[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Dobra noc, łowczyni. Gabriel Shade popatrzył na nich podejrzliwie.- Lloyd, ja nie chcę być wścibski, ale co to za historia z wymienianiem krwi? Znaczy,ja rozumiem, że ona może się podobać, mimo wszystko.wiesz no, z wampirem.chociaż todo ciebie nawet podobne.Mag roześmiał się szczerze, prosto z przepony.Zmiał się tak przez jakiś czas, apiosenkarzowi robiło się głupio.- Przepraszam cię, Gabrielu - rzekł wreszcie.- Ale dawno już nikt mnie tak nierozbawił.Ceremonialnie wymieniliśmy krew, dokładnie kroplę.Na przypieczętowanieumowy.- %7łebym nie zabijała ludzi, to przyjdzie i obroni mnie przed Derekiem - dodała Grace,obserwując Gabriela z lekkim rozbawieniem.Piosenkarz zrozumiał.Wampir Derek, przywódca niewielkiego ulicznego gangu ipodwładny Juliusa, wykazywał się czasem samodzielnością niewygodną nawet dla swojegoszefa.Z pewnością zawziął się na wampirzycę, która nie należała do ich organizacji.- Grace, kiedy tylko może, w bardzo szczególny sposóbwybiera ofiary - wyjaśnił Lloyd.- Pachnie jej adrenalina i testosteron.Rabusie, zboczeńcy,niebezpieczni wariaci.Niektórzy z całą pewnością zasługują na śmierć, ale nie nam o tymdecydować, prawda? W każdym razie po takim przeżyciu na jakiś czas są wyłączeni z gry.%7ływię nadzieję, że niektórzy zmieniają swój sposób postępowania.Tak więc Gracepotrzebuje Parku - a Park potrzebuje Grace.- Naturalny wróg szumowin - mruknął Gabriel.- To ma sens.- Właśnie - przytaknęła wampirzyca, która nie zrozumiała nawet połowy tegodługiego wywodu.- Gdzie jest potwór?- Nie wiem - powiedział Lloyd.- Ale nie tutaj.Możesz iść polować.O ile znajdzieszjeszcze dzisiaj jakąś zwierzynę, ma się rozumieć.- Pójdę spać na głodniaka - zamarudziła Grace.- Niedobra noc.Już sobie idę.Pomyślnych łowów.I w mgnieniu oka znikła w zaroślach.- Zawsze zadziwiała mnie łatwość, z jaką nawiązujesz z nimi kontakty.- Gabrielspojrzał w miejsce, gdzie jeszcze chwilę temu stała Grace.- Niestety, nie wszyscy są równie czarujący - westchnął Lloyd.- I nie sądzę, abymchciał przypieczętować w ten sposób układ z kimkolwiek innym.Wyczuwamy nawzajemswoją obecność, o ile nie znajdujemy się w miejscu chronionym.To dosyć ryzykowne.- Wiem.- Gabriel skinął głową i naciągnął kaptur na przemoczone włosy.- Posłuchaj, mam łączność radiową z Timmym.- To doskonale, bo już zaczynałem żałować, że nie noszę komórki.Swoją drogąTimothy musi zabrać się wreszcie do tworzenia linii zastrzeżonej.Rozmowę przerwał im trzepot skrzydeł.Szary, tłusty ptak wylądował na ziemi u ich stóp i zagruchał pytająco.Było topierwsze żywe stworzenie (Grace, jako wampir, nie wliczała się do rachunku), które napotkalitej nocy w Parku.Gabriel bez trudu rozpoznał jednego z gołębi Weroniki.* * *Z początku zmiany nie były wielkie.Znieg zgęstniał, temperatura spadła o stopień czydwa.Wydłużyły się cienie.Kilka bezpańskich psów wyczuło unoszącą się w powietrzu wońniepokoju; ocknęły się ze snu, aby ujadać na wiatr.Tej nocy wiele małych dzieci obudziło się z płaczem.W szpitalu psychiatrycznymimienia św.Antoniego chorzy dostawali ataków histerii lub katatonicznie zwijali się wkłębek.Artyści śnili męczące, fantazyjne koszmary, które następnego dnia miały przerodzićsię w nowe dzieła sztuki.Koty zbierały się w grupki na śmietnikach i w milczeniu oczekiwałykońca świata.Zrujnowana kamienica już dawno temu powinna zostać wyburzona.Pozbawione szybokna ziały pustką.Niechlujne graffiti szpeciły tynk, a raczej to, co z niego zostało.Drzwizabito deskami.Wisząca wciąż jeszcze na rogu budynku tabliczka głosiła  7/49.Na podwórzu nadal rosła olbrzymia, stara, rosochata wierzba.Jej grube konary rozpościerały się szeroko, kpiąc sobie ze wszelkich burz i wichrów.Korzenie przerastały ziemię i wysadzały płyty chodnikowe w promieniu kilku metrów.Szeroki pień, który mogłoby objąć dziesięciu ludzi, lekko rozszczepiał się w górnej części,tworząc dziuplę.Podróżnik szedł w stronę potężnego drzewa, mimo woli omijając pryzmy błotnistegośniegu, zmarznięte kałuże i potłuczone butelki.Nie lubił tutaj wracać, to przywoływało zbytdużo gorzkich wspomnień.Minęło wiele czasu, odkąd miejscy magowie wyprowadzili się zkamienicy numer siedem.Kaja żartowała, że dom spodobał jej się ze względu na grę liczb.Siedem, czterdzieścidziewięć.Z początku wynajmowali go we dwójkę, ale stopniowo społeczność magów rozrastała się.Ostatecznie przed Mroczną Wojną pod siódemką zamieszkało właśnie siedmiuczarodziejów.Dowcip, który potrzebował kilkudziesięciu lat, aby puenta stała się w pełnijasna; owszem, to było jak najzupełniej w stylu Kai.Krzysztof pamiętał, że bardzo goirytowało, kiedy tak robiła.Ale w rzeczywistości wybrali tę kamienicę z innego powodu.Drzemało tutajwyjątkowo potężne zródło mocy, wieki temu dobrze znane indiańskim szamanom.Czarodziejka zdecydowała się podjąć ryzyko i w samym sercu nowoczesnego miasta obudziłapradawną magię [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •