[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.U złotnika zaś kupili srebrną, masywną monstrancję z lunuląwysadzaną drogimi kamieniami.Bractwo Najświętszego Sakramentu zajęło sięprzybraniem ulicy i ołtarzy.Za zachętą członków tegoż bractwa kobiety uwiły wieoce iozdobiły domy kwiatami i flagami.Nadszedł wreszcie długo oczekiwany dzieo.Pod baldachimem, niesionym przezczterech członków bractwa, kroczył ksiądz Vianney, niosąc lśniącą monstrancję.Za nimpostępowali ze świecami w ręku członkowie Bractwa Najświętszego Sakramentu.Pozanimi niewielu tylko mężczyzn przyłączyło się do procesji.Pomimo to Ars od wielu lat niewidziało podobnej uroczystości.Drżący z uniesienia proboszcz przy każdym ołtarzuintonował Tantum ergo i błogosławił monstrancją wioskę, oddając Panu Jezusowiwszystkie domostwa i ich mieszkaoców. Czy nie jest ksiądz zmęczony?  zapytał po powrocie do zakrystii Antoś Cinier. Przecież musiało księdza bardzo wiele kosztowad dzwiganie w tak wielki upal bardzociężkiej monstrancji?  Ależ, moje dziecko  odparł kapłan - jakże mógłbym bydzmęczony, niosąc Tego, który mnie nosi na swoich rękach?Po południu proboszcz zaprosił do siebie ministrantów.Mogli się do woli najeśd wogrodzie porzeczek i czereśni. Piękna była zabawa  oświadczył Franek Pertinand popowrocie do domu. Ksiądz proboszcz bawił się z nami w chowanego.Aż brzuch mnieboli, tyle zjadłem czereśni i porzeczek. Zawsze mówiłem, że on umie sobie radzid z dziedmi  stwierdził oberżystaspod Srebrnej Róży, grając w karty z kilkoma innymi stałymi bywalcami. %7łeby tylko nieciskał się tak na ambonie. Tak, tak.Wam, oberżystom, dostaje się niezgorzej zauważył z przekąsem Perroud. Ostatnio oberże nazwał diabelskimi warsztatami iszkołami, w których Lucyper naucza. Chce nas zrujnowad  mruczał rozzłoszczonyPertinand. Czy my, oberżyści, mamy z głodu umierad?90 W tej samej chwili Antoni Mandy mówił do księdza Vianneya:  Widzi ksiądz, żejuż jest lepiej w Ars.Przyczynia ksiądz roboty swojemu Grappinowi, a sądzę, że nie ma onjuż ochoty do śmiechu. Jeszcze mnie pozna ten diabeł z Ars  rzekł kapłan, zaciskającpięści. Jaki diabeł z Ars?  Jestem przekonany, że każda wioska i miasto nie tylko maswego anioła stróża, ale ma także swojego diabła.Ars zaś, tak mi się przynajmniej zdaje,ma na karku najgorszego ze wszystkich duchów piekielnych.Ale będzie miał do czynieniaze mną.Zapewniam pana.Lato tego roku przyniosło księdzu Vianneyowi wielką boleśd.smego lipca zostałwezwany do łoża umierającego ojca, który zamknął oczy pod błogosławiącym gestemsyna.Jan-Maria nie zatrzymał się dłużej w rodzinnym domu.Zaraz nazajutrz popogrzebie pożegnał się z bratem Franciszkiem, który był już ojcem tęgiego synka.Pożegnał też resztę rodzeostwa i krewnych i udał się w drogę powrotną do swojej parafii.Od tej chwili nie zapominał nigdy w Memento mszalnym o swoich kochanychrodzicach, których bogobojny przykład życia stał mu ciągle przed oczyma.Rok powolizbliżał się ku koocowi.Proboszcz z Ars heroicznie ponosił różne ofiary i umartwienia.Pozwalał sobie jedynie na najkonieczniejsze rzeczy, a był czas, że próbował odżywiad sięwyłącznie jarzynami i ziołami.Ku wielkiemu jednak zawstydzeniu uznał, że musi powróciddo ziemniaków.Tak wielka surowośd nie mogła nie wywoład smutnych następstw.Podczas miesięcy zimowych zdrowie proboszcza z Ars pogarszało się corazbardziej i nie przestawało niepokoid dobrych parafian.Jan-Maria nabawił się choroby.Zpowodu wysokiej gorączki całymi nocami nie mógł zasnąd i wypocząd na nędznymlegowisku.Do tego przyplątała się róża i reumatyzm.Musiał, więc opuścid swojelegowisko w piwnicy.Ale zamiast wrócid do sypialni, przeniósł swoje legowisko na strych,gdzie je ułożył na podłodze, podkładając pod głowę kawałek drzewa.Na długo przed świtem zwlekał się z nędznego posłania, zapalał latarnię i szedł dokościoła.Tu, klęcząc przed tabernakulum, spędzał resztę nocy.Stary proboszcz zMiserieux z wielkim niepokojem śledził pogarszanie się zdrowia swego konfratra.Widząc, że jego uwagi nie odnoszą żadnego skutku, poszedł do dziekana w Trevoux,który z kolei zreferował sprawę biskupowi. Zupełnie zrujnuje sobie zdrowie  pisał do rządcy diecezji. Może jest on iświęty, ale jest bardziej nie roztropny niż dziecko. Ma ksiądz rację  odpisał ksiądzCourbon. Odnoszę wrażenie, że Ars nie zasługuje na takiego proboszcza.Poszukammu, więc innej placówki.Na krótko przed Wielkanocą ksiądz Vianney otrzymał przeniesienie do Salles wdepartamencie Beaujolais.Delikatne powietrze tej wioski, zbudowanej na stoku pagórka,powinno przywrócid siły choremu. Niech się dzieje wola Boża!  rzekł wzdychającproboszcz z Ars, i od razu rozpoczął przygotowania do przeprowadzki, nie żegnając sięnawet z parafianami.91 Kiedy dwaj ministranci, Antek Cinier i Franek Pertinand, wychodzili rano zzakrystii, zobaczyli kilku ludzi z sąsiedniej wioski, jak ładowali na furmankę rzeczy księdzaproboszcza. Co to ma znaczyd?  zapytali przerażeni. Zaraz zobaczycie odpowiedział jeden z nich. Wasz proboszcz wyjeżdża stąd. Wyjeżdża? A dokąd? Do Salles koło Beaujolais.Tyleście mu nadokuczali, że nie może dłużej pozostad w Ars.Jednym susem obydwaj chłopcy wrócili do zakrystii, gdzie ksiądz chował do szafyparamenty mszalne. Ksiądz chce wyjeżdżad?  pytali, robiąc wielkie oczy. Tak.Zostałem przeniesiony do innej parafii  odrzekł śmiejąc się ksiądz Vianney. Nie dopuścimy do czegoś podobnego zawołał syn oberżysty z uniesieniem.W Lyonie nie będą się was pytad o zdanie.Ja muszę słuchad, a wy też musicie się poddadrozkazowi.Na pewno na moje miejsce dostaniecie lepszego proboszcza. Nie ma lepszego  zaprotestował Antek. Zobaczymy, czy ksiądz naprawdęwyjedzie. Zaraz zobaczycie.Myślę, że ludzie już skooczyli ładowad moje nędzne graty. Wyprzężemy konie  krzyknął Pertinand. Daj spokój.Twój ojciec będzie bardzozadowolony z mego wyjazdu, i podobnie większośd ludzi w Ars.Obaj ministranci wybiegli z zakrystii z tym zamiarem, żeby zaalarmowad wieś.Zanim jednak wrócili z wójtem i paroma innymi gospodarzami, po których musieli biegadna pole, proboszcz i furmanka znikły. A niech się wóz wywróci razem z koomi! życzył niezbyt pięknie Antoś Cinier.Na wieśd o wyjezdzie proboszcza cała wieś zawrzała.Mężczyzni i kobietyprzystawali grupkami na ulicy, i na niejednej twarzy można było dostrzec konsternację.Oberżysta spod Mrówki usiłował przekonywad, że dobrze się stało oraz że ten wyjazdwreszcie przywróci we wsi spokój.Ale ludzie szybko mu zamknęli usta twierdząc, żeproboszcz miał rację, rzucając gromy na karczmy, gdzie działy się rzeczy niegodziwe, azwłaszcza w oberży Pod Mrówką.Oberżysta protestował i pewnie kłótnia przerodziłaby się w bójkę, gdyby nie wdałsię wójt, nawołując ludzi do rozwagi.Zresztą zdawało się, że nagle wszyscy zaczęliżałowad księdza Vianneya [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl