[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Wiem.A potem uśmiecha się i czuję się tak, jakby znów wyszło słońce.– Czy to sięliczy jako nasza pierwsza kłótnia?Potakuję głową i śmieję się mimo łez, które spływają mi po policzkach.– Zdecydowanie lepiej ci z uśmiechem.– Opiszę to w pamiętniku.Pokłóciłam się z Dannym.Pogodziłam sięz Dannym.Spoglądamy w morze.W tej chwili wydaje się, jakbyśmy byli jedynymi ludźmina ziemi.– To będzie nasze miejsce, Alice.Będę tu przychodził codziennie i czekał,aż się pojawisz.– Może mogę zostać tu, dopóki jedno z nas nie zaśnie.Gdzieś z oddali dzwoni mój telefon.M ó j telefon.Szukam po omacku zestawu słuchawkowego w plecaku szkolnym.– Zaczekaj,Danny, pozbędę się tylko tego telefonu.Na ekranie wyświetla się ADRIAN.Adrian.a m o ż e T i m?Nie mogę teraz wyjść z Plaży.Ale co jest ważniejsze? Ten chłopak ze snów, który może zostać tylko snem?Czy siostra, potrzebująca mnie bardziej niż kiedykolwiek? Muszę pamiętaćo moich priorytetach.– Przepraszam – mówię do Danny’ego.– Nie żegnałabym się z tobą, gdyby tonie była sprawa życia lub śmierci.ale może być.Słodkich snów.– Kładę rękęna sercu, tak samo jak on zrobił to ostatnio.Otwiera usta, żeby odpowiedzieć, ale udaje mu się tylko powiedzieć„słodkich.”, jego twarz wykrzywia się, a ciało wydaje się spadać; ekran gaśnie.Kiedy odbieram telefon, drżę na całym ciele.54– Tim? Czy to ty?Ktoś wciąga gwałtownie powietrze.– Nie.To Adrian.W końcu to mój telefon.– W jego głosie słyszę lekką irytację.– Przepraszam.– Ale Tim jest obok mnie.– Och.– Przestaję drżeć i zaczynam się trząść.Daj spokój, Alice.Codziennierozmawiasz ze zmarłymi; żywy człowiek po drugiej stronie telefonu to na pewnonic strasznego.Nawet jeśli to żywy potencjalny morderca.– Alice? Jesteś pewna, że chcesz z nim porozmawiać?Głos Adriana trochę mnie uspokaja, ale strach, a właściwie absolutneprzerażenie, wciąż mnie paraliżuje.To tak, jakby moje ciało wyczuwałozagrożenie, nawet przez telefon.– Tak.Chciałabym teraz porozmawiaćz Timem, jeżeli to możliwe.Słyszę szelest w słuchawce, a po chwili pojawia się czyjś oddech.– Tim?– Alice – bardziej wzdycha, niż wypowiada moje imię.– Och, Alice, Jezu, takmi przykro.Co za syf.Czy to spowiedź? Może oczekuje, że powiem: „Wszystko w porządku,Tim.Takie rzeczy się zdarzają”? – Tak, to straszny syf.– Nie mogę rozmawiać długo.Śledzą mnie – mówi bardzo wysokim głosem,na skraju histerii.Kiedyś wypowiadał się basowym szeptem, jak miły mądry miś.– Gdzie teraz jesteś?– W bibliotece.My.daliśmy się tu zamknąć na noc celowo.Kiedy się tuuczę, wystawiają przed wejściem gościa w cywilnych ciuchach.Biblioteka jestjuż zamknięta i gdy zdadzą sobie sprawę, że z niej nie wyszedłem, pomyśląpewnie, że jakoś się wymknąłem niezauważony.Ale mogą też namierzaćtelefony.Domyślą się, gdzie przebywam, jeżeli zaczną przypuszczać, że używamtelefonu Adriana.Ogłusza mnie bicie własnego serca: czuję się jak wyjęta żywcem z filmówz agentem Bournem.– A nie złapie was czujka od alarmu?– Jesteśmy w składziku.Mamy latarki i trochę jedzenia, wodę i cośmocniejszego do picia na później.Bibliotekę otwierają jutro o dziewiątej i wtedypójdziemy prosto do czytelni.Nikt się nie dowie, że byliśmy tu przez całą noc.Wyobrażam go sobie w tej chwili.D o b r y Tim.M i ł y Tim.Jasne, szczereoczy, wiecznie podkrążone od czytania albo rozmów do późna w nocy, i słodki,ostrożny uśmiech, zawsze kiedy opowiedział jakiś kawał.– Wszystko po to, żeby ze mną porozmawiać?– Oczywiście.Posłuchaj.Alice.Wiem, że tobie jest jeszcze trudniej niż mnie.To, że w ogóle ze mną teraz rozmawiasz, naprawdę dużo dla mnie znaczy.Przerywam mu.– Chcę wiedzieć, co naprawdę stało się tamtej nocy.– Och – następuje cisza.– Nie zabiłem jej.Nie obchodzi mnie, co się ze mnąstanie, jeśli t y mi wierzysz, Alice.– Po raz pierwszy brzmi jak stary Tim, niejak kandydat do służb specjalnych w panicznym transie.– Przysięgasz?– Nie mógłbym zabić niczego i nikogo, Alice.Jak do cholery mógłbym dojśćdo wniosku, że mam prawo odebrać komuś życie?Odpowiedź jest precyzyjna i tak bardzo do niego pasuje, że chcę muuwierzyć.Ale w takim razie co z policją i moją mamą, nie wspominając jużo brukowcach? Och, i co ze statystyką pana Bryanta, z której wynika,że większość kobiet jest mordowana przez swoich partnerów?I jest jeszcze to, co powiedziała sama Meggie, o cienkiej granicy pomiędzynamiętnością a nienawiścią.Próbuję przestać myśleć jak ktoś, kto go zna,i zacząć postrzegać jego osobę tak jak reszta świata.Drugiej szansyprzesłuchania mogę już nie dostać.– Więc dlaczego policja jest przekonana, że to ty?– Chcą po prostu szybko rozwiązać sprawę.A może zostałem wrobiony.– Och, Tim, kto zadałby sobie tyle trudu, żeby cię wrobić?– Prawdziwy morderca, Alice.Jestem najbardziej oczywistym podejrzanym,bo policja zawsze zwraca uwagę przede wszystkich na osobę bliską ofierze.– I osobę, która widziała ją po raz ostatni! – zauważam.– Przedostatni.Przysięgam.– Ale ludzie w barze widzieli, jak kłóciliście się tamtej nocy.– Pomiędzy kłótnią ze swoją dziewczyną a zabiciem jej jest cholernie dużaróżnica!Zaciekłość w jego głosie zaskakuje mnie.Nigdy wcześniej nie słyszałamu niego takiego tonu.– Jesteś zły.– Oczywiście, że jestem zły [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl