[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Może nie od razu, lecz stopniowo, pojedynczo, po dwóch,przejdą na służbę jego wrogów - którzy rzecz jasna przyjmą ich z otwartymi rękami.Wrogówzaś Deparnieux miał niemało; gdy zaś ci dowiedzą się o jego słabości.Rzucił chłopakowi gniewne spojrzenie.Nie wątpił, że w uczciwej walce go pokona.Tę pewnośćzyskał już dawno temu, gdy ujrzał go pierwszy raz.Drażniło go jednak, że przybysze postawiligo w sytuacji, z której nie miał wyjścia.Pan na Zamku Montsombre lubił zapędzać innych wkozi róg, nie dawać im wyboru i zmuszać, by tańczyli, jak im zagra.Cóż - pomyślał - szczeniakzapłaci za tę bezczelność.Tymczasem zmusił się do uśmiechu i przybrał znudzony wyrazoblicza.- Dobrze więc - rzucił lekceważąco - jeśli tego się domagacie, oświadczam, że zastosuję się dowarunków wyzwania.- I rzeczesz to, panie, wobec ludzi tu obecnych? -podjął szybko Horace, na co Deparnieuxskrzywił się z irytacją, nie udając już ani szacunku, ani sympatii wobec tych spierających się osłówka kauzyperdów. - Tak - warknął.- Pewnie chcesz, żebym powtórzył, więc powiadam: wobec moichpodwładnych zapewniam, że przyjmę wyzwanie.Horace ostentacyjnie odetchnął z ulgą.- W takim razie - stwierdził, wysuwając zza pasa jedną ze swych rękawic - wyzwanie możepaść.Pojedynek odbędzie się za tydzień.- Zgoda - odparł Deparnieux.-.na trawą porośniętej przestrzeni przed Zamkiem Montsombre.- Zgoda - ta odpowiedz padła w pół słowa.-.na oczach twych poddanych, panie, oraz innychmieszkańców zamku.- Zgoda!-.i będzie to walka na śmierć i życie - tu Horace zawahał się przez ułamek chwili, jednak Halt,na którego spoglądał, skinął nieznacznie głową, by dodać mu odwagi.Tymczasem na ustach wielmoży pojawił się znów jadowity, wilczy uśmiech.- Ależ zgoda - teraz przytaknął niemal z rozkoszą.-Kończ już, chłopcze, nim narobisz zestrachu w pieluchę.Horace przekrzywił głowę na bok i po raz pierwszy podczas tej wieczerzy poczuł się naprawdępewnie.- Cóż za wszawa gnida z ciebie, Deparnieux - rzekł, z rozkoszą cedząc słowa, a czarny rycerzprzechylił się bliżej ku niemu nad stołem, wysuwając brodę i nastawiając policzek na rytualneuderzenie rękawicy, które miało sprawić, iż rzecz cała stanie się nieodwołalną.- Strach cię obleciał, smarkaczu? - zaszydził i w tej samej chwili skrzywił się, gdy rękawicaplasnęła go w twarz.Nie skrzywił się z bólu lecz z zaskoczenia.Stojący przed nim po drugiej stronie stołu chłopakani drgnął, natomiast ten brodacz o posępnym obliczu, ten łucznik, zerwał się na nogi zszybkością, która nie pozostawiła Deparnieux czasu na jakikolwiek unik, i trzasnął go w twarzrękawicą, którą trzymał pod stołem.- W takim razie ja także wyzywam cię, Deparnieux - oświadczył zwiadowca.A czarny rycerz przez krótką chwilę poczuł chwytający go za serce lęk, bowiem w takpozbawionych zwykle wyrazu oczach tego człowieka ujrzał niepokojący błysk satysfakcji.Rozdział 33Rozdzia 33Rozdzia 33Rozdzia 33Plama słonecznego światła wpadającego przez okienko do chaty spoczęła na twarzy Evanlyn,która zdrzemnęła się na krzesełku; dziewczyna poczuła ciepło i uśmiechnęła się przez sen.Nazewnątrz wciąż zalegała gruba warstwa śniegu, lecz teraz na niebie nie było ani jednejchmurki.W półśnie rozkoszowała się grzejącym jej twarz światłem.Przez zamknięte powieki oglądałakojącą jasną czerwień. A potem, nagle, coś przesłoniło światło.Otwarła oczy.Przed nią stał Will, w postawie, do której zdążyła ostatnimi czasy przywyknąć.Ze złożonymidłońmi, spoglądał na nią ciemnobrązowymi oczami, w których kiedyś było tyle życia, a teraztylko pokorna, rozpaczliwa prośba.Czekał cierpliwie, aż się całkiem obudzi.Uśmiechnęła siędo niego smutno.- Dobrze - powiedziała.Coś na kształt uśmiechu pojawiło się na jego ustach i może nawet w ciemnych oczach.Znówpoczuła przypływ nadziei, która narastała w niej przez ostatnie dni.Stopniowo, lecz wwidoczny sposób, Will się zmieniał.Z początku, gdy odwlekała chwilę, w której podawała munarkotyk, zdarzały mu się takie same napady drgawek, jak wówczas, w drodze, a kończyły siędopiero wtedy, gdy otrzymywał następną porcję suchych liści złowieszczego ziela.W miarę jak dawki zmniejszały się i otrzymywał je coraz rzadziej, zaczęła mieć nadzieję, że zczasem jednak przyjdzie do siebie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl