[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przy podgrzewaniu mięsa poparzyła się żelaznym prętem.Polizała spaloną skórę, czując formujący się pęcherz.Znówpomyślała o noworodku przy piersi matki i o nierozerwalnychwięzach, jakie połączyły ją z Marie-Catherine i jej dzieckiem, czyo tym wiedzieli, czy nie.Kiedy Guillemette le Bras pierwszy raz106spytała, czy Elisabeth nie chciałaby asystować jej przy porodach,zawahała się. Nie wiem wyznała wreszcie. To nie byłby chyba dobry wybór.Guillemette tylko zmarszczyła czoło, przyglądając się Elisabeth z czerwonymi dłońmi jak zwykle opartymi na biodrach. Jesteś zręczna i rozważna, a to dużo ważniejsze dla rodzącej kobiety niż zabawianie jej durnym trajkotaniem.Z pewnościąchcesz być użyteczna?Elisabeth opuściła łyżkę i zwiesiła głowę.Zamknęła oczy i pomyślała o ojcu Rochonie, który wybrał życie wśród dzikich, bynie gnuśnieć w bezpiecznej przystani; o wdowie i jej córkach,twarzy w kształcie serca zwróconej w górę i uśmiechu w kącikuust; o szmatach, które prała co miesiąc.Wrócił pózno.Kolacja czekała na stole.Trąc oczy, Elisabethpodniosła talerz; sos pokrywała woskowata warstwa. Chyba jest już niedobre.Jean-Claude wzruszył ramionami, sięgając po widelec.Byłw dobrym humorze. Jak tam dowódca? spytała. Zadziwiająco dobrze.Elisabeth przyniosła dzban wody.Gdy stawiała go na stole,trochę wody wylało się, tworząc małą kałużę. Zwykle nie sprawia ci przyjemności oglądanie go zauważyła, wyciągając szmatkę z kieszeni fartucha. Bo zwykle nie bywa tak miły. Na pewno byłeś u dowódcy?Jean-Claude zaśmiał się niewyraznie z pełnymi ustami. Rozmawialiśmy o interesach powiedział. Był naderciekaw wszystkiego, co mu mam do zaproponowania. To dobrze.107 Pewnie! Trochę kombinacji i powinno się to okazać niezmiernie korzystne. Dla kogo? Dla nas wszystkich.Chcę, żebyśmy się wzbogacili, Elisa-beth. Wzbogacili? Tutaj? Bogactwo jest wszędzie, dla tych, którzy wiedzą, jak jezdobyć. Jean-Claude przełknął ostatni kęs i odsunął talerz,wyciągając ramiona nad głową. Obiecuję, że nie będziemygnili w tej śmierdzącej dziurze do końca naszych dni.Elisabeth zabrała talerz i postawiła go na drugim końcu stołu. Chciałbyś szarlotki? Zostało z chrzcin.Potaknął, więc postawiła przed nim duży kawał ciasta.Nadrewnianym blacie stołu widniał ślad po gorącym czajniku, którykilka miesięcy temu nieuważnie tam postawiła.Elisabeth wodziłapo nim palcem. Dobrze dziś poszło, prawda? Tak myślisz? No, dziecko z pewnością ma silne płuca. Chyba poszło dobrze.Budowniczy był zadowolony. A kiedy nie jest zadowolony? Zmieje się na widok deski.Uśmiechnęła się, przygryzając wargi i znów podniosła dzbanz wodą. Daj mi go.Wolę być suchy.Elisabeth oddała mu naczynie. Zaskoczyło mnie, że przyszła ta krawcowa odezwała się,patrząc, jak nalewa wody do kubka. Nie jest naszą sąsiadką. To mała mieścina wzruszył ramionami. Chyba.wydaje mi się, że z nią rozmawiałeś.Czy jestmiła? Dość przyjazna. Aadne ma córeczki.Ciekawe, ile mają lat.108Jean-Claude przyjrzał się jej, trzymając uniesioną łyżkę.Dobrody przykleił się mu kawałek ciasta. Dlaczego nagle zainteresowała cię krawcowa?Elisabeth zaczerwieniła się. Ja.ona jest tu nowa.Byłam po prostu ciekawa.Maszokruszek. Tak? O, tutaj.Elisabeth odsunęła krzesło i wstała, zabierając pusty talerz.Zaniosła go razem z innymi na zewnątrz do pozmywania.Kiedywróciła do chaty, drzwi zatrzasnęły się za nią, aż zadrżał płomieńlampy.Jean-Claude odwrócił się z uniesioną brwią i ramionaminadal nad głową.Wsparł się na łokciach i pochylił w jej stronęz błyszczącymi oczami. Zazdrość ci służy rzekł. Zazdrość? Dlaczego, na Boga, myślisz, że. Młode wdowy.Nieważne, że mogą być szpetne i że ciągnie się za nimi tłum dzieciaków jak smród za wojskiem.Zawszepowodują szybsze bicie serca u żon.Elisabeth skrzywiła się, a on wybuchnął śmiechem. Nie zrozum mnie zle.Lubię, kiedy ci serce szybciej bije. Nic z tego. Masz czarujące oczy, kiedy tak błyskają.Ty wilczyco! Przestań.Znów się roześmiał. Daj spokój, Elisabeth.Tylko się trochę z tobą przekomarzam.Ta krawcowa jest prostą kobietą i ma dwójkę piszczącychdzieciaków, nie wspomnę o jej figurze.Może czasem bywam nudziarzem, ale nie jestem ślepy.Chodz do mnie.Zawahała się. Chodz powtórzył nieco ostrzejszym tonem. I ciesz109się, że nie ma tu żadnych dzieci, które by nam przeszkadzaływ przyjemnościach.Elisabeth powoli obeszła stół i stanęła przed nim. Myślisz, że jestem niemądra wymamrotała. Niemądra i cudowna.Ujął jej głowę w dłonie i ucałował, przyciskając łokcie do jejżeber, a niecierpliwymi palcami buszując we włosach
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Tematy
IndexPratchett Terry & Baxter Stephen DÅ‚uga Ziemia #2 DÅ‚uga Wojna
Pratchett Terry & Baxter Stephen DÅ‚uga Ziemia #3 DÅ‚ugi Mars
Flanagan John Zwiadowcy 03 Ziemia skuta lodem
Andrzej Rostworowski Ziemia, ktorej juz nie zobaczysz.Wspomnienia kresowe
Boyd John Ostatni statek z planety Ziemia
Krzepkowski Mieczysław 40.000 kilometrów nad Ziemiš
Andrzej.Ziemiański Wojny.urojone.(PDF2)
Reymont Władysław Stanisław Ziemia obiecana cz. II
Władysław Stanisław Reymont Ziemia obiecana
Briggs Patricia Sianim 01. Masques (nieof.)