[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ubrania Richarda leżały złożone na walizce.Ruszył w moją stronę.Rozcięcie w bokserkach sięgało na tyle wysoko,że praktycznie odsłaniało skórę od stóp do talii.Gdybyśmy naprawdę byli sami, zbliżyłabym się do niego.To, cowinno być romantyczne, nagle stało się dusząco niezręczne.Byłamświadoma dźwięku lejącej się w łazience wody.Jean-Claude zamierzałdo nas dołączyć.Słodki Jezu.Richard nadal wyglądał ekstra, z włosami przesłaniającymi jednooko.Przestał się zbliżać.W końcu pokręcił głową.- Dlaczego nagle zrobiło się tak niezręcznie?- Myślę, że główny powód szykuje się w łazience, by do nas dołą-czyć.Roześmiał się i powtórnie potrząsnął głową.- Zwykle o wiele szybciej wpadamy sobie w objęcia.- Owszem - powiedziałam.Jeśli dalej tak pójdzie, gdy wejdzie Jean-Claude, będziemy się sobie przypatrywać jak licealiści podczas potań-cówki.- Zejdźmy się w połowie dystansu - poprosiłam.Richard uśmiechnął się.- Z miłą chęcią.- Ruszył mi na spotkanie.Gdy szedł, mięśnie jegobrzucha poruszały się przy każdym kroku.Nagle zrobiło mi się przykro, że mam na sobie jeansy i koszulkę po-lo.Chciałam, żeby zobaczył mnie w zakupionej bieliźnie.Chciałam,żeby przebiegł dłońmi po jedwabiu i skrytym pod nim ciałem.Dzieliły nas centymetry, ale nie dotykaliśmy się.Poczułam nutkępłynu po goleniu.Stałam na tyle blisko, że czułam ciepło jego ciała.Chciałam przebiec dłońmi po jego nagiej klatce piersiowej, po fronciejedwabnych bokserek.Wyobrażenie było na tyle żywe, że skrzyżowa-łam ramiona na piersi, aby zająć czymś ręce.Richard nachylił się nade mną.Jego usta podążyły wzdłuż moichbrwi, tak niezwykle delikatnie pocałował powieki.Kiedy zwrócił się wstronę moich ust, stanęłam na palcach, by wyjść mu na spotkanie.Objąłmnie.Naparłam na niego, moje ręce błądziły po jego ciele, nasze ustazwarły się w pocałunku.Pochylił się i zsunął ręce pod moje pośladki,unosząc mnie do góry, aż nasze twarze znalazły się na jednakowympoziomie.Przerwałam pocałunek i zaczęłam mówić: - postaw mnie naziemi - ale wpatrując się w jego twarz z odległości parunastu centyme-trów, nie byłam w stanie tego powiedzieć.Objęłam go nogami w talii.Zaparł się, żeby utrzymać równowagę.Pocałowałam go i pierwszydrażniący skórę dotyk mocy zalał mnie łaskoczącym w brzuchu cie-płem.Richard wydał cichy, gardłowy odgłos, który zabrzmiał bardziej jakwarknięcie niż jęk.Uklęknął, nadal go dosiadałam i kiedy obniżył mniena podłogę, nie powstrzymałam go.Uniósł swój tułów, napinając ra-miona, dolne partie ciała były dociśnięte do mojego frontu.Kiedy pa-trzył na mnie z góry, jego oczy stały się wilcze.Musiał coś wyczytać zmojej twarzy, bo odwrócił głowę, tak, bym nie mogła się przyjrzeć.Uniosłam się pod nim, chwyciłam garść jego grubych włosów i nie-zbyt delikatnie obróciłam go ku sobie.Czy powodowany bólem, czyczymś innym, odwrócił się z warknięciem.Nie wzdrygnęłam się.Nieodwróciłam wzroku.Richard zbliżył swą twarz do mojej; z powrotem ułożyłam się napodłodze.Jego usta ociągały się tuż nad moimi.Gdy złączyliśmy się wpocałunku, pojawiła się fala mocy, jak gdybym smakowała jego energii,istoty.Otworzyły się drzwi łazienki.Dźwięk zmroził mnie, mój wzrok po-dążył za jego źródłem.Richard wahał się przez chwilę, jego usta nie-pewne nad moimi, potem pocałował brzeg brody, podążając wargami wdół mojej szyi.Jean-Claude stał w drzwiach ubrany w czarną jedwabną piżamę.Gó-ra z długim rękawem była rozpięta na tyle, że falowała wokół jego na-giego ciała przy każdym ruchu.Wyraz jego twarzy, spojrzenie, przera-ziło mnie.Poklepałam Richarda po ramieniu.Dotarł do dołu szyi i tulił twarzdo kołnierza koszulki, jakby chciał przebić się pod materiał.Uniósłzadziwiające, bursztynowe oczy i spojrzał na mnie, twarz wyrażała je-dynie pożądanie, nieomalże głód.Jego moc pieściła moją skórę niczymciepły wiatr.Tętno łomotało pod skórą mojego gardła, jakby miało ją rozsadzić.- Co się z tobą dzieje, Richardzie?- Dzisiaj pełnia, ma petite.Jego bestia go wzywa.- Jean-Claude kro-czył po dywanie w naszą stronę.- Pozwól mi się podnieść, Richardzie.Richard uniósł się na czworakach, pozwalając mi się z pod niegowyczołgać.Wstałam, a on klęczał przede mną obejmując mnie w talii.- Nie bój się.- Nie ciebie się boję, Richardzie.- Wpatrywałam się w Jean- Clau-de’a.Richard przejechał dłońmi po moich żebrach, zagłębiając palce wciało, jakby masował mi plecy.To powtórnie zwróciło na niego mojąuwagę.- Nigdy celowo bym cię nie skrzywdził.Przecież wiesz.Zdawałamsobie z tego sprawę.Skinęłam głową- Teraz zaufaj mi - jego głos był miękki i głęboki, pobrzmiewał nie-zwykłym basem.Zaczął wyciągać moją koszulkę ze spodni.- Chcę cię dotknąć, poczuć, posmakować.Jean-Claude obszedł nas dokoła, nie zbliżając się.Okrążał nas ni-czym rekin.Jego granatowe oczy barwy nocnego nieba nadal byłyludzkie, bardziej ludzkie niż Richarda.Richard wyjął bluzkę ze spodni, podciągając ją do góry, aż odsłoniłbrzuch.Pogładził rękami nagą skórę.Zadrżałam, ale nie było to spowo-dowane seksem albo przynajmniej nie tylko.Ciepła, elektryzująca mocspływała z jego dłoni na mnie.Odczucie przypominało porażenie prą-dem o niskim natężeniu.Nie było bolesne, ale mogło się takie stać, je-żeli nie przestanie.Albo mogłoby być bardzo przyjemne, lepsze niżcokolwiek innego.Nie byłam pewna, która perspektywa bardziej mnieprzeraża.Jean-Claude stał poza zasięgiem rąk, jedynie się przyglądając.Rów-nież to budziło mój strach.Richard ułożył ręce po obu stronach mojej odkrytej talii, przytrzy-mując udrapowaną na jego nadgarstkach bluzkę w górze.Jean-Claude zrobił ostatni krok, wyciągając bladą dłoń.Spięłam się,strach dominował nad pozostałościami pożądania.Opuścił rękę nie do-tykając nas.Richard polizał mój brzuch, szybkim, mokrym gestem.Wpatrywa-łam się w niego, brązowe oczy odwzajemniły spojrzenie.Ludzkie oczy.- Nie pozwolę, aby cokolwiek ci się stało, Anito.Nie wiedziałam, ile kosztowało go opanowanie bestii, wchłonięcieenergii z powrotem, ale wiedziałam, że nie było łatwe.Wiele niższychrangą lykantropów nie było w stanie cofnąć rozpoczętej przemiany.Dodałby mi więcej otuchy, gdyby w jego oczach nie czaił się mrok.Aleto nie była jego bestia, to było coś bardziej pierwotnego, ludzkiego:seks.Nawet słowo „żądza” nie jest w stanie wyrazić, co kryje to męskiespojrzenie.Jean-Claude stał za mną.Czułam go.Nie dotykał mnie, jego mocprzypominająca chłodny, niecierpliwy wiatr, znajdowała się za moimiplecami.Otarł się twarzą o moje włosy.Serce biło mi tak głośno, że niesłyszałam nic poza łomotem krwi w głowie.Jean-Claude odgarnął moje włosy na bok.Jego usta musnęły poli-czek i moc zaczęła narastać; ciche tchnienie, zimny powiew grobu.Przepłynęła przeze mnie, szukając ciepła Richarda.Dwie siły zderzyłysię, zmieszały wewnątrz mnie.Nie mogłam oddychać.Poczułam, jak tocoś we mnie, dzięki czemu przyzywałam zmarłych - magia, z brakulepszego słowa - wiruje i rozpala się [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl