[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.-Pamięta pan?Chase dotknął ostro\nie czoła.Miał wra\enie, \e coś je uciska, prawie jakby.palce trafiły nabanda\.Przymknął oczy i pozwolił napłynąć wspomnieniom.Atak.Rabunek.Widok pierścieniamatki, spadającego na ziemię.Otworzył oczy i przekonał się, \e panienka przygląda mu się bacznie.Jak jej było na imię? A, tak.Harriet.Harriet Ward.Panna Harriet Ward.Przerwała jego zadumę.- Czy przypomina pan sobie? - zadała to pytanie z delikatnym naciskiem.Chase ju\ otwierał usta, by jej odpowiedzieć, ale się powstrzymał.Je\eli panienka dowie się, kimjest, wieść o tym na pewno się rozejdzie, zwłaszcza \e jego brat, Devon, ma gdzieś w tej okolicyswój dom.A Chase za nic w świecie nie pragnął widzieć swoich braci - nie miał najmniejszychwątpliwości, \e przyjechaliby, i to wszyscy czterej, by zapakować go do powozu i zabrać doLondynu.Podjął decyzję i nie zamierzał od niej odstąpić mimo tego drobnego niepowodzenia.Zerknął spod rzęs na kobietę, która stała przy łó\ku.Zacisnęła razem dłonie, wyprostowała się,ściągnęła ramiona.Wyglądała, jakby gotowa była stanąć przed plutonem egzekucyjnym, chocia\dostrzegł te\, \e delikatne wargi leciutko jej drgają.Na ten widok jemu równie\ uniósł się kącik ustw uśmiechu.Mogła być niedoświadczona, ale miała w sobie wielkie pokłady namiętności.- No i? - zapytała panna Harriet Ward.Głos jej nadal przypominał miękki płat jedwabiu, po brzegachpojawiło się jednak obszycie z kłującej koronki.- Jak pan się nazywa? Ja się panu przedstawiłam.Chase oparł się o poduszki.Poza tym, \e okropnie bolała go głowa i był ogólnie znu\ony, wcale nieczuł się tak zle.- Panno Ward, podałbym pani moje nazwisko, gdybym mógł, ale nie mogę.Na twarzy panienki zamigotało niedowierzanie.- Nie wie pan, jak się pan nazywa?- Nie pamiętam.- Och.A czy.czy wie pan, skąd pan przyjechał?Chase zastanawiał się przez chwilę w milczeniu.- Nie, tego te\ nie wiem.19 Oczy Harriet się zwęziły.Twarda jest, uświadomił sobie z lekkim poczuciem uznania.- A czy pan pamięta, dokąd pan jechał?Chase wydął wargi, jakby niemal sobie to przypominał.Ale po chwili potrząsnął głową.- Nie.- Czy jest pan \onaty?- Nie! To znaczy - dodał pospiesznie - nie sądzę.Cholerny świat, będzie musiał uwa\ać, albo go tadziewczyna zdemaskuje.Panna Ward wymamrotała coś pod nosem.Szumiało mu w uszach, ale je\eli się nie przesłyszał,powiedziała chyba  do licha".- Słucham panią? - zapytał.- Nic.Zastanawiałam się.- Skrzy\owała ramiona, wpatrując się w niego tak, jakby był jakimśszczególnie niesympatycznym owadem, którego trzeba przyszpilić do planszy.-Czy pamięta pan, jakpana zaatakowano?Chase zmarszczył brwi.Mo\e powinien udać, \e to pamięta? A mo\e nie? Najlepszą odpowiedziąbędzie jej brak.- Przypuszczam.myślę.mówiła pani, \e znalazłyście mnie w lesie?- Tak.Niedaleko stąd.Nawiasem mówiąc, panu koniowi nic się nie stało.Chase rozpromienił się, przechwycił spojrzenie panny i uświadomił sobie, \e popełnił błąd.- Koń? A więc musiałem gdzieś jechać.- A po drodze pić.Oczywiście, \e pił.Rozpaczliwie pragnął uśmierzyć bolesną tęsknotę za domem.Ale.do tego napewno nie zamierzał się przyznawać przed stojącą tu\ obok purytanką - a panna Ward niewątpliwiemusiała być purytanką.Nikt inny nie potrafiłby patrzeć z taką przyganą, i to nie mając powa\niejsze-go ku temu powodu ni\ kilka łyków brandy.Chase zdecydował się na niewinne uniesienie brwi.- Jest pani pewna, \e piłem?- Zmierdział pan brandy, a w pobli\u znaleziono pustą butelkę.- Mo\e miałem ją w jukach i się wylała - poddał łagodnie.- Hm.- Panna wydawała się nie przekonana.Całkowicie nie przekonana.Rozbawienie Chase'a szybko się ulatniało, jego miejsce zajmowała ostro\na fascynacja.PannaHarriet Ward najwyrazniej nie była idiotką.A stroszyła się jak zmokła kura, kiedy się jąwyprowadziło z równowagi.Nie wiedzieć czemu Chase przekonał się, \e dosyć podoba mu się jejpełna oburzenia mina.Bardzo mu się podoba [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl