[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Drozd siedzącyw fotelu na końcu długiego stołu gwałtownym ruchem zamyka skrzydło laptopa.Słabe światłoz ozdobionego witrażem okna pada na jego charakterystyczną łysinę przywodzącą na myślkońcówkę cytryny.Pruski robi trzy kroki do przodu, rejestruje blask żaru kominka w tylnejścianie i zmieniające się co sekunda obrazy na ekranach po lewej.Podgląd do studiatelewizyjnego, widok bramy wjazdowej i coś jeszcze.Podchodzi bliżej księdza, dziewczyna z sekretariatu wbiega za nim, ale nie krzyczy.Drozd, wyprostowany na siedzeniu, przeciąga dłonią po czarnej brodzie.Jego szeroka, niecoorientalna twarz  gęste brwi, duży nos, grube usta  zdradza raczej wyczerpanie niż wrogość. A on się skąd tu zaplątał? Niech ksiądz nie wzywa ochrony, proszę.Wyjdę sam, jeśli będzie trzeba.Chciałem cośksiędzu powiedzieć. Najsampierw powie, kto go przysłał. Sam się przysłałem. Nieprawda.Nagrywa? Nie. Pruski kładzie telefon na czarnym stole przed księdzem.Niepotrzebne już kopiefaktur wtyka do tylnej kieszeni spodni razem z długopisem.Drozd podnosi i chwilę waży nokięw owłosionej dłoni o tępo zakończonych palcach. Na razie zawołaj Mariana tylko i niech czeka pod drzwiami  mówi do sekretarki.I nie zamykaj! A ty mnie tutaj nie cygań. Spojrzenie czarnych oczu księdza przenosi sięna intruza. Masz drugi mobil w kieszeni albo kamerę.Zdjęcie kurtki, swetra, a potem wywalenie na stół zawartości bocznych kieszeni dżinsów długopisu, zapalniczki, kluczy i paru innych drobiazgów  zajmuje Pruskiemu mniej niż ćwierćminuty.Wie doskonale, że wszystko rozstrzyga się teraz.Za chwilę przyjdzie Marian.Musiszsię, chłopie, zachować jak młody psiak.Położyć na plecach, pokazać miękki brzuszek i szczere intencje. Nie mam nic do ukrycia.Nie jestem dziennikarzem.Jestem autorem książki.Piszęksiędza biografię. Jakiego księdza? Niby moją?! Tak. A kto ci, miglancu, dał zgodę? Na to nie trzeba mieć zgody, ale przyszedłem księdza lojalnie poinformować. I ja ci mam uwierzyć? A co w tym dziwnego? Wszyscy się przecież księdzem interesują. Robert, z obiemarękami grzecznie spuszczonymi wzdłuż ciała, wskazuje głową ekrany na ścianie.Na jednymz większych widać wciąż czekających pod bramą dziennikarzy. A tyś okazję zarobić wyniuchał? Tak.Brzuszek i szczere intencje. No to ci powiem, że nie zarobisz.Drozd wstaje z fotela i sapie.Jest niższy od swegogościa o przynajmniej dwadzieścia centymetrów, lecz cięższy, o szerszych ramionachi grubszych udach.Rzuca mu nokię na skłębione pod nogami ubranie i mocno kłujewyprostowanym palcem w brzuch. Zabieraj mi swoje bambetle, ale to już.I jazda stąd! Ja niepozwolę!!  Zmiana nastroju jest gwałtowna, choć chyba kontrolowana. Najpierw na mniekomuniści zasadzki robili, a teraz cięgiem wy, nowi! Co ty mnie będziesz tu mamił, że lojalnie.Jaka lojalność?! Jaka moralność wasza? Skąd to się bierze w człowieku?! Marian!!Do gabinetu wchodzi dryblas o końskiej szczęce i posiwiałych włosach.Modelowyochroniarz z amerykańskiego filmu, tylko mu garnituru brakuje.Na górze co prawda mamarynarkę, ale na dole już tylko spodnie od dresu i buty do joggingu.Pod okiem goryla Robert zakłada wiatrówkę najwolniej, jak tylko można. Ja wiem, że Karolina Koon to prowokacja. Zapinając suwak, udaje, że zamek sięzaciął. Ksiądz poleciał na wyspy zbierać pieniądze na inne swoje dzieła, prawda? Przecieżwystarczy powiedzieć prawdę. Ty mi o prawdzie, synek, opowiadać będziesz?! Wstydz się! Te same knyfyco komuniści.Zasadzki, jakie bezpieka robiła.%7łeby człowieka podejść i ocyganić, omamić.Pruski robi najżałośniejszą ze wszystkich swych min.Prawie zapłakaną. Więc jednak nie do Topaza, tylko na intymne spotkanie? Niechże mnie ksiądz niezasmuca. Paaan Topaz. kapłan akcentuje i rozciąga tego  pana jak może .jest człowiekiem,którym ty sobie gęby nie wycieraj, pieronie! On próbuje odkupić, próbuje pomóc, pomaga.A wam coś tłumaczyć to jak do studni wołać.Do domu wracaj.Z Panem Bogiem.A prędko!Franciszek Kosma macha ręką przed twarzą, jakby tym ruchem unieważniał wizytę,rzekomo szczere zamiary gościa i całą jego postać. Gdyby ksiądz zmienił zdanie, napiszę numer telefonu. Robert wyciąga długopis,pochyla się nad blatem biurka i wypisuje swój numer na skrawku różowej faktury. Nie mamwizytówek, przykro mi.Może jak sprzedam dobrze księdza biografię, polecę zrobić jakieś ładne. Niczego nie sprzedasz, nygusie.Ksiądz już nie jest dobroduszny.Nie odbiera wręczonego mu świstka z dziewięciomacyframi.Papierek upada na dywan.Siwy kładzie ciężką rękę na ramieniu Roberta i ciągniedo wyjścia.Drozd pokazuje niezapowiedzianemu gościowi plecy.Koniec audiencji.9.Zroda 23 pazdziernika, popołudnie i wczesny wieczór Wracając na Francuską, Pruski głośno klnie i bije dłońmi o wierzch kierownicy.Przypalajednego papierosa od drugiego.Sapie, gwiżdże jak czajnik, znowu klnie.Usiłuje zakrzyczećwłasne myśli, by nie odtwarzać swoich ostatnich chwil w Białołęce.A jednak obrazy sprzedkwadransa same się wyświetlają.Skurwysyn ochroniarz, wyprowadzając go przez furtkę,na pożegnanie kopnął w dupę, tak że pan redaktor podskoczył jak skarcony gówniarz.I tona oczach całej licznie zgromadzonej medialnej gawiedzi.W tym, co gorsza, kilku niezłychbabek.Szedł w stronę auta pomiędzy dziennikarkami we wrogiej ciszy, a z tyłu dobiegały gośmiechy. Wlazłeś, nieznany nam bliżej cwaniaczku z bliżej nieznanej gazety, jakąś dziurką? Tocię odnalezli i wykopali.Dobrze ci tak!.Niby nic dramatycznego nie zaszło, ale.kwaśno w ustach.Kurwa mać.wielebnyksięże.to ma być miłość blizniego?! Tak się traktuje ciężko pracującego Polaka, ojca dzieciom,który miał piątkę z lekcji religii i nawet był bierzmowany?! No, nie mam po prostu innegowyjścia, jak się za ciebie zabrać na ostro, ty dziadzie!Myśl, chłopie, myśl intensywnie.Tylko już nie o kopniaku w dupę, lecz o tym, o co tubiega!Po pierwsze: sponsor Topaz próbujący coś  odkupić i  pomóc.Odkupić datkami jakieś dawne winy? Drozd poleciał na Kanary spowiadać? Bzdura.Pojechał po szmal, tak jak twierdzi Majka.Jedno drugiego nie wyklucza.I jeszcze te  zasadzki robione przez komunistów i bezpiekę.Wiedza Roberta na tematnajdawniejszej przeszłości wielebnego jest dosyć skromna, jednak dotychczas Franciszek Kosmanigdzie nie przedstawiał siebie jako prześladowanego przez reżim PRL.Nie kreował się anina dysydenta, ani nawet na niepokornego w stanie wojennym.W kraju, w którym bohaterskichekslegionistów przybywa z upływem lat, ksiądz prezes nie pielęgnuje kombatanctwa.Niewyciąga też starych grzeszków tym, którzy stali po niewłaściwej stronie.Nie lustruje, niewypomina przeszłości.Patrzy wyżej.Twórca Horeba to charyzmatyk, władca dusz i enfantterrible polskiego Kościoła zachowujący równy odstęp od wszystkich ośrodków władzyz Episkopatem i Przymierzem Prawicy włącznie.Próżno szukać go w pierwszych rzędach fotelina bogoojczyznianych jarmarkach i podniosłych uroczystościach ku pamięci.Nie odwiedzaPałacu Prezydenckiego, nie celebruje rocznic nadejścia demokracji, nie składa podpisów podaktami strzelistymi, nawet tymi generowanymi po prawej stronie.Oczywiście bliżej mudo patriotów niż do całej reszty, ale jeżeli zawiera sojusze, to tylko dorazne [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •