[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A przyczyną tegobyły wielkie, burzliwe uczucia do pewnego mężczyzny, z którym połączył jąślepy los.W istocie Meg była delikatna i wrażliwa.I nie wierzyła, abyCraig był jej przeznaczony.Spojrzała na wschód.Nagle serce zabiło jej mocno.Wysoko ponaddachami przychodni zobaczyła rozległą zorzę polarną.Tajemnicze wstęgiświatła ciągnęły się aż do horyzontu.Zielonobiałe, kosmate pasma kojarzyłysię jej z jakąś tajemniczą baśnią.Wokół panowała cisza, którą zakłócało tylko wycie wiatru.Meg weszła domieszkania i zamknęła za sobą drzwi.RS 33ROZDZIAA TRZECI- To komenda Królewskiej Konnej Policji! - krzyknęła Bonnie przezramię, wskazując ręką jakiś budynek.Radziły przez Chalmers Bay naskuterze śnieżnym.Bonnie jechała znacznie szybciej niż Alanna dwa dnitemu.- Aha! - odkrzyknęła Meg.- Lepiej uważaj.Jeśli będziesz jechać takszybko, dostaniesz mandat.- Oni mnie znają! - radośnie zawołała Bonnie.- Zawsze jeżdżę szybko!Policjanci myślą, że jadę do chorego!Dodała gazu i elegancka maszyna, przypominająca bobsleja z czarną,lśniącą maską, wyskoczyła w powietrze na niewielkiej muldzie.Gdywylądowały po drugiej stronie, Meg miała wrażenie, że żołądek podchodzijej do gardła.- Jesteś szalona, Bonnie! Chcesz mnie zabić?! - wrzasnęła.- Rozluznij się! To nic groznego! Z pewnością nie zajdziesz w ciążę! Tamjest kościół anglikański.- Bonnie wskazała ręką kierunek.Meg z trudemobróciła głowę.Teraz ostry wiatr dmuchał jej prosto w twarz.- Obokkościoła mamy świetlicę.Tam organizujemy różne imprezy, tańce itp.Bonnie skręciła w boczną ulicę koło kościoła.Jechały ostro w dół.Megkurczowo zaciskała ręce na poręczy.Bała się, że zaraz wypadnie ze skutera.- Tam jest sklep i poczta, a tam muzeum - informowała ją koleżanka.-Koło poczty mamy kilka warsztatów.Trzymaj się, pojedziemy do portu.Narazie niewiele można tam zobaczyć.Pózniej odwiedzimy jednego pacjenta,zgoda?Port wydawał się zupełnie opuszczony.Na redzie i w zatoce widać byłowypiętrzone i potrzaskane tafle lodu, skuwa-jącego całą powierzchnię wody.Nie przypominało to w niczym gładkiej ślizgawki.Wyglądało raczej tak,jakby mróz nagle unieruchomił wzburzone fale zatoki.Po kilku minutach skierowały się z powrotem do miasta.Bonniezatrzymała skuter przed niewielkim drewnianym domkiem, wzmocnionymstalowymi okuciami.Wydawał się dobrze ocieplony i zabezpieczony przedpodmuchami wiatru.Z komina unosiła się cienka smuga dymu.Bonnie Maewygramoliła się ze skutera i gestem nakazała Meg, aby zrobiła to samo.- Tu mieszka Charlie Patychuk, nasz stały pacjent.Odwiedzam go paręrazy w tygodniu.Chcę, abyś go poznała.Jest już stary i choruje na płuca,pozostałość po gruzlicy.W tej okolicy gruzlica zdarza się dość często, choćRS 34nie jest już takim problemem jak w latach pięćdziesiątych.Jeśli się ładnieuśmiechniemy, jego córka poczęstuje nas herbatą.Drzwi otworzyły się, nim weszły na werandę.Meg zobaczyła niską,szczupłą kobietę.Gospodyni powitała ich szerokim uśmiechem.- Hallo! - zawołała.- Miło was widzieć.Teagukpin?- li, matna - odpowiedziała Bonnie i obie weszły do środka.- To Meg,nasza nowa pielęgniarka.Meg, ona nas pyta, czy chcemy herbaty.Powiedziałam, że tak.Charlie Patychuk siedział w salonie.Musiał mieć już kołosiedemdziesiątki.Gdy weszły, z bocznego pokoju wyłonił się młodychłopiec, wyglądający na jakieś czternaście lat.- Cześć, Bonnie Mae - odezwał się pierwszy.Jego uśmiech wyrażałjednocześnie nieśmiałość i radość z wizyty.- Cieszę się, że nas odwiedziłaś.- No, Tommy, jak ci się wiedzie? Boże, wydaje mi się, że od naszegoostatniego spotkania urosłeś dobrych kilka centymetrów! Przecież minęłytylko dwa tygodnie!- Chyba rzeczywiście rosnę - przyznał chłopiec.- Najwyższa pora.- Meg, to jest Tommy Patychuk, a to jego dziadek, Charlie.Meg przywitała się z dziadkiem i wnukiem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •