[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Beth jadła wszystko, co jej wpadło w rękę, i nic nie mówi-ła.Obserwowała tylko, co się dzieje, spod opadających na czoło brudnych wło-sów. Powiedziałam pani Mason, że dziś nie chcemy deseru  oświadczyłamatka, kiedy Gladys wniosła kawę.Spojrzała przy tym znacząco na młodszącórkę. Idę do mojego pokoju  oznajmiła siostra, rzuciła serwetkę na talerz ipraktycznie odskoczyła od stołu. Twój ojciec i ja napijemy się brandy w bibliotece.Mam nadzieję, że Ra-oulowi uda się rozpalić ogień w kominku.Ten człowiek nie zna się na najprost-szych sprawach.Nawet jaskiniowcy potrafili rozpalić ognisko.Możesz się donas przyłączyć, ale pewnie chcesz jak najszybciej wracać.Masz przecież dużopracy. Chciałabym zamienić parę słów z Beth. Dobrze, tylko pamiętaj, masz z nią nie rozmawiać o Gretchen Azorini.Doktor Weingart zajmuje się tym w czasie terapii.Nie można jej teraz dener-wować.Czy wyraziłam się jasno? Nie znam nikogo, kto dorównywałby ci jasnością wypowiedzi, mamo odparłam natychmiast.Zastukałam lekko do drzwi pokoju siostry. Kto tam?  odezwał się zaniepokojony głos. To ja, Kate.Beth szybko otworzyła drzwi i zamknęła je, gdy tylko weszłam.U stóp jejłóżka stała kryształowa popielniczka, w której tliła się fajka z haszyszem. Odbiło ci? Palisz to w domu?!  niemal krzyknęłam. Jak zawsze.Zwietna sprawa.Brat Raoula przywozi to z Gwatemali.Chcesz się sztachnąć? Nie, dzięki, jeszcze dziś muszę wrócić do miasta.Jak było w Palm Beach? Chyba ciekawiej byłoby obserwować, jak ryby się pierdolą.Zastanowiło mnie, czy jej dobór słownictwa wywierał pożądanewrażenie nadoktorze Weingarcie, czy też w jego wypadku posługiwała się bardziej wyrafi-nowanymi metodami. Co robiliście?  spytałam. Rodzice grali w golfa, ja zostałam w domu i patrzyłam, jak babcia Pre-scott stawia pasjansa i upija się na umór.Wieczorem wszyscy poszli na kolacjędo Van Houtenów, a ja zerżnęłam szofera. No i jak było?  spytałam, traktując jej słowa z przymrużeniem oka. Znasz chyba to powiedzenie  rzuciła ponuro  jak posmakujesz czar-nego, nie zechcesz innego.Przez chwilę siedziałyśmy w ciszy.Nie wiedziałam, od czego zacząć.Wresz-cie zdecydowałam się przejść do sedna.183  Beth, potrzebuję twojej pomocy  rzekłam. W jakiej sprawie?  spytała cicho. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że Gretchen została zamordowanaprzez kogoś, kogo znała.Siostra spojrzała na mnie z przerażeniem. Nikt z ludzi, których znała, nie zgwałciłby jej i nie udusił  stwierdziła pochwili. Rozmawiałam z anatomopatologiem, który przeprowadził autopsję.Uważa, że tak nie było.Czy ona brała kokainę? Gretchen? Nigdy w życiu.Nie brała narkotyków.Mówiła, że codziennećpanie insuliny jej wystarcza. Anatomopatolog uważa, że w pewnym sensie to insulina spowodowałajej zgon. Gretchen nie popełniłaby błędu z dozowaniem insuliny.Była na to zaostrożna. Wiem.On twierdzi, że wzięła normalną dawkę insuliny rano w dniuśmierci, ale potem nie mogła znalezć niczego do jedzenia.Umarła w wynikuhipoglikemii. Nie rozumiem. Pojechała do domku swojego ojca w Wisconsin i tam spotkała się z męż-czyzną, który ją załatwił.Poszła do łazienki i wzięła insulinę.Kiedy wyszła, onjuż zniknął razem z samochodem i jedzeniem.Zostawił ją tam, by umarła. Nie  znowu szept przez zaciśnięte gardło. Beth, musisz mi pomóc dowiedzieć się, kim on był.Nie możemy pozwo-lić, by mu to uszło bezkarnie  prosiłam. Nie, nie wierzę w to  powtórzyła siostra, a jej głos stawał się coraz gło-śniejszy, jak para wydostająca się z czajnika. Nie, nie, nie! Nie wierzę ci! Nieuwierzę ci! Beth, powiedz mi, co wiesz! Mamo!  wrzasnęła histerycznie. Mamo!Do pokoju wkroczyła matka.Jej oczy błyszczały gniewnie. Wynoś się stąd w tej chwili!  warknęła na mnie. Nie pozwolę, żebyśprzychodziła tu i denerwowała swoją siostrę wbrew moim wyraznym nakazom. Mamo, pogarszasz tylko sprawę  rzekłam. Następnym razem za-miast mnie przyjdzie tu policja. Jak śmiesz grozić mi policją! Wynoś się!Zrobiłam, co mi kazała.Spróbuję porozmawiać z Beth nieco pózniej.AstridMillholland zwykle pamiętała, że jest również matką tylko przez niezwyklekrótki czas.Będę mogła to zrobić jeszcze dziś wieczorem. Zostawię was same  rzuciłam i wyśliznęłam się przez najbliższe drzwi.184 Zamknęłam je za sobą i okazało się, że jestem w łazience siostry.Na umy-walce stała buteleczka z valium przepisanym przez doktora Weingarta.Wcisnę-łam ją do kieszeni i ruszyłam ku tylnym schodom poprzez pogrążony w ciemno-ści pokój gościnny.Zamierzałam połazić po okolicy z Rocketem do momentu, ażzorientuję się, że matka jest znów u siebie w pokoju.Dopóki środki uspokajają-ce spoczywają bezpiecznie w mojej kieszeni, nieważne, ile czasu to może zająć.W każdym razie wtedy wśliznę się z powrotem i spróbuję inaczej wszystko roze-grać.Byłam w połowie schodów, kiedy nagle uświadomiłam sobie, gdzie przedchwilą byłam.Wróciłam tam.To był pusty pokój.Pokój przylegający do sypialniBeth.Pokój, który zajmowała Gretchen w trakcie weekendów spędzanych u moichrodziców.Tu przespała noc poprzedzającą jej wyjazd do Wisconsin na spotka-nie z mordercą.Zza ściany dobiegało łkanie siostry i głośne nieporadne prośby matki.Deli-katnie zamknęłam za sobą drzwi.Nie chciałam włączać górnego światła, bałamsię, że matka je zauważy.Wystarczało blade światło wypływające z małej garderoby.Uklękłam przyłóżku i włożyłam rękę pod materac.Trafiłam wreszcie na coś twardego.Uchwy-ciłam mocno i powoli wyciągnęłam to, co okazało się jeszcze jedną dużą koper-tą.Zaniosłam wszystko do garderoby i tam, otoczona rąbkami letnich spódnicmatki, obejrzałam dokładnie moje znalezisko.Koperta skrywała grudniowynumer  Bride's , grubości książki telefonicznej, oraz nieco mniejszy pakiet do-kumentów Azor.Pośród nich znajdowały się: bilans i wykazy dochodów, pro-gnozy przepływu gotówki, kopia streszczenia, które własnoręcznie napisałamdla Stephena, na temat proponowanych środków przeciwstawienia się próbieprzejęcia firmy, raport dotyczący najnowszych badań nad stworzeniem sztucz-nej krwi (wraz z projektowaną sumą dochodów).Wszystko to były kserokopie,jednak na pierwszej stronie raportu zobaczyłam coś, co odebrało mi dech wpiersiach i spowodowało, że ręce zaczęły mi gwałtownie drżeć.Notatka sporzą-dzona charakterem pisma, który skądś znałam, ale póki co, nie wiedziałam do-kładnie, skąd:Edgarze,To powinno Ci pomóc w ustaleniu rozsądnego limitu oferowanej ceny.Dicka Portera nie ma w kraju do 2 grudnia, co się świetnie składa, skoro 30listopada planujesz zgłosić zamiar wykupu!Brak podpisu.Wsadziłam dokumenty ponownie do koperty, przycisnęłam ją do piersi izbiegłam na dół przez spiżarnię, kuchnię, do sieni.Zdjęłam płaszcz Beth z wie-szaka przy wyjściu i narzuciłam go na siebie.Złożyłam kopertę na pół, po czym185 wsunęłam ją do jednej z obszernych kieszeni.Przydreptał Rocket, bezbłędniewyczuwając okazję do spaceru. Chodz, stary  powiedziałam i otworzyłam drzwi.Wyszłam w ciemność, czując, jak kotłuje mi się w głowie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •