[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Renifer? - zdziwiłem się.- 180 - - A może Dżenifer? - rzuciła po zastanowieniu.- By-łam sprzątaczką we wszystkich szkołach, do których cho-dziła.Czy wiecie, że tego nie zauważyła? Dla niej wszyst-kie wyglądałyśmy tak samo.Czasem ją zagadywałam,pytałam o coś, prosiłam, żeby mi pomogła.Mówiła zaw-sze  zmiataj, czarownico.Była takim asertywnym dziec-kiem!- Przybyliśmy tu na darmo, tracąc czas i narażającsię policji, a teraz jeszcze musimy wysłuchiwać melo-dramatycznego bełkotu! - zdenerwowała się Rozalia.-Trafiliśmy w ślepą uliczkę i nie mamy nowego tropu.Gdzie się teraz skierować? Kto nas oszukał? Jak to od-kryć? Gdzie jeszcze możemy się włamać, by odnalezć tęcholerną książkę?- Tak właśnie mszczą się niewykorzystane okazje -rzekłem z satysfakcją, używając ukochanego sloganupolskich komentatorów sportowych.- %7łe jak proszę? - zdziwiła się Rozalia.- Mówię tylko, że powinnaś włamać się do domu Ha-liny wtedy, kiedy wyciągnąłem ją na kolację.Rozalia gwałtownie wciągnęła powietrze i otworzyłaszeroko oczy, które zrobiły się wielkie i okrągłe jak pię-ciozłotówki.- Więc ty myślałeś, że.- %7łe mnie wykorzystasz, żeby zgarnąć od Palmistracałą kasę, a mnie, o wuju moim nie wspominając, niedasz złamanego grosza, udając, że sprawa skończyła sięfiaskiem, a klient się wycofał - wyjaśniłem.- To byłobyoczywiste, rozsądne i zupełnie w twoim stylu.- 181 - - Tak zrobiłam, człowieku - odparła Rozalia.- Ale nieznalazłam maszynopisu.Ta chałupa była za wielka, że-bym dała radę przeszukać ją sama, w godzinę, z kieszon-kową latarką.Dlatego musiałam pojechać tam następne-go dnia razem z tobą.W dodatku Palmister zapalił się dopodpalenia, a ty mu wyglądałeś na podpalacza.- Więc wybite okienko, z którego Halina wyrzuciłaszkła do kosza, i ten cały rzekomy napad włamywacza, tobyła twoja sprawka z poprzedniego wieczoru?- Moja - bąknęła, zamilkła i przez chwilę przyglądałami się ze zmarszczonymi brwiami.- Co się stało?- Słucham?- Nie udawaj.Zrobiłeś minę kretyna.To znaczy, żewłaśnie na coś wpadłeś i bardzo się starasz, żeby toukryć.Zawsze sądziłem, że w takich chwilach mam twarz po-kerzysty.Jakże gorzkim rozczarowaniem bywamy samidla siebie.Uśmiechnąłem się z mieszaniną niepewności i zwąt-pienia i odrzekłem powściągliwie, wskazując na Anetkę:- Przyszło mi do głowy, że ta dziewczyna mogłabycoś powiedzieć.- Myślisz, że ona.? - zaciekawiła się Rozalia.-%7łemoże ci porywacze.Albo nawet ona sama?- Nie pozwolę wam jej skrzywdzić - odezwała się na-gle Alina Pofiściel, o której obecności zdążyliśmy jużprawie zapomnieć.- To dziecko przeżyło wstrząs.Straciłoosobę, którą uważało za matkę.Nie pozwolę wam jej do-tknąć.A zwłaszcza tobie, mała gestapówko - wymierzyła- 182 - palec w Rozalię.- Jeśli chcecie coś wiedzieć, to ja samawypytam ją delikatnie - i pokuśtykała do Anetki.Z pewnym trudem (ze względu na gips) przysiadła nabrzegu barłogu, odgarnęła włosy z twarzy córki i czulepogłaskała ją po policzku.- Dziecko - rzekła.- Anetko.Maleństwo moje.Dziecko parę razy poruszyło niespokojnie członkami,jakby oganiając się od natrętnego komara, a kiedy niedało to rezultatu, usiadło, otworzyło nietrzezwe, zapuch-nięte oczy i powiodło po nas dzikim wzrokiem.- Co się dzieje? - sapnęło oddechem, któremu groziłsamozapłon.- Kim jesteście?- Nazywam się Alina Pofiściel i jestem twoją.Je-stem siostrą twojej mamy.Anetka oprzytomniała w jednej chwili.- Moja mama nie żyje! - ryknęła.- I to ja, ja!.Ja ją zabiłam!Zaskoczeniu chyba tylko można przypisać to, co na-stąpiło w następnej chwili.Anetka zerwała się z miejsca,rozepchnęła nas na boki, pobiegła do łazienki i przekręci-ła zamek.- Ucieknie przez szyb! - pisnęła Rozalia, rzucając sięna drzwi.- Jest za mały - próbowałem ją uspokoić.- Chyba nie wierzycie w to, co powiedziała! -histeryzowała Alina.- A zresztą, jest w pełni usprawie-dliwiona.Halina była wobec niej taka wymagająca.No iprzecież to tylko ciotka!Anetka płakała za zamkniętymi drzwiami, ignorującprośby Aliny, żeby ją wpuściła.Zawodziła przy tym na- 183 - temat Haliny, swojego życia i śmierci.Rozalia przestałaszarpać klamką, a Alina tłuc pięściami w drzwi i gipsemw podłogę.I choć trwaliśmy w ciszy, z uszami przy szpa-rze między drzwiami i framugą, ja na górze, pode mnąRozalia, na dole Alina, to i tak nie mogliśmy zrozumiećnic oprócz tego, że wynurzenia Anetki stają się corazbardziej ogólne i coraz mniej w nich jakiegokolwiek sen-su.W końcu łkanie ucichło, a po chwili usłyszeliśmy do-nośne pochrapywanie.- Zasnęła! - zdenerwowała się Rozalia [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •