[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W tej chwili wszedł jakiś nowy gość, pozdrowił uprzejmieobec-nych i usiadł przy najbliższym stoliku, biorąc się skwapliwiedo butel-ki.Ponieważ odwrócony był do nas plecami i zajął sięczytaniem gazet,można było sądzić, że jesteśmy mu zupełnie obojętni idlatego niemieliśmy powodu zmieniać tematu rozmowy.<- Którędy jedziemy? - spytałem.- Poprzez Urugwaj i Entre Rios do Parany, a potem rzekądo Cor-rientes, stamtąd zaś musimy zboczyć na lewo wkierunku Chaco.Pierwszy etap tej podróży był taki sam, jaki mi doradzałTupido i to mnie zastanowiło.- Dla pana oczywiście podróż ta będzie trochę uciążliwa -ciąg-nął yerbatero - i dlatego urządzimy częstsze i dłuższepostoje, aby pan nie odczuwał zbytniego zmęczenia.Z tych słów można było sądzić, że Monteso miał mnie zadelikat-nego i nieprzyzwyczajonego do niewygódpodróżnika.Postanowiłem więc wyjaśnić mu tę sprawę.- Nie krępujcie się mną zbytnio, panowie.Jeżdżęznakomicie konno i nie brak mi wytrwałości na trudy.- Wiem, wiem.- uśmiechnął się Monteso.- Pierwszy dzieńw takiej podróży mija jako tako, drugiego dnia krwawią nogi,a na trzeci powstają rany, no i nie pozostaje nic innego, jaktylko położyć się na parę tygodni, aby się to zagoiło.Senior, aby być dobrym jeźdźcem, trzeba się urodzić nastepie.Jutro dotrzemy nie dalej, jak tylko do San Jose’,pojutrze do Perdido, a potem zboczymy do Mercedes, abywypocząć dni parę w hacjendzie mego stryja.Dalszy planpodróży ułożymy później.Wypadnie nam droga ku granicy,w okolice bardzo w tych czasach niebezpieczne.- Mnie się zdaje, że z tego powodu nie mamy się czegoobawiać, bo co nas obchodzą polityczne awantury tegokraju?- Nie myśl tak, senior.Stosunki tu są zupełnie odmienne, niż w71Europie.Szczególnie obcy podróżni muszą się bardzo miećna bacz-ności.Wyjeżdżasz rano, jako wolny, bezpartyjny iniezależny obywa-tel, a wieczorem już Jesteś z musu żołnierzem i walczyszna rzeczStronnictwa, w którego łapy wpadłeś, a którego sprawy sąci najzupeł-niej obojętne.- Ba! Ale ja jestem obywatelem państwa, które ma tu swoichprzedstawicieli i w takim wypadku do nich mogę się zwrócićna-tychmiast o obronę.- Natychmiast? No, nie bardzo, bo do tego nie dopuszczą.Akaż-dy samowolny krok uwaźanoby za dezercję inajniespodziewaniej mogłaby pana za byle co spotkaćśmierć.Zresztą choćby się nawet udała ucieczka, to, zanimzdążyłby pan do swego konsula, popuch-fyby panu w stepienogi i zaskoczył głód.Nie ma co tu liczyć na legalne środki,ale jedynie na własną przezorność i ostrożność.Ponieważjednak będzie pan pod naszą opieką, nie pozwolimyuczynić mu żadnej krzywdy i może się pan czuć zupełniebezpiecznym.No, -zakończył - rzecz więc omówiona.A teraz niech tu namuprzątną ze stołu, abyśmy mogli sobie zagrać.Słowo to podziałało na jego towarzyszy, jak prądelektryczny.Natychmiast porwali się pomagać dziewczyniew uprzątnięciu na-czyń, po czym Monteso wyjął karty irzucono na stół pieniądze, a było ich tyle, że mimowolniecofnąłem się z krzesłem w tył.- Proszę się nie usuwać, senior, - rzekł Monteso - przecieżpan zagra z nami jedną partyjkę?- Niestety nie grywam i nie mam pojęcia o kartach.Monteso spojrzał na mnie z niedowierzaniem.W tym kraju zniez-wykłą namiętnością grają w karty wszyscy i to na grubestawki.Jeżeliwięc ktoś odrzuca zaproszenie do gry, to według tutejszychpojęć, popełnia duży nietakt.- Cóż znowu? - zaniepokoił się Monteso.- Może pan chory?- Nie, ale ogromnie zmęczony i muszę udać się na spoczynek.- To pana usprawiedliwia, tym bardziej, ze ma pan przed sobą72jutro forsowną podróż.W tej chwili nowo przybyły gość podszedł do moichtowarzyszy i oświadczył, że chętnie zagrałby z nimi.Yerbaterzy z ochotą przyjęli go do swego grona, zajął więcmiejsce.Ja zaś wstałem i sięgnąłem do kieszeni po portfel,by zapłacić swoją część.Spostrzegł to Monteso i obruszyłsię:- Co? Chce pan płacić? Ależ to byłaby dla nas obraza.Tojuż rzecz załatwiona i nie ma o czym mówić.Teraz zechcepan wypocząć, a jutro rano o dziewiątej będę u niego przedhotelem z koniem i potrzebnymirzeczami.Albo może lepiej, gdy pana odprowadzę namiejsce, bo.wie pan.- Dziękuję, senior.Nic mi się nie stanie po drodze do hotelu.Umiem być uważny i przezorny.Buenos noches\- Dobrej nocy! - odpowiedzieli yerbaterzy, podając mi rękę, a Monteso dodał:- Przyjemnych marzeń o naszym skarbie.Może się panuprzyśni jakiś dobry sposób odnalezienia go.UprowadzenieNa drugi dzień rano wstałem wcześnie i zanim przybyłMonteso, przygotowałem się do drogi.Przygotowania tezresztą nie wymagały zbytnich trudów: cały swój majątekwziąłem na siebie, a opróżnioną walizkę podarowałemkelnerowi, ubranie służącemu hotelowemu;trochę niezbędnej bielizny i innych drobiazgówzapakowałem w skó-rzaną torbę i byłem gotów.Kelner, Szwajcar z pochodzenia, otrzymawszy opróczwalizy także suty napiwek, wdał się ze mną w dłuższąrozmowę, chcąc mi się odwdzięczyć życzliwymi radami.Pochwalił, że wybieram się w drogę na koniu i z ludźmi doświadczonymi, zamiast jechać dyliżansem.Dyliżans tutejszy, jak mi go opisał kelner, jest to ogromnywóz, zawierający przedział dla dziesięciu, dwunastupodróżnych.Do za-przęgu używają zwykle siedmiu„rumaków”, wygłodzonych w nielito-ściwy sposób.Czterykonie zaprzężone są bezpośrednio do dyszla, dwa przednimi, a jeden na samym przedzie.Na tym pierwszym koniusiedzi jeden z peonów i kieruje całym ekwipaźem.Drugipeon siedzi na koniu z owej czwórki przy dyszlu, trzeciwreszcie, galopuje konno obok dyliżansu, okładając batemzaprzężone zwierzęta bez względu na to, czy jest potrzeba,czy nie.Wysoko na koźle wozu siedzi właściwy woźnica, zwanymayoral,74który, choć ma ogólny nadzór nad końmi, jednak zazwyczajnie troszczy się o to, gdy któryś z nich padnie, lub gdydyliżans wysypie pasażerów na step, jak gruszki z worka.Koniom nie pozwala się nigdy biec truchtem, lecz zmuszasię je do ustawicznego galopu, najbardziej zaś w tychmiejscach, gdzie droga najgorsza i najtrudniejsza.Wobectego dyliżans odbywa dziennie około piętnastu mil drogi.Oczywiście mówię tu o „drodze” w przenośni, gdyżwłaściwie nie ma tu żadnych dróg.Jedzie się na przełajprzez step i choć brak na nim kamieni, jednak znajdują sięliczne wyrwy, doły i osypiska.W ogóle teren jest tegorodzaju, że wóz skacze ustawicznie, grożąc wywróceniemsię, podróżni nie mają chwili spokoju, aby porozma-wiaćpomiędzy sobą lub rozejrzeć się po okolicy.W czasie jazdy często napotyka się na szkielety końskie.Nikt tu bowiem nie troszczy się o te szlachetne stworzenia,gdyż jest ich w kraju aż za dużo.Szkapę można tu kupić zamałe pieniądze
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Tematy
IndexWarren Adler Wojna państwa Rose 01 Wojna państwa Rose
§ Menzel Iwona W poszukiwaniu zapachu snów 01 W poszukiwaniu zapachu snów
Lachlan M D Synowie boga 01 Synowie boga (2)
Robbins Harold Handlarze snów 01 Handlarze snow
§ Rudnicka Olga (01) Zacisze 13 Zacisze 13
Reynard Sylvain Piekło Gabriela 01 Piekło Gabriela
Kalifornijska noc 01 Kalifornijska noc Adler Elizabeth
Alexandra Bracken Mroczne umysły 01 Mroczne umysły
Mandragora Eddy Paul
Spindler Erica Obsesja