[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mimo to powiedziała:- Justinie.proszę.Co masz zamiar zrobić? To.jest duże.Ja.obawiam się, że się nie uda.-Spojrzał, jakby miał ochotę splunąć na nią.W tym momencie wściekłość wzięła w niej górę.- Dodiabła z tobą! Przecież jestem dziewicą! Nie miałam żadnego kochanka, a już na pewno nie tegożałosnego fircyka! Kto ci naopowiadał takich kłamstw? Gervaise? Powiedz mi, do stu diabłów, ktoci to powiedział.Gorączkowo zacisnęła uda i uniosła ręce, osłaniając nimi piersi.- Niezła z ciebie aktorka.- Przeciągnął się niedbale, a potem jeszcze raz.Cały czas mu sięprzyglądała.Roześmiał się głośno, niedobrym śmiechem, który zmroził ją do szpiku kości.- Możeszmi wierzyć, że twoje ciało bez trudu mnie pomieści.I wolałbym, żebyś skończyła wreszcie się takgłupio upierać.Mam dosyć twoich kłamstw.Chcesz wiedzieć, kto mi powiedział? No to słuchaj.Nikt.Widziałem go, widziałem ciebie, widziałem was oboje wychodzących ze stodoły, jedno podrugim.To chyba oczywiste, co tam robiliście.Jego oddech stał się teraz tak ciężki, że z trudem mogła zrozumieć słowa.- Może powinienem dać ci rozkosz? Tylko boję się, że to nie moje imię wykrzyknęłabyś wmomencie największego rozgorączkowania.To byłby dla mnie cios, nie sądzisz? Nie, po prostu jaknajszybciej skończę z tobą.Krzycz, przeklinaj, wyj, ile ci się podoba.Nie sprawi mi to różnicy.Patrzyła na niego w osłupieniu i bez słowa potrząsała głową.Widział ją z de Trecassisem? Jakwychodzą ze stodoły? Ależ to niemożliwe!Pochylił się nad nią, rozsunął jej nogi i usiadł na niej okrakiem.Rozpoczęła cichą walkę,próbowała podrapać mu twarz, rozpaczliwie kopała go kolanem w podbrzusze.Przytrzymał jej ręcena jej własnym brzuchu, a nogi unieruchomił swoimi nogami.Poczuła dłoń wślizgującą się między jejuda i zmartwiała.W tym momencie uświadomił sobie, że nie może jej tak brutalnie zgwałcić.Nie, tego nie mógł zrobić, a to byłoby właśnie to - gwałt.Podszedł do toaletki, zanurzył palec wsłoiczku z kremem i wrócił do niej.Leżała na plecach, patrząc na niego z niedowierzaniem i zprzerażeniem.- Nie ruszaj się.- Na wszelki wypadek położył dłoń na płask na jej brzuchu.Przez chwilęszamotała się, potem znieruchomiała.Patrzyła, jak pokryty kremem palec zniża się.Potem wcisnął się w jej ciało.Nawet kiedyszamotała się, próbując uwolnić ręce, cały czas czuła ten palec poruszający się w niej coraz głębiej igłębiej.Boże, jakże nienawidziła tego! Justin był w tej chwili zupełnie obcym dla niej człowiekiem,a palec był okrutną i niezasłużoną karą.Stodoła? O co chodzi z tą stodołą?- Justin, proszę cię, przestań! Nie rób mi krzywdy.Nic z tego, co powiedziałeś, nie jest prawdą.Nie było żadnej stodoły.Ja przecież ledwo mogę znieść tego paniczyka.Dlaczego.- Z jej ustwydarł się krzyk wysoki, świdrujący w uszach.To już nie palec był wewnątrz niej, to on wchodził wnią coraz głębiej i głębiej.Justin zatrzymał się na moment, chwycił jej ręce i przytrzymał na poduszceza głową.Niemal czułym ruchem odgarnął pasma włosów z jej twarzy.- Nie mogę uwierzyć, że mi to zrobiłaś.- Wchodził coraz głębiej, krem ułatwiał drogę, ale i tak jej ciało rozdarł ból.Akała, myślała, że udławi się własnymi łzami.Znieruchomiał nagle, zaprzestałdzikich pchnięć, natrafiwszy na błonę dziewiczą.Spojrzał z niedowierzaniem.W jego oczachodmalował się szok i niepewność.- Justinie - szepnęła.- Nie.Jej ciało wygięło się z bólu.W duszy miała pustkę.Znikło stamtąd wszystko, co znała irozumiała.Z jego gardła dobył się chrapliwy dzwięk.Puścił jej ręce, chwycił ją za biodra i uniósł do góry.Przedarł się jak najszybciej i wszedł głęboko.Koniec nastąpił szybko.Dyszał nad nią ciężko, aż wreszcie zamarł w bezruchu, a ona poczuławewnątrz jego nasienie.Mężczyzna otrzymał swoją rozkosz.Uniósł się nad nią, a potem skłoniłgłowę, jego silne ramiona drżały, podtrzymując ciężar ciała.Głęboko w niej był mężczyzna.Justinbył w niej.Własny mąż ją zniewolił, zadał jej ból, ponieważ uwierzył, że ona i de Trecassis bylikochankami.Arabella straciła całą wolę walki i odwagę.Powiedziała mu, że to nieprawda, ale jej nieuwierzył.Ból zelżał odrobinę, kiedy mąż wolno wysunął się z niej.Jednak nadal w środku bolało ją,aż jęknęła, nienawidząc siebie za to, ale nie mogąc tego jęku powstrzymać.Zastanawiał się, czy zdoła wstać.Udało się.Gniew mu już minął.Arabella patrzyła na niegoobojętnym wzrokiem.Była półżywa.Nie, jednak coś jest nie w porządku.Myślał, że go oszukała.Ajednak.Była dziewicą.Nie spodziewał się tego.Napotkał jej wzrok, dojrzał ból w jej oczach istraszliwą świadomość tego, czego przed chwilą zaznała.Na moment zwątpił we wszystko.Była dziewicą.I zaprzeczała temu, że miała przed ślubem romans z Francuzem.Oczyma wyobrazni ujrzał de Trecassisa wychodzącego ze stodoły pewnym, tryumfalnym krokiem,aż nadto dobitnie świadczącym o charakterze dopiero co odniesionego zwycięstwa.A potem wyszłaze stodoły ona, potargana, w pomiętej sukni.Tak wygląda kobieta, która właśnie zaznała miłości zmężczyzną i której sprawiło to rozkosz.I dusza Justina znów stwardniała na kamień.Co za perfidia!Zdradziła go, a potem okłamała.Zaczął już odwracać się od niej, wciąż nie mówiąc ani słowa, alejeszcze raz spojrzał na nią.Nogi miała rozrzucone.Jej uda i prześcieradło zbryzgane były krwiązmieszaną z nasieniem i kremem.Nienawidził samego siebie w tym momencie.Nigdy w życiu nieskrzywdził kobiety.Zachował się jak zwierzę.Ale nie, nie.Był usprawiedliwiony.Tak bardzo to jejznowu nie skrzywdził.Po prostu wziął ją tak, jak mężczyzna bierze kobietę, konsumując małżeństwo.Zrobił to szybko, naprawdę prędko uporał się ze wszystkim.I użył kremu.Nie zgwałcił jej.Niebyłoby dla niego usprawiedliwienia, gdyby ją zgwałcił, ale przecież nie uczynił tego.On tylko zrobiłswoje.Okłamała go.Chwycił ręcznik wiszący na umywalce i rzucił w jej stronę.Nie ruszyła się nawet, żeby gozłapać.Upadł jej na brzuch.- Wytrzyj się, okropnie wyglądasz.Arabella nie drgnęła.Patrzyła na niego, tak naprawdę nie widząc go wcale.Nie chciała gowidzieć, gdyż to, co uczynił, wypaliło się bolesnym piętnem w jej duszy.Uwierzył, że jest zdolna dotakiego podstępu.Dla niej nie miało to sensu, ale on w to uwierzył.Dlatego postąpił tak okrutnie, takbrutalnie.Powiedział z pustką i goryczą w głosie:- Nie patrz tak na mnie.To nie moja wina.Zrobiłem to, żeby zabezpieczyć moje dziedzictwo.Niezgwałciłem cię, użyłem kremu.- Zwichrzył palcami włosy.- No więc dobrze, nie miałem racji, byłaś dziewicą.To dla mnie niespodzianka.Jakże to szlachetne ze strony pana de Trecassis, że zostawił cięnietkniętą na twoją noc poślubną, odstępując mi zaszczyt pozbawienia cię dziewictwa.Czy to tynamówiłaś go do tego? Bałaś się, że aż takim głupcem to ja nie jestem? A może to on wolał, bym sięnie dowiedział, że nie jestem twoim pierwszym mężczyzną? Pewnie bał się, że z miejsca go zabiję.Jego oczy zwęziły się.Mówił dalej pustym, pozbawionym emocji głosem:- Chcę zabić tego przeklętego bękarta.Ciągle zastanawiam się, co też mu zrobię.Oczywiście sąrównież inne sposoby.Domyślam się, w jaki sposób mnie oszukałaś.Czy popełniliście sodomię?Tak, to bardzo prawdopodobne.A może sprawiłaś mu rozkosz swoimi pięknymi usteczkami.Mężczyzna.zwłaszcza Francuz.lubi to tak samo jak normalny stosunek [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •