[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W ślad za nim przyszlijeszcze dwaj obrońcy w poszukiwaniu  najmniejwinnych", dla obrony.Słuchając ich rozmowy z ty-mi  mało winnymi" postanawiamy z Zosią w jednejchwili zrzec się obrony.Umawiamy się na stronie,że temu, komu wypadnie nasza sprawa (a widać by-ło, że nikt jej nie chce), podziękujemy pięknie, alestanowczo nie chcemy, żeby nas bronił.Praco-wać dlatego, że ktoś namówił, albo zeznawać nie-mądrze, dlatego że się przeszło tyfus  nie, tegorodzaju obrony nasza ambicja by nie zniosła.Ma-my to wyłożyć naszemu obrońcy tak jasno, abyto zrozumiał i dał nam spokój.Ja mam mówićw imieniu nas obydwóch, bo dobrze mówię porosyjsku.Nareszcie przychodzi czwarty obrońca.Wydałnam się na pierwszy rzut oka niesympatycznyi lekceważący, z papierosem w ustach i zmrużony-mi oczyma.Wszedłszy zapytał od razu ostrymgłosem:  Kto jest Bardecka i Glinczanka? (Póz-niej dowiedziałyśmy się, że adnotacje przy naszychnazwiskach  nic żałuje swojej winy" skłoniły godo wzięcia nas właśnie w obronę).Jaki miły i mą-dry okazał się pózniej, ile inteligencji i dowcipukryło się w tych zmrużonych oczach. Zabieraj-my się do niego  szepczemy z Zosią, po czymusiadłszy we trójkę na narach, zaczynamy rozmo-wę.Właściwie, stosownie do umowy, zaczynam ja.Więc zrzekamy się obrony i dziękujemy.Wy-dała nas zdrada, więc roboty zaprzeczyć nie77 można, ale trzeba mieć odwagę ponosić godniewszystkie konsekwencje.Nie chcemy udawaćgłupców ani naiwnych podlotków, i potrafimyzginąć, jeżeli będzie trzeba.Ale przedtem daćsię ośmieszyć  za nic! Nie przepraszamy so-wieckiej władzy, ani też nie żałujemy naszychczynów.Mądre oczy spoglądają na nas coraz uważnieji B.po raz pierwszy wyjmuje z ust papierosa. Najzupełniej słusznie  mówi lakonicznie.Widzimy wtedy, że można z nim mówić, żerozumiemy się zupełnie dobrze.Po krótkiej roz-mowie ten człowiek zdobył sobie naszą sympatięi rozstaliśmy się w zupełnym porozumieniu.Nienastawał na obronę, ale miał przyjść na posiedze-nie sądu dla posłuchania sprawy.Tegoż wieczora miało miejsce to pierwsze po-siedzenie.Sala sądu na Preczystience była zajętai poprowadzono nas przez ulice pod strażą do sali Rewtribunału".Ulicy nie jestem pewna, możebył to Arbat? Tara znów czekaliśmy w poczekalnii tam też weszli znani nam już obrońcy.Wtedyusłyszałyśmy, że ponieważ adwokat B.nie ma nasbronić, sąd wyznaczy nam kogoś innego.Per-spektywa usłyszenia, że jesteśmy młode i głupie,i dlatego należy nam dać np, po 10 lat więzieniazamiast rozstrzelania, przeraziła nas tak, że posta-nowiłyśmy porozumieć się z p.B.Toteż gdy przez78 uchylone drzwi zobaczyłyśmy go idącego koryta-rzem, wyskoczyłyśmy obie, nie słuchając prośbi grozb konwojenta, i w kilku pośpiesznych sło-wach porozumieliśmy się.Jeżeli już ma byćobrona, to tylko jego.W tej chwili wezwano nas do sali.Zdawałomi się, patrząc na tę salę, że jestem przeniesionado innej epoki, że czytam powieść jakąś z czasuWielkiej Rewolucji, że za tym czerwonym stołemstanie jakiś płomienny mówca ludu francuskiegoi padną stamtąd krwawe słowa skazujące dwiemłode głowy na gilotynę.Sala była ponura, czer-wona, zle oświetlona i zawieszona wstęgami: Niech żyje rewolucja!",  Precz z burżuazją!". Niech żyje władza ludu!" itd.Było ich za dużo,by móc zapamiętać, ale robiły nastrój bardzo od-powiedni.Zajmujemy miejsca na lawie oskarżonych (wy-gląda to jak loża) i sąd wchodzi.Wojskowe ciem-nozielone mundury ładnie odbijają od ogólnejczerwieni.Przewodniczący Ulrich ma wygląd nie-mieckiego oficera: germański typ czaszki, jasnewłosy, twardy wyraz twarzy, oczy bystre i złośliwe.Jest bez zarzutu, lodowato grzeczny.Drugi sę-dzia jest ładny i rasowy, o twardym spojrzeniustalowych oczu, trzeci wygląda niemrawo i zdajesię drzemać.W każdym razie przeważnie nie miałdla nas żadnych pytań [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •