[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zrumieniona na otwartym ogniu smakowała wyśmienicie.Musiałem się pilnować i nieokazywać zbytniego apetytu, bo chociaż morskie powietrze sprawiło, że poczułem głód, to przecieżgospodarze nie spodziewali się naszej wizyty.Obie siostry rozmawiały z sobą żywo, próbując uprzejmie włączyć i mnie do swojejdyskusji.Ja natomiast zająłem się chłopcami, którzy nie spuszczali ze mnie wzroku.Rozdałem imostatnie kawałki gumy do żucia, podarowałem zagraniczne monety, a także inne drobiazgiznalezione w kieszeniach moich spodni.Na szczęście w prowiancie na drogę znalazła się takżeczekolada, której widok rozpromienił dziecięce twarze.Ukradkiem przyglądałem się obu siostrom, tak bardzo do siebie podobnym.Twarz Midoribyła jednak pełniejsza, a jej ruchy łagodniejsze i bardziej macierzyńskie.Pewnie w młodościwyglądała tak delikatnie i energicznie jak Yuriko.%7łałowałem, że nie poznałem rybaka, alewyruszył właśnie wraz z innymi na połów.Fascynowało mnie przyglądanie się, jak Japończycy jedzą, posługując się pałeczkami iżonglując miseczkami z laki niczym w teatrze.Dzieci również opanowały tę niepojętą dla mniesztukę: najpierw zanurzały każdy kawałek ryby w przygotowanym sosie, a następnie szybkowkładały sobie jedzenie do ust, nie roniąc z niego ani jednej kropli.Niemowlę na plecach Midoriobudziło się także i przyglądało się cierpliwie, jak wszyscy jedzą.Ani jeden odgłos nie zdradzał, żesię nudzi.Nie przeszkadzała mu także moja obca dla niego twarz.Co za idylla!Sam nie wiem, jak się to stało, ale tutaj czułem się równie dobrze jak u Teruko, jak zawsze,gdy otaczało mnie prawdziwe japońskie życie.Szybko minęły dwie godziny.Na koniec poznałemjeszcze Matsu-san.Nie potrafiłem ukryć, że ciekawy byłem człowieka pragnącego odmienić życiena wyspie.Czy przypadkowo znalazł się na drodze, czy może obserwował przybyszów? Wyższy odwiększości tubylców, stanął potężny w rozsuwanych drzwiach, ubrany w silnie pachnący tranemrybacki przyodziewek.Głowę, podobnie jak większość jego ziomków miał ogoloną do skóry.Zwielkim trudem przyzwyczaiłem się do tego widoku pośród moich pracowników.Na początkuwydawało mi się ciągle, że mam do czynienia ze zbiegłymi więzniami.Jedno spojrzenie w ciemne,mądre oczy Matsu powiedziało mi, że komuniści nie popełnili błędu, szkoląc politycznie tegomłodego człowieka o potężnych pięściach i trzezwym umyśle.Nie zdziwiło mnie, kiedy Yuriko przekazała swojej siostrze pakiecik.Ostatecznie nie składasię w Japonii wizyt bez podarunków.Zaskoczyło mnie jednak, gdy drugi pakiecik wręczyła obcemu mężczyznie, otrzymując od niego w zamian dużo mniejsze zawiniątko.Oczywiście żadnegoupominku nie otwarto, to uchodziłoby za niegrzeczne.Cóż to za uprzejmości wymieniali tak długo?Po raz pierwszy poczułem się zepchnięty na margines, gdyż nie rozumiałem ani słów, anigestów.Poczułem samotność bycia obcym pomiędzy tak różnymi ode mnie tubylcami.W pewnejchwili miałem wrażenie, jak gdyby dotknęło mnie długie, badawcze spojrzenie jego ciemnych,przenikliwych oczu, jak gdyby zapytał o coś, co mnie osobiście dotyczy.Ale z krótkiej odpowiedziuśmiechniętej Yuriko nie dało się niczego wywnioskować.Wkrótce potem Matsu-san się pożegnał,a i dla nas nadszedł czas powrotu.Dzieci długo stały przed domkiem, machając nam na pożegnanie: Herro, herro-san!  krzyczały za nami ile sił w płucach.Jedyne angielskie słowo, jakie znały, to  hallo , a ponieważ nie potrafiły wymówić  l , więczrobiło się z niego  herro. San  grzecznościową sylabę  musiały oczywiście dodać, aby byćuprzejmymi dla obcego pana Hallo zza oceanu.W milczeniu kroczyliśmy przez wyspę ku plaży, każde pogrążone w swoich myślach.Jakdaleko musiałbym wędrować, aby znalezć Japonię niedotkniętą jeszcze wpływami Zachodu ipolitycznymi rozgrywkami? Znany mi z lirycznych wierszy Nippon już nie istniał.Musiałempogodzić się z terazniejszością taką, jaka była.Yuriko też wydała mi się dziwnie cicha, prawieprzygnębiona.Rozcinając z sykiem fale, nasza łódz popędziła ku wybrzeżu, gdzie oczekiwał samochód,którym mieliśmy pojechać do Tokio. *Czyżby w stolicy rozszalało się piekło?Nie przeczuwałem jeszcze niczego, gdy skręciwszy do Marunouchi zobaczyłemzagradzające nam drogę grupy młodzieży.Ale im bardziej zbliżaliśmy się do centrum, tymgrozniejsze stawały się ludzkie masy.Nie można było przejechać.Musieliśmy stanąć na półgodziny.Oddział japońskiej policji o niespotykanej liczebności wsparty siłami naszych żandarmówwojskowych w białych hełmach zamykał niektóre ulice dojazdowe.Zagadnąłem jednego z nich. Hallo, co to za teatr? Spieszymy się.Czy główną drogą znowu maszeruje jakiś orszakszinto?%7łołnierz się zaśmiał. Chciałbym, żeby tak było.Demonstracja studencka.Dzisiaj nadeszła wiadomość, że wSan Francisco podpisano układ pokojowy, oczywiście z wyjątkiem ZSRR i czerwonych Chin.Komunistyczna młodzież oszalała.Przed Daiichi Buildingmusieliśmy użyć siły, żeby ichrozproszyć.Potrząsnąłem głową. Nonsens! Przecież protesty i tak tego nie zmienią.Ciekaw jestem, kto podburzył młodzież.Pewnie zebrało się jej parę setek?Policjant wyśmiał mnie. Chyba raczej tysięcy.Nie, nie ma co myśleć o przedostaniu się tędy.Proszę spróbowaćobjazdu i pytać wokoło, jak się wydostać z tego rozgardiaszu.Może najlepiej zostawić samochód,aż wszystko się uspokoi.Zdenerwowałem się. Tego jeszcze brakowało! Odbywam podróż służbową i przed zapadnięciem zmierzchuchcę wrócić do Jokohamy.%7łandarm zasalutował. Well, ale proszę uważać, ci studenci są zdolni do wszystkiego!Spojrzałem na Yuriko.Była blada.Przed sobą trzymała kurczowo małe zawiniątko, któreotrzymała od Matsu-san.Ciągle jeszcze skrywała je jedwabna chusta.Odważyłem się na żart. Czy chce pani wysiąść, Yuriko, żeby wziąć udział w demonstracji?Jej wargi zadrżały nerwowo. Jestem w pracy, podobnie jak chef-san.Zostaję z panem.Ale radzę, żebyśmy zaczekali. Co takiego? Czy rzeczywiście mamy do czynienia aż z takimi radykałami? Zobaczymy!Mam już za sobą niejedną próbę przebicia, kiedy ostro strzelano.Dałem gazu, zawróciłem samochód i skręciłem w boczną ulicę, ruszając na północnyzachód.Czy to złość kipiała we mnie, że z zacięciem i na ślepo miałem zamiar wywalczyć swojeprawa? Nie zważałem na tłumy młodych ludzi cisnących się z prawa i z lewa w zbitych gromadach,z czerwonymi chustami na szyjach, śpiewających i skandujących.I nagle znalezliśmy się w samymcentrum zamieszek; musiało to być w okolicy czerwonego Uniwersytetu Waseda.Jak gdybyśmy byli pośród watahy wilków, zaraz zostaliśmy otoczeni.Nagle wszyscy Azjacimieli takie same wykrzywione wściekłością twarze, takie same błyszczące, skośne oczy.Natychmiast wzniosły się ku nam zaciśnięte pięści.Rozpoznano luksusowy samochódznienawidzonych Amerykanów  wyzyskujących Japonię.Opuściłem szybę.Odsunęli się nieco.Mieli jeszcze szacunek dla gestu odwagi.Ale po chwili dojrzeli siedzącą obok mnie Yuriko.Myśleli pewnie, że to jedna z lekkomyślnych panienek, więc natychmiast spadła na nią wściekłakanonada obelg.Wokół nas rozległy się gwizdy i wycia.Kilku młodych ludzi pochyliło się, by sięgnąć pokamienie.I w momencie największego niebezpieczeństwa moja towarzyszka jednym ruchemotwarła drzwi pojazdu.Czyżby postradała zmysły? Chciała przejść na stronę wroga?Na próżno próbowałem ją powstrzymywać [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •