[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Po trzecie – wziąć tabletkę od bólu głowy.Powinna dziękować Bogu, że trafiła na moment,kiedy jestem słaba, wręcz wycieńczona, bo gdyby nieto… Rozważyłam alternatywę wyrzucenia jej z domu,zamordowania tłuczkiem do mięsa, zakneblowaniaścierką.Jednak rozsądek, a także obietnica złożonaWitoldowi, że nie zdradzę przed babą faktu nabycia przezniego domu, kazały powstrzymywać się jak najdłużej.Pani Jadwiga pozwoliła się w końcu usadzić na kanapie, zktórej zresztą zaraz się podniosła, zainteresowanaserwantką mamy.Niedługą chwilę ciszy wykorzystałamna połknięcie dwóch tabletek przeciwbólowych, mającnadzieję, że zadziałają piorunem.Przyniosłam z kuchnidwie kawy.Tymczasem pani Jadwiga już zdążyładostrzec kryształowe kieliszki do wina i chcąc mizapewne sprawić przyjemność (?) postanowiła docenićdesign.– Pięknie rżnięte.Aż się chce wlać do tego cudanapój bogów.– Z uznaniem obracała kieliszek w dłoni.– Bardzo proszę.Może być czerwone? –zaproponowałam.Na stole zostało jeszcze trochę „napoju bogów” polibacji z Wieśką.Mój gość skorzystał skwapliwie.– Och, a ja tylko sobie… Zupełnie o panizapomniałam.– Dziękuję, już piłam.– Na dnie butelki nie pozostałaani kropelka.– Jeśli mogę spytać… Czemu zawdzięczampani wizytę?Nie potrafiłam odgrywać obojętnej.W grę wchodziłydwa zachowania: trzasnąć babę w łeb albo uderzyć wuprzejme tony i czekać na dalsze wynurzenia.Naszczęście pod wpływem leków ból głowy ustępował, codawało nadzieję na powrót sił.– A właśnie… My tu sobie miło konwersujemy, a janiczego nie wytłumaczyłam.Zacznę od początku.Wytrzymam, nie mogę jej spłoszyć! Wbiłam wzrokw gościa z udanym zainteresowaniem.Przygotowałam sięwewnętrznie na dłuższy monolog.Nie musiałam długoczekać.– Mój małżonek jest malarzem, ja również jestemartystką – powiedziała, nie pamiętając zapewne, żeinformowała mnie o tym już nad jeziorem.– Pokilkuletnim pobycie w Nowym Jorku, gdzie robiłampewne projekty dla filmu… – Rozparła się na kanapie imanifestacyjnie odrzuciła włosy do tyłu.– Wróciłam dokraju i postanowiliśmy kupić coś w tej okolicy.–Postanowili! – Witold, to znaczy mój mąż, wynalazł tendom i nabył go od państwa Nowickich.Czy to jakaś panirodzina?– Rodzice.– No właśnie, więc kupił go od pani rodziców.I tojuż cała historia.Rozumiem, że pani przyjechała porzeczy?Miałam pustkę w głowie.Ta bezczelność, ten tupet,gierki w ciemno (przecież Witold nie powiedział jej okupnie belfrówki, a więc dowiedziała się z innegoźródła!) były po to, żeby mnie złamać i wymusić prawdę.Wystarczyło kilka minut rozmowy z panią Trawińską,żebym pozbyła się co do tego wątpliwości.Od odpowiedzi wybawił mnie dzwonek telefonu.– Przepraszam, muszę odebrać.Zerknęłam na ekran.– Tak? – Poszłam do kuchni, odległość niegwarantowała jednak pełnej poufności rozmowy.Pożałowałam, że nie włączyłam radia.– Dlaczego nie odbierasz, Julka! – Witold nie byłzadowolony.– Wiesz, jak się denerwuję? Gdzie siępodziewasz?– Przepraszam, jestem taka skołowana – tłumaczyłamz poczuciem winy.– Jestem w domu i mam gościa.Niemogę rozmawiać, rozumiesz? Zadzwonię jutro.Tak, niezapomnę.Na pewno.Przepraszam.Do jutra.– Wspomniałam pani, że mąż kupił dom od panirodziców… Jak długo państwo tutaj mieszkaliście? –Trawińska znienacka zainteresowała się historią rodziny.Wyraźnie ciągnęła mnie za język.– Bardzo pani współczuję z powodu straty obojga.Tomusiało być porażające przeżycie.– A więc i o tymwiedziała.To po co pytała, kim są dla mnie państwoNowiccy? – Wie pani, mój małżonek przyjeżdża w terejony od dzieciństwa – kontynuowała perorę.– Niepowiem, że od razu przypadły mi do gustu, kiedyprzywiózł mnie tu po raz pierwszy, ale teraz muszęstwierdzić, że są bardzo malownicze i warto tu uwić sobieletnie gniazdko.Dlatego bardzo się ucieszyłam, gdyWituś – Wituś! – skorzystał z okazji i zainteresował siępaństwa domem.Proszę mi wierzyć, że trafił w dobreręce.– Spojrzała na mnie z miną męża opatrznościowego.– Zawsze będzie pani w nim mile widziana, jeśli zechcepani odwiedzić stare kąty…Fałszywy uśmiech przekazywał jednoznacznykomunikat.„Żebyś mi tu nigdy nie przyjeżdżała!”.Odzyskując powoli zdolność funkcjonowania,intensywnie myślałam, jak poprowadzić tę rozmowę znieproszonym gościem.Wyrzucenie jej za próg niewchodziło w rachubę, wysłuchiwanie o wspólnymprzedsięwzięciu jej i męża drażniło, tym bardziej że niedawałam mu wiary.Może,zanimulegnęprośbomWitoldaizakomunikuję babie, że wciąż jestem właścicielkąbelfrówki, powinnam się dowiedzieć, skąd wie otransakcji?– Mam dla pani propozycję, jeśli można… – zagaiłatymczasem pani Jadwiga, skromnie przesunąwszy się nakrawędź kanapy.– Ma pani ładne meble.Myślę oserwantce i witrynie.Gdyby zechciała je pani sprzedać,doszłybyśmy do porozumienia.Zaciekawiła mnie.Czy naprawdę te meble są aż takpożądane? Już wcześniej zainteresowanie nimi wyraził jejmąż.Nie mogłam pojąć, o co im obojgu chodzi.JezusMaria, tej kobiecie udało się podważyć moje zaufanie doWitolda! Zaczynałam przypuszczać, że wspólnie chcąmnie naciągnąć.A może to wszystko jest grą? Spokojnie,trzeba zachować zimną krew i próbować dojść prawdy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl