[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Silne emocje tak działają na zmiennokształtnych, że sącząsię na ciebie.Spytałam ściśniętym głosem:- Czy to się uzdrowi?Jamil musiał podejść bliżej, aby obejrzeć ranę.Niechętnie tego dotknął i Gregory skręcił się zbólu, nawet przy tak delikatnym dotknięciu.- Myślę, że tak, jeśli pozwolą mu zmienić postać.Spróbowałam wyjąć knebel z ust Gregorego, ale nie dałam rady.Był za bardzo zaciśnięty.Przerwałam skórzany sznur, który go przytrzymywał i rzuciłam to na podłogę.Gregory zaszlochał i powiedział:- Anito, myślałem, że nie przyjdziesz.- W oczach błyszczały mu łzy.Byliśmy prawie tego samego wzrostu, więc mogłam przyłożyć swoje czoło do jego.Dłońmiobjęłam jego twarz.Nie mogłam znieść widoku łez w jego oczach i nie mogłam się rozpłakaćprzed tymi złymi facetami.- Zawsze przyjdę po ciebie Gregory, zawsze.- Widząc go w tej sytuacji, byłam tego pewna.Musiałam znalezć prawdziwego lampartołaka, który by ich chronił.Ale jak mam ich daćkomuś nieznajomemu, jak niepotrzebne szczeniaki? Ale to był problem na inną noc.- Uwolnij go.- Powiedziałam.Jamil sięgnął do kajdanek i wyglądało na to, że umiał się z nimi obchodzić.Klucz byłniepotrzebny.Zwietnie.Gregory zawisł, gdy jeden z łańcuchów został odpięty, więcchwyciłam go i trzymałam pod ramionami.Ale gdy drugi łańcuch został odpięty, wrzasnął,gdy jego ciało wpadło na moją nogę.Jamil odpiął ostatni z łańcuchów przy kostce i tak delikatnie, jak tylko mogłam, ułożyłam Gregorego na podłodze.Głaskałam jego włosy, górnączęść ciała, ostrożnie kołysałam w ramionach, trzymając je na kolanach, gdy nagle poczułamobok ruch.Jamil nie mógł ochronić jednocześnie obu moich boków.Noże w butach były uwięzione podGregorym.Zwietne wyczucie czasu.Przewróciłam Gregorego i czułam ocierającą siępelerynę, gdy szpony uderzyły tam, gdzie wcześniej siedziałam.Nie wyciągnęłam noża zbuta, nie miałam takiej możliwości.Widziałam rękę z pazurami zbliżającą się w moją stronę.Zwiat zwolnił, jak obraz złapany w krysztale, że widać było każdy szczegół.Wydawało misię, że mam mnóstwo czasu, aby wyciągnąć nóż, albo spróbować uchylić się przedskaleczeniem przez szpony.Jednocześnie część mojego mózgu krzyczała, że nie mam czasu.Rzuciłam się w tył na podłogę czując podmuch powietrza, gdy człowiek wąż się potknął, bobył tak pewny, że trafi i nieprzygotowany na to, że zdążę się poruszyć.To była intuicja.Podcięłam nogami węża, który spadł na plecy.Złapałam prawą ręką nóż, ale wąż już był nanogach, unosząc się w górę, jakby miał sprężynę w kręgosłupie.Wyczułam coś dużego i ciemny skoczek przeciął powietrze lądując za mną.Na ułameksekundy się zdekoncentrowałam i to wystarczyło.Ten z przodu rzucił się na mnie tak szybko,że nie nadążyłam ze wzrokiem.Podniosłam lewą rękę biorąc na nią uderzenie, gdy prawąpróbowałam pchnąć nożem.Lewa ręka mi zdrętwiała, jakby uderzył mnie kijem bejsbolowym.Mogłam dzgnąć go wbrzuch, ale kątem oka zauważyłam ruch i upadłam na bok, gdy długi pazur przesunął się pomnie.Wycelowałam w nogi i ucięłam go głęboko przez buty.Wąż wrzasnął i odsunął się kulejąc.Drugi wąż zbliżał się do mnie z rozpostartymi pazurami.Nie miałam czasu, aby wstać zpodłogi, czy też zrobić coś jeszcze.Trzymałam nóż w pogotowiu.Lewą rękę miałamczęściowo zdolną do użytku i patrzyłam na opadającą na mnie istotę, jak na opalizującykoszmar.Coś mniejszego, szybkiego i czarnego uderzyło go z boku i razem potoczyli się dościany.To była Meng Die.Gdy patrzyłam, pazury skaleczyły jej blade ciało.Nie miałam czasu, aby obserwować co było dalej, bo Coronus stanął nade mną, wpostrzępionej koszulce, z zakrwawioną szyją i ramieniem.Sylvie próbowała dostać się doniego, ale na jej drodze stanął Marco.Zliczne ręce miała zamienione w pazury, ale całą resztęmiała ludzką.Tylko naprawdę potężny zmiennokształtny potrafił zmienić jedynie wybranączęść ciała.Jamil walczył z ludzmi wężami w drugim kącie pokoju.Gregory obrastał futrem zmieniająckształt.Był bezbronny, dopóki nie skończył.Nie miałam kiedy oglądnąć reszty pokoju.Corunus był tuż przy mnie.Musiałam działać.Zrobiłam jedyną rzecz, jaka przyszła mi dogłowy.Podniosłam nóż i rzuciłam w niego.Nie patrzyłam, czy trafiłam.Już biegłam donajbliższej ściany i zbioru mieczy.Trzymałam już w dłoniach rękojeść miecza, gdy Coronusrozciął moje plecy.Upadłam na kolana wrzeszcząc, ale moja prawą ręka nadal była narękojeści miecza i wyrwałam go ze ściany.Obróciłam się w lewo.Przeciął mi lewe ramię, aleto nie bolało tak bardzo, jak plecy.Albo rana była głębsza, albo traciłam w tej ręce czucie.Wykorzystałam tą sekundę, w której mnie zranił i to nie bolało, by obrócić miecz w prawejręce i uderzyć do tyłu.Beż obracania się, aby zobaczyć gdzie był.To było tak, jakbym mogłaczuć go za sobą.Jak gdybym wiedziała, gdzie stał.Poczułam, gdy ostrze weszło w ciało.Podnosiłam się do góry, stając na nogi.Pchałam ostrze do tyłu, w głąb jego tak mocno, jak tylko mogłam.Nigdy wcześniej tego nie robiłam, ale ten ruch był jak stare wspomnienie.Tonie moje ciało pamiętało, aby obrócić miecz, gdy sama się obracałam.%7łeby wyrządzićwiększe szkody poprzez przecięcie organów wewnętrznych, gdy wyciągałam ostrze ipodniosłam je nad klęczącym ciałem.Podniosłam jedną ręką miecz.Wiedziałam jak tozrobić.Zcinałam głowy przez wiele lat [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl