[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Taksówki posuwały się powoli naprzód wzdłużmurów stacji King's Cross.Salon gier był otwarty.Przy oknie grupka dzieciaków oposzarzałych oczach grała w jakąś strzelankę.Kiosk z gazetami był zamknięty, ale sklepów zkebabami na stacji King's Cross nie zamykano nigdy.Zwiatła w sklepie były za białe i zbyt jasne, jakby ta jasność mogła w jakiś sposóbzamaskować szarość, która wniknęła we wszystkie kafelki albo tłuszcz wylany napowierzchnie z nierdzewnej stali po drugiej stronie lady.Właściciel, mężczyzna o cerzebarwy orzecha nerkowca i przekrwionych oczach, spał za kasą.Głowa opadła mu w tył, a wkącikach ust zbierała się ślina.Obok niego leżała częściowo rozłożona gazeta.Włączone radio przekazywało informacje drogowe.- Korek na Cromwell Road poszerza się w kierunku zachodnim, z powodu wypadku,do którego doszło uprzednio.przerwa w dopływie prądu w Mile End doprowadziła do.Cockfosters zniknęło.przewrócona ciężarówka na dojezdzie do Blackwall Tunnel.Na rożnie przed pomarańczowym grillem powoli obracała się brązowo-czarna bryła,niepodobna do żadnego zwierzęcia, jakie kiedykolwiek widziałem na żywo albo w telewizji.Kawałki przywiędłej sałaty leżały w zbiornikach obok plastikowych pojemników z białym iczerwonym sosem.- Nie ma nic lepszego niż frytki o drugiej w nocy - stwierdziła Penny.- Nie są dla nas - odparłem ponurym tonem, pochylając się nad ladą ku śpiącemu.Zust mojej uczennicy wyrwało się ciche westchnienie rozczarowania.- Hej, kolego?! -zawołałem.- Kolego?!Magowie napisali całe tomy o mocy tego słowa.W tym przypadku również zadziałało.Mężczyzna otworzył nagle oczy, wyprostował się na krześle, omal z niego nie spadając,wymamrotał coś niezrozumiałego i wreszcie zdołał skupić spojrzenie na nas dwojgu.Potarłpowieki, jakby nie potrafił uwierzyć własnym oczom.- Słucham? - wykrztusił w końcu, ukończywszy ten rytuał.- Cześć - powiedziałem.- Mam.- Pogrzebałem w kieszeni.- Około dwudziestusiedmiu funtów.Penny, ile forsy masz przy sobie?- Pytasz poważnie?- Penny!Skrzywiła się, ale pogrzebała w kieszeni i po chwili wydobyła z niej paskudnie zmiętybanknot dziesięciofuntowy.Wyrwałem jej go, nim zdążyła się sprzeciwić.- Dobra, mam trzydzieści siedem funtów.Proszę mi dać wszystko, co mogę za tokupić.- Słucham? - wychrypiał.- Słucham? - powtórzyła Penny.- Widzi pan moją absolutnie poważną twarz? - zapytałem.- Do roboty.* * *Za trzydzieści siedem funtów kupiliśmy pięć białych plastikowych toreb, pełnychrozmaitych straszliwie udręczonych i przesiąkniętych tłuszczem kawałków mięsa w białychkartonowych bułkach, z dodatkiem oklapłych warzyw.- Lepiej, żebyś zrobił z tym coś naprawdę zarąbistego, Matthew - odezwała się Penny, gdy wracaliśmy do przystanków autobusowych.- Przestań gderać.Pod stacją King's Cross nawet w środku nocy autobusy zatrzymują się dość często.Większość z nich jezdzi tylko do ograniczonej liczby miejsc.Złapaliśmy autobus 205 dostacji Angel.Podczas trwającej siedem minut drogi szare wnętrze pojazdu powoli wypełniaławoń zestalonego, ściśniętego, zamienionego w płyn i ponownie zestalonego mięsa.Wysiedliśmy pod niską niebieskoszarą ścianą z żelaza.Wprawiono w nią niebieskoszareżelazne drzwi, a za nią zaczynał się niebieskoszary żelazny spadzisty dach.W drzwiach byłakłódka, ale poza tym nic nie wskazywało na ich cel.Postawiłem plastikowe torby na ziemi isięgnąłem po pęk surowych kluczy.Znalazłem taki, który najbardziej pasował do kłódki,wsunąłem go do zamka, a potem namową i przymusem skłoniłem do zmiany kształtu.Przekręciłem klucz w zamku, zdjąłem łańcuch i otworzyłem drzwi.Za nimi był słaby białawy blask jarzeniówek i wyłożona beżowymi płytkami podłoga.Weszliśmy do środka i zamknęliśmy za sobą drzwi.W niskim ceglanym murku, który kiedyśbył zewnętrzną ścianą innego budynku, a teraz znalazł się wewnątrz, widniała wielka czarnadziura, prowadząca do korytarza, gdzie również paliły się jarzeniówki, a wszystkie ścianywyłożono kafelkami intensywnie ciemnozielonej barwy.Tu i ówdzie było jeszcze widaćślady dawnej funkcji pomieszczenia: szkielet lady i otwory w podłodze w miejscu, gdzie byłybramki, na ścianie wisiał plakat reklamujący podróż do Ongar -  Nie musisz opuszczaćLondynu, by wyruszyć na poszukiwanie przygód!.Pod stopami mieliśmy cienką warstwękurzu.Wypełnione martwą ciemnością otwory były pozostałościami po dwóch szybach wind.Nieliczne lampy rozświetlające ongiś ich mrok umarły z upływu czasu i zaniedbania.Gdzieśw pobliżu kapała woda.W cieniach wypatrzyłem resztki znaku londyńskiej kolei podziemnej,dumnego jak herb.Na jego środku napisano  Angel.- Bardzo fajnie - odezwała się Penny.- Po kiego tu przyszliśmy?- Cóż za niecierpliwość!Najnowszym elementem był tu długi szereg schowków na bagaże.Obok nichulokowano metalowe drzwi prowadzące do następnego pomieszczenia.Otworzyłem je.Wewnątrz były białe kafelki i niewielki szereg pryszniców.Woda gromadząca się wokółstudzienek zrobiła się szarobrązowa z brudu, ale ta, która skapywała z sitek, była czysta.Zamknąłem drzwi i zacząłem kopać kolejne schowki, aż wreszcie jeden z nich się otworzył.W środku było zdjęcie uśmiechniętego bezzębnego dziecka trzymanego w ramionach przezkobietę, egzemplarz  Daily Mail , pusty, nieco poszarzały termos na kawę, para butów pokolana, żółty kask z latarką i jaskrawożółta kamizelka odblaskowa.Wyciągnąłem tę ostatnią i rzuciłem ją Penny.- Zdejmij wszystko, co kochasz - poleciłem.- Włóż kamizelkę, kask i buty.- Schodzimy na dół? - zapytała, wskazując głową na puste czarne szyby.- Ehe.- A po co?- Pogadać z Plemieniem.- Po kiego?- To jedyne, co mogę w tej chwili zrobić.Odą zajmuje się pani Dees, w sprawieDworu jestem bezradny, więc zostaje mi tylko pogadać z jedynymi facetami, z którymijeszcze nie rozmawiałem, i przekonać się, czy mają coś ciekawego do powiedzenia na temattej bzdury z wybraną.- Mógłbyś, no wiesz, walnąć się spać.- Chyba nie bardzo rozumiesz, na czym polegają zadania obrońcy miasta.Wzruszyła ramionami.- Tak tylko mi się zdawało, że to niezły pomysł.- A poza tym - zawołałem radośnie, kopiąc kolejną szafkę i wyciągając z niej żółtąkamizelkę - wszystko to jest bardzo pouczające.Wzruszyła ramionami.- Jasne - mruknęła, ściągając buty.- Z pewnością masz rację.* * *Zostawiłem buty w rozbitym schowku, po czym włożyłem żółtą kamizelkę, kask ibuty ochronne.Były tu kręte schody, szerokie na dwóch ludzi.Stare kamienne stopniepokrywały kurz i ziemia, poręcz popękała, a żarówki były słabymi żółtymi punktami wstarych drucianych oprawkach.Schody prowadziły w dół, aż do miejsca, w którym z pozorupowinny się kończyć, a potem schodziły jeszcze trochę niżej, docierając do wielkiej mrocznejsali, która wydawała się jeszcze większa i mroczniejsza z powodu słabego żółtego blaskuzaniedbanej żarówki.Odchodziły od niej tunele, w których w ogóle nie paliło się światło.Wkurzu zostały ślady stóp, wielkie odciski takich samych ochronnych butów, jakie mywłożyliśmy.Włączyłem reflektor na kasku.Białe światło padło na stare graffiti iwystrzępione butwiejące plakaty.INTERNETOWE GAUPOTY OGAUPIAJBADNY KIERUNEK - >NIE MA MYSZY Jasny snop światła padający przez szczelinę w ścianie zdradzał, że po drugiej stroniemożna znalezć szarobiały blask drugiej, prawdziwej stacji Angel, tej, przez którą codziennieprzechodziły tysiące pasażerów Northern Line.Miałem wrażenie, że słyszę odległe głosy,gdzieś za dzielącymi nas od siebie ścianami.Odwróciłem się [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl


  • ) ?>