[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Po prostu płynęły.Przestała płakać równie nagle, jak zaczęła.Kompletnie wyczerpana, ale i jakaś oczyszczona od środka niedbale wytarła się ręcznikiem i położyła do łóżka.Wyłączyła komórkę i hotelowy tele-fon.Zegar pokazywał piątą rano.Przespała śniadanie, przespała obiad, na zajęcia z flamenco nie poszła.Nie miała ochoty wi-dzieć kogokolwiek.Po południu ubrała się, umalowała, powłóczyła się po najbliższej okolicy, zja-dła byle jaką zapiekankę w małym włoskim barze, zajrzała do kawiarenki internetowej, sprawdziłaswoją pocztę.Odpisywać na maile nie miała ochoty.Zresztą, żaden nie był pilny.Znajomi pytali,jak jej jest w Barcelonie, czy dobrze się bawi.Co miała im odpowiedzieć? Nim nadszedł zmierzch,wróciła do pokoju.Spojrzała na siebie w lustrze i podjęła decyzję: Nie, koniec.Tyle lat czekania, by dostać kopa w tyłek! Co za idiotka ze mnie& Nie jesttego wart.Następnego dnia wcześnie rano spakowała torbę i nie kontaktując się z nikim, pojechałado parku Gell.Miała nareszcie czas na obejrzenie cudów słynnego architekta.Wysiadła przystanek wcześniej.Chciała gdzieś po drodze wypić kawę, popatrzeć na ludzizatrzymujących się na moment w drodze do pracy, by zjeść coś słodkiego na śniadanie, przeczytaćporanną gazetę albo zamienić kilka zdań ze znajomymi.Bez problemu znalazła odpowiednie miej-sce, usiadła w kącie nad caf con leche y una tostada con chocolate50) i wsłuchała się w narastają-cy kataloński gwar.Ludzie zaczynali się spieszyć  zbliżała się primera hora51).Rozmawialio czymś, co ich bardzo poruszało, wyraziście gestykulowali, emocje ujawniały się na twarzach.Niepróbowała zgadywać tematu, nie była w stanie zrozumieć, co mówią, ale z niekłamaną przyjemno-ścią patrzyła na nich.Byli piękni.Widać było, że cieszą się życiem.Przyszło jej do głowy, że chcia-łaby być taka jak oni.Przypomniała sobie pary tańczące sevillanas.50) Caf&  kawa z mlekiem i tost z czekoladą.51) Primera hora  pierwsza godzina pracy, w Hiszpanii to najczęściej dziewiąta. Tak, życie jest jedno  pomyślała. Nie ma sensu tracić go na smutki.Wypiła do końca kawę, poprosiła o butelkę wody i poszła dalej, uliczką w górę do parku.Dziwne to było miejsce.Powstało z miłości do angielskich ogrodów.Eusebi Gell, barce-loński przemysłowiec i mecenas Antonia Gaudiego, po jednej ze swoich podróży kupił piętnaściehektarów ziemi na obrzeżach stolicy Katalonii.Zamarzył sobie osiedle w ogrodzie.Wydzielił sześć-dziesiąt działek, zaplanował rynek i ulice.Do prac przystąpiono na początku dwudziestego wieku.W tysiąc dziewięćset czternastym roku park był gotów, ale budowy osiedla zaniechano, bo zostałysprzedane tylko trzy działki.Jedną z nich kupił sam Gaudi.Wybudował dom, w którym spędziłdwadzieścia lat, do czasu rozpoczęcia prac nad Sagrada Famlia  kiedy pochłonął go kościół, za-mieszkał w przygotowanej tam pracowni.Dziś w domu mieści się muzeum architekta.W tysiącdziewięćset dwudziestym drugim roku cały teren rodzina Gell przekazała miastu i w ten sposóbprywatny park stał się publicznym.Gaudi był zafascynowany zoomorficznością, dlatego jego konstrukcje mają tak dziwnekształty  jakby powielały model kostny zwierząt albo rdzeń roślin.Miał bliski kontakt z naturą,czerpał z niej.W swoim projekcie wykorzystał naturalny krajobraz, wzmacniał go systemem ście-żek, wiaduktów, mostów, schodów, tarasów.Ozdabiał ławkami, rzezbami, wymyślnymi pilarami.Najważniejszy element parku to dwupoziomowy plac, którego dolna część, z równomiernie roz-mieszczonymi kolumnami, w założeniach miała pełnić funkcję targowiska, a część górna pozwalapodziwiać leżącą w dole Barcelonę  to właśnie tu znajduje się słynna wężowa ławka, licząca stopięćdziesiąt metrów.Uznaje się ją za najdłuższe na świecie dzieło sztuki abstrakcyjnej.Gaudi per-fekcyjnie wykorzystał zasady ergonomii, o której wtedy, w jego czasach, niewielu jeszcze słyszało.Podobno zatrudniał ludzi, by siadali na tej ławce i mówili o jej wygodnych i niewygodnych stro-nach, po czym korzystając z tych uwag, doskonalił siedzisko.Efekt tego jest taki, że kiedy sięna nim spocznie, do ponownego podniesienia się zmusić może tylko perspektywa obejrzenia stoją-cego w dole Piernikowego Domku, który kiedyś mieli zająć administratorzy osiedla, lub niedającasię na dłużej opanować potrzeba pogłaskania mozaikowej jaszczurki, zwanej też często smokiem,a będącej symbolem miasta. Marta do póznego popołudnia chodziła po parku.Robiła zdjęcia dróżkom wijącym sięwśród roślin i kamieni, drzewom, kwiatom, co chwila zatrzymywała się, by posłuchać jakiegoś mu-zyka czy zespołu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl