w drugim, ipozostaniesz tam do końca czasu! Może cię uratować jedynie zapomnienie.Wiele zachodukosztowało mnie sporządzenie tej oto mikstury.Ona wymaże z twej pamięci wszystkiewspomnienia o Valerii.Nie pozostanie nic, co by się z nią wiązało.Uwierz mi,Cymmerianinie, gdyby Valeria wiedziała, przed jakim stoisz wyborem, sama bez wahaniakazałaby ci wypić zawartość tej flaszki.Ona nie wzdragała się przed podejmowaniemtrudnych decyzji. A gdyby Valeria wróciła raz jeszcze?  zapytał cicho Conan. Nie na parę chwil, jakwcześniej, ale tak by przeżyć resztę należnego jej życia.Co wtedy, Akiro?Pulchny mag milczał przez dłuższy czas.Przeniósł wzrok na Jehnnę i powoli oblizał usta. Myślę, że trzeba uprzątnąć te ciała i zjeść wieczerzę  rzekł w końcu. Muszę miećpełen brzuch, by wysłuchać tego, co masz mi do powiedzenia.VIIIStary czarownik nie chciał wziąć z powrotem swego flakonika i Conan w końcu wepchnąłgo do sakiewki u pasa.Potem on i Malak odciągnęli trupy.Akiro wykręcił się skargami nabóle w krzyżu i wiekowe kości, chociaż pod warstwami tłuszczu kryły się dość pokaznemięśnie.Bombatta z kolei odmówił pozostawienia Jehnny ani przyprowadzenia jej na tyleblisko, by dziewczyna zobaczyła, co wielki Cymmerianin i jego przyjaciel wloką na dalekiezbocze wzgórza.Akiro powiedział, że musi się najeść i teraz upierał się przy tym.Upolowane rankiemkróliki zostały nadziane na rożny i upieczone, a w chacie znalazł się kosz do połowynapełniony małymi, korynckimi pomarańczami.Wreszcie ogryziono ostatnie kości i ciśniętopomarańczowe skórki do ognia, który rzucał ruchliwą, złotą plamę światła na ścianę chaty.Bombatta wyjął z sakwy osełkę i zaczął wodzić nią po klindze szabli.Malak ku ucieszeJehnny zaczął żonglować trzema pomarańczami, chociaż co chwilę jakaś spadała mu naziemię. To część sztuczki  wyjaśnił mały złodziej, po raz czwarty podnosząc upuszczonyowoc. Idzie o to, by robione pózniej rzeczy wydały się tym wspanialsze.Akiro dotknął ramienia Conana i ruchem głowy wskazał mu ciemność.Dwaj mężczyzniodeszli od ognia.Jehnna i Bombatta chyba nie zwrócili na to uwagi.Kiedy znalezli się na tyle daleko, że ich głosy nie docierały do chaty, Akiro powiedział: Teraz powiedz mi, w jaki sposób Valeria ma wrócić do życia.Conan spojrzał podejrzliwie na pulchnego maga.W świetle księżyca nie mógł dokładniewidzieć jego rysów.Czarnoksiężnicy mieli własne metody i własne cele, nawet cinajłagodniejsi.A niewielu można było nazwać łagodnymi.Nawet Akiro, z którym Conan jużwędrował, w znacznej mierze stanowił dlań zagadkę.Lecz z drugiej strony, czy na tymświecie był ktokolwiek, komu mógłby całkowicie zaufać? Taramis  zaczął  księżniczka królewskiej krwi, obiecała oddać mi Valerię.Nie jakocień ani ożywionego trupa, ale jako żywą osobę, taką jaka była.Czarnoksiężnik milczał przez jakiś czas, gładząc długie wąsy okalające mu usta. Nie przypuszczałbym, że w dzisiejszych czasach istnieje ktoś o tak potężnej mocy rzekł wreszcie. A zwłaszcza nie spodziewałbym się, że tą osobą jest księżniczka zkrólewskiego domu Zamory. Myślisz, że kłamie?  westchnął Conan, ale Akiro potrząsnął głową.  Może nie.Jest napisane, że Malthaneus z Ophiru robił takie rzeczy tysiąc lat temu, iprawdopodobnie Ahmad Al Rashid w Samarze dwakroć dawniej.Być może nadszedł czas,by świat raz jeszcze zobaczył takie cuda. A zatem według ciebie Taramis może zrobić to, co obiecała. Oczywiście  kontynuował zamyślony Akiro  Malthaneus był największympraktykiem białej magii od czasu, gdy rozpadł się Krąg Zcieżki Prawej Ręki, a było to jeszczeprzed upadkiem Archeonu.Sęk w tym, że Al Rashid, jak się mówi, był po trzykroćbłogosławiony przez samego Mitrę. Skaczesz wokół sedna niczym małpa!  warknął Conan. Nie możesz powiedziećjednego i tego się trzymać? Mogę powiedzieć, że takie rzeczy były robione w przeszłości.Mogę powiedzieć, żeTaramis być może jest w stanie to powtórzyć&  Akiro przerwał i Conan spostrzegł, żesiwe, krzaczaste brwi maga ściągnęły się podejrzliwie. Ale dlaczego miałaby to zrobić dlaciebie?Cymmerianin w jak największym skrócie powiedział, dlaczego towarzyszy Jehnnie,wspomniał o kluczu, skarbie i dodał, że pozostało niewiele czasu. Stygijczyk&  mruknął Akiro, wysłuchawszy opowieści Conana. Mówi się, że wtych ludziach drzemie iskra dobra, ale nigdy nie spotkałem Stygijczyka, któremu ufałbymprzez czas dłuższy niż ten, jakiego trzeba na obrócenie się dokoła. Musi być potężnym czarnoksiężnikiem  powiedział Conan. Bez wątpienia zbytpotężnym dla ciebie.Akiro zaśmiał się chrapliwie. Nie próbuj mnie podpuszczać, młokosie! Taki stary wróbel jak ja nie złapie się na takieplewy.Miałem już do czynienia z równie przeklętymi czarnoksiężnikami. Nie chciałbym, żebyś opuścił nasze towarzystwo, Akiro. Jestem za stary na włóczenie się po górach, Cymmerianinie.Chodz, wróćmy do ognia.Noce są zimne, a ogień daje ciepło  siwowłosy mag zacierając ręce ruszył w kierunkuchaty.Nie czekał na Cymmerianina. Przynajmniej Bombatta się uspokoi  mruknął Conan. On boi się, że Malak albo tyzniweczycie jakąś część proroctwa ze Skelos.Akiro zamarł z jedną nogą w powietrzu.Powoli odwrócił się do wielkiego młodzieńca. Skelos? Tak, Zwoje ze Skelos.Mówią, co trzeba znalezć i w jaki sposób, przynajmniej takutrzymuje Taramis.Słyszałeś o nich? Martwy od wieków taumaturg  odparł Akiro  spisał wiele tomów czarnoksięskiejwiedzy.Dzisiaj wszystkie są równie rzadkie jak dziewice w Shadizar  intensywnie wpatrzyłsię w twarz Conana. Taramis ma Zwoje ze Skelos? Cytowała je tak, jakby miała.Dokąd idziesz?Akiro ruszył w kierunku chaty z chyżością, która zdecydowanie przeczyła jegowcześniejszym narzekaniom. Czasu jest mało, jak sam powiedziałeś!  zawołał przez ramię. Trzeba ruszyć wgóry przed pierwszym brzaskiem.Muszę się wyspać!Conan z uśmiechem podążył za nim.Czasami, pomyślał, najlepszą pułapką okazuje się tazastawiona nieumyślnie.Kiedy Cymmerianin podszedł do ogniska, Jehnna siedziała patrząc w płomienierozmarzonymi oczami.Bombatta nadal przesuwał osełką po ostrzu zerkając z irytacją naMalaka, który rozłożył się pod kocem i chrapał jak najęty.Z jego otwartych ust co chwilę dobywał się odgłos przypominający trzask dartego żaglowego płótna.Jak się wkrótceokazało, wojownik o poznaczonej bliznami twarzy nie był jedynym, któremu przeszkadzały tedzwięki.Z wnętrza chaty dobiegały gniewne pomruki, wśród których dało się rozróżnićsłowa: & muszę się wyspać, & stare kości, & jak wół o wzdętym brzuchu.Nagle w drzwiach pojawiła się pomarszczona twarz Akiro.Jego wzrok padł na Malaka, austa poruszyły się bezgłośnie.Chrapanie ucichło jak ucięte brzytwą.Mały złodziejwyprostował się gwałtownie i przestraszony rozejrzał wokół siebie.Czarnoksiężnika nie byłojuż widać.Malak z wahaniem, macając gardło, znów ułożył się do snu.Jego oddech pogłębiłsię szybko, ale nic nie zagłuszało teraz trzasku płonącego ognia.Chwilę pózniej chrapaniezaczęło dobiegać z chaty.Jehnna zachichotała. Pojedzie z nami? Tak. Conan usiadł przy niej. Wyruszymy przed wschodem słońca. Tym razem w kierunku wskazanym przeze mnie? Tak [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl