[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Madeleine, proszę cię, tylko nie wspominaj o małżeńskich planachWilliama i Nathalie, chyba że sami poruszą ten temat.Nie wiem, najakim są etapie. Myślę, że to cudowne. Owszem, cudowne, ale nie wygadaj się.Poważnie, niewybaczyłbym ci tego. Nie wygadam się.Możesz być spokojny.Sześć minut pózniej staliśmy na chodniku, z nie skrywanympodziwem gapiąc się na auto. Cześć, Madeleine, wyglądasz bajecznie  zachwycił się William,poderwawszy się z dziecinnie rozpromienioną twarzą, żeby otworzyć jejdrzwi. Może dzisiejszego wieczoru spotkasz mężczyznę godnegociebie i pozbędziesz się. ściszył głos i skrzywił się z niewymownymobrzydzeniem .wiesz, kogo. Dobry wieczór, William  rzuciłem sarkastycznie.Udałzdziwienie. O, cześć, Jasper.Miałem cichą nadzieję, że się nagle rozchorujeszczy coś takiego, a wtedy miałbym dziewczyny tylko dla siebie.Cmoknął z niezadowoleniem. Trudno.skoro już tu jesteś.musiszusiąść z przodu obok mnie.Chłopcy z przodu, dziewczyny z tyłu.Takjak trzeba.Zerknąłem na Nathalie, by sprawdzić, czy nie ma nic przeciwko.Była ubrana w nieco jakby nadmuchaną różową suknię, a włosy miałaułożone w misterne fale w stylu lat czterdziestych.Zauważyłem, żepracownicy pobliskiejagencji nieruchomości odeszli od biurek i stanęli w oknach, żeby lepiej widzieć, co się dzieje.Nathalie skinieniem dłoni zaprosiła mnie na drugą stronęsamochodu. W porządku, naprawdę  powiedziała  siedziałam z przodu, gdyjechaliśmy tutaj.teraz kolej na ciebie.My z Madeleine usiądziemysobie z tyłu.Zatopiliśmy się w beżowych skórzanych fotelach i po kilkusekundach nieznośnie ciężkiego milczenia zadałem owo jakżeoczekiwane pytanie: Wiem, że nie możesz się powstrzymać, Will, więc mów: co tojest?Ale to Nathalie odpowiedziała, pochylając się między fotelami, gdypróbowałem zapiąć pasy, całkiem udatnie imitując głos Williama: Otóż jest to przerobiony na kabriolet Facel Mark Twowyprodukowany przez świetną, choć mało znaną firmę FacelVega w1963 roku.Jest to oczywiście marka francuska, ale pod maską mamybardzo poważny amerykański silnik Chrysler V8.Zawsze myślę sobie,że to dziwny melanż, Ameryka i Francja, ale na początku latsześćdziesiątych, kiedy  przez jakiś czas  życie miało naprawdę jakiśsens, to był zdecydowanie wymarzony samochód.Jezdził nim StirlingMoss i mówi się, że specjalnie przedtem zapuścił wąsy.Z łatwościąosiąga prędkość 175 km/h.Niestety, na chodzie pozostało już tylkojakieś pięćdziesiąt modeli Facel Two i tylko dwa lub trzy kabriolety, awszystkie, jak i ten, wykonane na zamówienie. Sam lepiej bym tego nie wyraził. William naciągnął rękawiczki izwolnił hamulec ręczny.Zrobiliśmy pętlę wokół basenu Paddington i poszybowaliśmy kuWestway, oddalając się od centrum pod kobaltowym nieboskłonem iciężkim lipcowym słońcem, które huśtało się na białych linachsamolotowych smug.Na prawo słabł spragniony betonowy wieżowiec,na lewo osuwały się spękane ceglane segmenty.%7łycie ulicy jak gdybyzamierało, chciało uciec przed nieznośnym upałem i położyć się spokojnie gdzieś w cieniu.Zrodek lata opadał na piękny Londyn niczympopołudniowe omdlenie.Tablica rozdzielcza wyglądała jak pulpit sterowniczy lekkiegosamolotu  wskazniki, dzwignie i metal ucharakteryzowany nalakierowane drewno.Przed nami asfalt prażył się i topił, a gdyprzyspieszyliśmy, wiatr szumiał, wył i łopotał nam w uszach, a natrętnyzapach skóry i oleju nadlatywał, odlatywał i znowu nadlatywał.W toskondensowane motoryzacyjne doświadczenie były zaangażowanewszystkie zmysły i z każdym kilometrem poprawiał mi się humor. Jak daleko jest Isleworth?  zapytała Madeleine, pochylając się doprzodu, gdy stanęliśmy na światłach na Chiswick High Road. Jeszcze tylko kilka kilometrów.Za następnym zakolem rzeki wyjaśnił William. A kto właściwie chodzi na takie imprezy? Całe lata nie byłam nażadnym balu.Nie pamiętam nawet ostatniego razu.Chyba jeszcze nastudiach.Jestem strasznie podekscytowana.Cieszę się, że pomyślałeś onas. W jej głosie nie było sarkazmu. Tak naprawdę to był pomysł Jaspera. William pomachał jakimśdzieciom przyciskającym nosy do tylnej szyby samochodu przed nami. Przychodzi tam spora grupka tenisistów, to oczywiste, z całą swojąświtą.Jest trochę sędziów i tym podobnych.Do tego jeszcze bardziejkolorowy tłumek ze świata mody i jak zwykle kontyngent różnychgwiazdek i gwiazdeczek. Uwielbiam tenisistów. zaznaczyła Madeleine..a co do reszty, kolorowe magazyny lubią nazywać ich towarzystwem , ale są to głównie potomkowie milionerów, którzyzbili fortuny na paście do butów, fasoli w sosie pomidorowym lubkserokopiarkach. Albo handlarzy broni  dodałem. Brzmi świetnie  stwierdziła Madeleine.Zmieniło się światło. Cała sztuka w tym, żeby dobrze się bawić, nie zważając na nich.Albo ich kosztem.Unikać fotografów.Twierdzić, że pracuje się w branży hydraulicznej, jeśli ktoś zapyta.I udawać całkowitą ignorancjęwe wszystkich innych sprawach.Na szczęście zwykle jest morzealkoholu, chociąż ja, niestety, będę musiał pozostać trzezwy, gdyż starewino i stare samochody nie idą ze sobą w parze. Bawicie się tam co rok? William wrzucił pierwszy bieg. O, tak.Jasper i ja staramy się tam bywać.Niewiele jest takichmiejsc na świecie, gdzie równie łatwo można poderwać jakąś młodąidiotkę z towarzystwa.Albo którąś z ich bezbarwnych matek.Alboprzyjaciółkę bezbarwnej matki.Naprawdę nie ma nic prostszego. William prowadzi inne życie niż my wszyscy  wyjaśniła Nathalie,dołączając do rozmowy z tyłu, i zwróciła się do Madeleine:  Niezwracaj na niego uwagi, tak jak reszta świata. W każdym razie to nieprawda. Pokręciłem głową. Nie bywamytam co rok.Założenie z powrotem dachu w samochodzie zabrało dobredwadzieścia minut przypinania, zamykania, mocowania, dzwigania,dociskania, szarpania i przykręcania, ale w końcu się z tym uporaliśmy.Madeleine i Nathalie zostawiły nas, więc gdy William (dwukrotnie)zastosował procedurę zamykania i aktywowania alarmu, przeszliśmy dogłównego wejścia sami.Gdybym miał zgadywać, powiedziałbym, że budynek wzniesionostosunkowo niedawno  w drugiej połowie dziewiętnastego wieku wszczytowym okresie neogotyku.Hol wejściowy skłaniał się ku niemuzdecydowanie: czarnobiała posadzka, obowiązkowe drewniane boazeriei dokładnie naprzeciw wejścia podwójne schody, które wiodły łukiem zlewej i prawej strony do trójbocznej galerii.Po okazaniu zaproszeń, gdy zmierzaliśmy w stronę głównej sali,poczęstowano nas kieliszkiem nie najgorszego szampana.Z każdymkrokiem wzmagał się gwar ożywionych rozmów trzystu pięćdziesięciuuczestników balu.Przez kilka sekund staliśmy obok siebie na progu salibalowej  na pierwszym z trzech szerokich stopni spływających nawyfroterowany parkiet  ostrożnie sącząc szampana, i rozglądaliśmy się z nadzieją, że dostrzeżemy gdzieś Nathalie iMadeleine.Sala niewątpliwie robiła wrażenie rozmiarami.Tętniła życiem iludzkim gwarem: niektórzy już siedzieli przy stołach, inni krążylimiędzy pochłoniętymi rozmową gromadkami, inni stali w grupkach podwie, trzy osoby, śmiejąc się i śląc pozdrowienia [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •