[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Mimo wszystkich protestów i łez Gordon był z nimi najbliżej - przypomniała Ruth.- Jak na razie nie mamy dymiącego pistoletu - powiedziała Sherlock.- Oskarżycie Gordona, aon się wkurzy albo was wyśmieje i nigdy więcej nie będzie chciał z wami rozmawiać.-Musimy mieć coś jeszcze - przyznał Dix.- Jakieś konkretne dowody, może świadka.- Czy li czeka was rutynowa, policyjna robota - podsumował Savich.- Mamy ludzi, którzymogą pomóc wam przeszukać miasta, o których wspomniałeś.Mogę zadzwonić do BillyGainera, naszego agenta w Richmond, żeby z wami współpracował.- Byłoby świetnie.Kiedy Graciella wróciła z chłopcami, kompletnie zasłodzonymi potrójnymi deseramilodowymi, Ruth uznała, że pora iść.Sean wbił sobie do głowy, że wyjdzie razem z nimi, izajęło im dziesięć minut, żeby go przekonać, że to nie jest dobry pomysł.Rozdział 33Summerset, Maryland Sobota po południuDzień był słoneczny i zimny.Synoptycy przysięgali, że nie będzie opadów śniegu aż dowtorku, ale nikt w to nie wierzył.Savich i Sherlock dotarli do Summerset w stanie Marylando trzeciej, a dziesięć minut pózniej znalezli numer 38 na Baylor Street.Savich zaparkowałvolvo Sherlock na małym podjezdzie przed jednopiętrowym domem w dzielnicy, którądołączono do Summerset trzydzieści lat wcześniej.- Wynajmuje ten dom od ponad dwóch lat, odkąd skończyła dwadzieścia trzy lata -powiedział Savich, patrząc na mały ogród, obsadzony kilkoma dębami, których gałęziezwieszały się nad domem.- Właściciel jest świetnym stolarzem i producentem mebli.Onapracuje u niego.Savich zapukał do świeżo pomalowanych drzwi wejściowych otoczonych skrzynkamipełnymi bratków.Nikt nie otworzył, nie było też słychać zbliżających się kroków.Savichzapukał jeszcze raz, odczekał chwilę, po czym się cofnął.- No dobrze, sprawdzmy w garażu.Ona prowadzi toyotę camry z dziewięćdziesiątegoszóstego roku.Jeśli auta nie ma, jej też raczej nie będzie w domu.W elektronicznych drzwiach garażu było małe okienko, więc Savich nie musiał próbować ichotwierać.W środku nie stał żaden samochód.Sherlock podrapała się w rękę w wiszącą na temblaku.- Może być wszędzie.- To prawda.Ale wiesz co? Nie sądzę, żeby Marilyn nosiło po świecie.Mam pomysł.Sprawdzmy, czy mam rację.Parę minut pózniej Savich skręcił w dziurawą, asfaltową drogę.Sherlock spojrzała na rządklonów, których nagie gałęzie kołysały się na wietrze.- Okolica wygląda znajomo.Wiesz, cieszę się, że znowuzobaczę tę stodołę.Wszystko się tutaj skończyło.Savich pamiętał tamto popołudnie, jakby to było wczoraj.- Tamtego dnia wygraliśmy.Cichłopcy, których porwali, też.- To dziwne, jak dobrze Moses Grace zna niektóre fakty, a jak bardzo myli się co do innych.Musiał szukać informacji jedynie w gazetach.- Tak, a resztę sobie wyobraził.Wielkie nieba, popatrz tylko na to.Wielka stara stodoła, nieużywana od dziesiątek lat, nie była już opuszczoną ruiną.Odpadająceniegdyś deski pomalowano na jaskrawoczerwony kolor, który odbijał popołudniowe słońceprzeświecające przez gałęzie drzew.Zmieci i części maszyn, które kiedyś walały się dokoła,zniknęły, a do podwójnych, wielkich drzwi prowadziła żwirowana ścieżka.- To miejsce wygląda zupełnie inaczej.Myślisz, że Marilyn to zrobiła? - A kto inny? Spójrz, drzwi są uchylone.Ona musi być w środku.- Savich otworzył zuśmiechem drzwi.To niesamowite, pomyślał, patrząc na zalane słońcem wnętrze.Uprzątnięcie gnijącego siana, zardzewiałych maszyn i drewnianych żłobów musiało zająćkilka miesięcy.Namalowane na środku czarne koło, które tak dobrze pamiętał, zniknęło,podłogę pokryto czystą sklejką.Zciany wygładzono i pomalowano, a w okna wstawionoszyby.Stara stodoła pachniała świeżym powietrzem, farbą, trocinami i klejem do tapet.Ruszyli na drugą stronę stodoły pod opuszczonym sufitem, z którego zwieszały się nowelampy rozjaśniające pomieszczenie wielkimi kręgami światła.Widoczne na przeciwległejścianie schody prowadzące na strych zostały odnowione i pomalowane i wyglądały na bardzosolidne.Savich usłyszał nucenie i zawołał: - Marilyn? Czy to ty?Nucenie ustało, a kobiecy głos z nutką lęku spytał: - Kto tam?- Agent Di1lon Savich i agent Sherlock z FBI.Pamiętasz mnie?Z zaplecza wyszła młoda kobieta z pędzlem w dłoni ubrana w stare, poplamione farbą dżinsy,za dużą koszulę i sfatygowane tenisówki.Zgarbiona, zastraszona dziewczyna z nadwagą,tłustymi włosami i przerażonym wzrokiem, którą oboje pamiętali, zniknęła.Ta kobieta byłazdrowa, miała bystre spojrzenie i czyste włosy, związane w koński ogon.- Agent Savich? To naprawdę ty? Och wielkie nieba, to ty! I jak fantastycznie wyglądasz! -Zarzuciła mu ręce na szyję i podskoczyła, żeby objąć go nogami w pasie.Odchyliła się lekkoi uśmiechnęła szeroko [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •