[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Idąc zaparą, doszedł do tarasu pokrytego czymś, co wyglądało namozaikę.- Podać coś do picia? - zapytał mężczyzna, a Haldersprzyjął propozycję.- Może drinka? Gin z tonikiem?- Niestety.- Piwo?- Chętnie.Mężczyzna wszedł do domu, a kobieta rozsiadła się naskładanym krześle o skomplikowanej konstrukcji.Na czubeknosa założyła okulary słoneczne i Haldersowi zdawało się, żemu się przygląda.On też spojrzał na nią.Kołysałazawieszonym na stopie sandałkiem, który w świetle słońcabył czerwony jak płomień.- Jestem do pańskiej dyspozycji - powiedziała.Nie pozwól, żeby fantazje cię rozproszyły, pomyślał Halders.Musisz zachować choć odrobinę oleju w głowie.Mężczyzna wrócił z tacą z trzema butelkami piwa.15ZADZWONIA BENNY VENNERHAG.Winter już o nimzapomniał.Przeglądał właśnie zdjęcia.- Słyszałem, że już to rozwiązaliście.Winter się nie odezwał.Nadal przyglądał się zdjęciu drzewa,w którego cieniu leżały zwłoki.Nie było ich widać, alewiadomo było, że tam są.- Pobicie waszej koleżanki - ciągnął Vennerhag.-Słyszałem, że sprawa została wyjaśniona.Winter nie odpowiedział.Myślał o swoich dłoniachzaciśniętych na szyi Vennerhaga.- Nadal mnie to boli - powiedział Vennerhag.- Co? - Brutalizacja w szeregach policji.To, co mi ostatniozrobiłeś.Mógłbym.- Może już wkrótce znowu będę potrzebował twojej pomocy- powiedział Winter słodkim głosem.- Nie lubię u ciebie tego tonu - odparł Vennerhag.- Wtakim razie będziemy to musieli załatwić przez telefon.-Czekał, ale Winter nic już nie powiedział.- A o co chodzi?- Jeszcze nie wiem, ale niewykluczone, że wkrótce sięodezwę.- A jeśli wyjadę z miasta?- Nie radzę.- Nie mogę wyjechać z miasta?- Kiedy wyjeżdżałeś ostatnim razem, Benny?- To nie ma nic do rzeczy, komisarzu.- Nie wyjechałeś poza granice miasta od czterech lat.- Skąd wiesz?- Czyżby król złodziei stał się naiwny?Vennerhag zaśmiał się ostro.- Dobra, dobra.I tak rozumiem, o co chodzi.Umiem czytać.Nie wiem tylko, na co mogę się przydać.Kim ona w ogólebyła?- Kto?- Ta zabita, do cholery.Ofiara.Kim była?- Nie wiemy.- Daj spokój, coś takiego jak niezidentyfikowane zwłoki jużnie istnieje.- Może w twoim świecie.- Co masz na myśli?Wintera znudził głos Vennerhaga.Chciał już skończyć tęrozmowę.Od gorąca panującego w pokoju i od nagrzanejsłuchawki przyciśniętej do ucha swędział go policzek.- Nie żartuję, kiedy mówię, że nie wiemy, kim była -powiedział.- Może będę potrzebował twojej pomocy.Awtedy chętnie mi pomożesz, prawda, Benny? - Tylko jeśli będziesz miły.- Policjanci zawsze są mili.To jest najważniejsze.Ludziemuszą wiedzieć, że policjanci są mili.- Znów usłyszał wsłuchawce ostry śmiech Vennerhaga.- A wszyscy inni są zli.A propos, co tam u Lotty?- Mówiła mi, że dzwoniłeś i narzekałeś.- Nie narzekałem.Zresztą zrobiłem to dla twojego dobra.Nie wolno takpostępować.Jest upał, ale trzeba trzymać nerwy na wodzy.- Nie dzwoń do niej więcej i trzymaj się z daleka.- Z jak daleka? Przecież nie mogę wyjeżdżać z miasta.- Do usłyszenia, Benny - powiedział Winter i odłożyłsłuchawkę.Dłoń miał mokrą.Wstał, zdjął marynarkę iodwiesił ją na oparcie krzesła.Z początku materiał wokółnadgarstków przynosił mu ochłodę, ale teraz zaczął muciążyć.Zdjął poluzowany wcześniej krawat i odwiesił go nakrzesło, na marynarkę.Wyglądał na niej jak rozciągniętywąż.Podciągnął rękawy białej koszuli i zatęsknił za T-shirtem iobciętymi dżinsami.Dziś rano postanowił, że dość tego, żezaczęła się praca, a praca wymaga tego drogiego pancerza,którym zawsze się otaczał.Dla niego była to ochrona.Dziękiniej wysyłał innym sygnały.Jakie? O tym rozmawiał w nocy zsiostrą.Sygnały słabości, tak twierdziła.Ten, kto musi sięchować za garniturem od Armaniego albo Bossa, nie czuje siędobrze w swoim ciele.Od Baldessariniego albo odCeruttiego, odpowiedział, nie od Armaniego czy Bossa.Takiesię nosi, reperując samochód.Zaśmiała się i powiedziała:Oj, jest z tobą gorzej, niż sądziłam.Po prostu chcę być dobrzeubrany.Czy nie można spojrzeć na to z tej strony?, odparł.Przecież nie kryje się za tym nic więcej.Kryje się, powiedziałaLotta.I powiedział jej.O strachu, który go przenikał, gdy zbliżał siędo samego serca zła.O tym, że strach ciągle narasta.O słabości, która rosła w nim jak nadmuchiwana powietrzembańka.Zwiadomość, że nie może nic zrobić ze swoim życiem,że nic nie chce z nim zrobić, stała się ciężarem w chwili,kiedy zrozumiał, co to tak naprawdę oznacza.Kiedyprzychodziła noc, nie mógł zrzucić z siebie dnia, odwiesić gojak jednej ze swoich marynarek, nie mógł się ubrać wdomowe ciuchy i zacząć myśleć o czymś innym.Jakby tencholerny garnitur od Ceruttiego miał na sobie, nawet kiedyszedł do łóżka.Ale było coś jeszcze.Być może dało się to wyjaśnić,przynajmniej częściowo.Eleganckie ubrania były swegorodzaju osłoną przed nieustannym lękiem.Dzięki niej nieprzenikał do samego ciała.To może być odpowiedz,powiedziała Lotta.Problem tkwił j ednak w tym, że to, co nazewnątrz, rzadko pomagało mu w sprawach dotyczącychwnętrza.Pomyśl o tym, kiedy będziesz prasował swojąpancerną koszulę, dodała, a noc wokoło zaczynała już znikać,przechodząc w dzień.*Powierzchnia wody wyglądała j ak pokryta połyskliwąwarstwą srebrnego pyłu, który ktoś rozsypał po tafli jeziora.Winter poczuł ukłucie w oczach, kiedy spojrzał na północ.Słońce odbijało się w taśmie oddzielającej miejsce, gdzieznalezli Helene.Słońce jest fałszywe, igra ze wszystkim, conapotka, nawet z taśmą znaczącą miejsce śmierci.Podszedłścieżką do drzewa rosnącego na krawędzi torfowiska.Słychaćbyło koniki polne.Taki odgłos wydaje długi, ciężki upał.Delikatny powiew przyniósł ze sobą zapach wilgoci znadwyschniętego niemal do cna bagna ukrytego w środkuciemnego terenu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •