[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pan Węgleń-ski zginął wroku 1905 od kuli bandytów, w czasie obrony dworu przed napaścią.Jakoś się wszyscymieścili, do stołu siadało ponad trzydzieści osób.Inni uciekinierzy bawili dwa - trzy dni ijechali dalej w poszukiwaniu azylu.Powodowało to, że spokojny i godny dwór kipiał gwarem i życiem.Co kilka dni zjawiał sięjakiś wojskowy, szukający siana, bydła na rzez, zboża, owsa.Kiedyś przyjechała komisjaremontowa, zakupiła coś ze dwanaście koni kawaleryjskich płacąc bajeczne sumy.W dwa dnipotemt108 jeden z kupionych koni zmęczony i zabłocony, wyrwawszy się widać eskorcie, powrócił dodomu i pozostał, bo jakoś nikt się po niego powtórnie nie zgłosił, tyle że mu przybyła nazwa: Dezerter".Na początku jesieni na polecenie rządu zaczęły działać \ve wszystkich gminach komisjeszacunkowe.Miały one na celu oszacowanie wartości majątku poszczególnych obywateli, byw razie nadejścia Niemców i przymusowej ewakuacji, była podstawa do wypłatyodszkodowań.Już się zaczęły w Petersburgu wypłaty odszkodowań obywatelom z dotychczasopuszczonych terenów i niektórzy pobrali kolosalne sumy na podstawie szacunkówstwierdzonych przez paru świadków.Zasada  ty mnie - ja tobie" powiększała coraz bardziejgrono szczęśliwców.Wuj Staś został przewodniczącym komisji w Chojnikach i mnie powołał na sekretarza, zpensją coś 25 rubli miesięcznie! Codziennie musiałem jednak jezdzić małym wózkiem iznanym już Cytrynem te dwanaście kilometrów tam i z powrotem.W Chojnikachurzędowaliśmy w lokalu gminy, gdzie nam przydzielono dwa pokoje.Członkami komisji bylidość światli i bywali chłopi: Nikita Chodasok i Jakub Tur-ski.Codziennie ja z Turskim, aChodasok z którymś z sekretarzy gminnych, udawaliśmy się do poszczególnych wsi, gdzieobchodząc dom po domu, dokonywaliśmy spisu z natury: domu, obejścia, inwentarza,zasiewów oraz posiadanych zapasów.Do tego celu wydane były druki, które wypełniało sięprzez trzy kalki i jeden egzemplarz po podpisaniu przez komisję w Chojnikach wracał do rąkzainteresowanego.Nieodmiennie spotykało nas pytanie, jak podawać ilości, czy więcej, czymniej.Nikomu nie przychodziło do głowy, żeby podawać zgodnie z rzeczywistością.Ponieważ do zakończenia prac członkowie komisji musieli złożyć około piętnastu tysięcypodpisów, a członek komisji Turski był niepiśmienny, zaproponowaliśmy mu, by się nauczyłpodpisywać.(Podpis krzyżykami należało na każdym druku opisać - co, kto i jak, cowprowadzało dużo dodatkowej roboty.) Turski chętnie przystał, zaczął z począt-109ku koślawo, potem coraz wprawniej kreślić swoje nazwisko.Zachęcony powodzeniempróbował pisać inne słowa i tak powoli z moim czynnym udziałem nauczył się pisać i czytać.Był to prosty, ale bardzo mądry chłop, pełen tej jakiejś mądrej chłopskiej filozofii,pozwalającej mu intuicyjnie prawidłowo określać różne zjawiska.Był dość popularny, częstozapraszany na arbitra do różnych sporów.Ponieważ dużo przebywaliśmy razem, wiele miopowiadał z dziedziny zwyczajów, wierzeń i przesądów miejscowych.Kiedyś pokazał miswój paszport, na którym wypisane miał: dwo-rianin, czyli szlachcic, ale żadnych innychdokumentów z tego tytułu nie posiadał.Ponieważ jesienne deszcze nie zachęcały nieraz do powrotu po nocy do Rudakowa, wuj Staśwyrobił mi możność nocowania u pana Andrzeja Awraamowa3, jednego z trzech braci,mieszkającego w pięknym nowoczesnym pałacyku u wjazdu do Chojnik.Chojniki, część dóbr Prozorowskich, liczyła około 10 000 hektarów.Młody, dość przystojny,obdarzony przyjemnym głosem (śpiewał cygańskie romanse), kawaler, pędził dość beztroskiżywot.Należał do tych nielicznych Rosjan, których przyjmowano w polskich dworach.Narogu rynku w Choj-nikach był sklep, oczywiście żydowski, Twerskich.Prowadziła go staraTwerska z dwiema córkami.Sklep był niejako ekspozyturą Rudakowa - plenipotentem.Przede wszystkim miał telefon i wykonywał wszystkie polecenia dostaw większościartykułów spożywczych.Zawsze miał doskonale towary: czekolady, chałwy, orzechy.Załatwiał polecenia do innych sklepów czy majstrów, także sprawy na poczcie.Pocztabowiem znajdowała się w Chojnikach i ogromna, okuta, zamykana na kłódkę torba skórzana zlistami jezdziła tam i z powrotem.O dwa kilometry za Chojnikami była stacja kolejowaChojniki, skąd tak zwana pieriedacza* dwa razy dziennie chodziła do głównej poleskiej koleii stacji Wasilewicze.odległej o trzydzieści kilometrów od Chojnik.* Pieriedacza (roś.) -  dojazdówka", kolejka dojazdowa. 110Niedaleko Chojnik w stronę Wodowicz, w lesie, leżała mała kilkuchałupowa wioseczka,Nowosiółki.Według tradycji była ona kiedyś za polskich czasów starostwem, więcej zapewnehonorowym jak lukratywnym.Ale według opowiadań, jak umierał jeden ze starostów, aksiądz go pocieszał:  Panie starosto, już niedługo będzie pan oglądał Królestwo Niebieskie" -ten odpowiedział:  Wolę ja już to swoje starostwo nowosieleckie -jak KrólestwoNiebieskie!".Tej jesieni wuj Staś sprowadził maszynę do prasowania siana, z której wychodziło ono wtwardych blokach około półtorametrowej długości, mocno dwoma drutami związanych.Ogłoszono zakup siana, a ja zostałem pełnomocnikiem siennym.Rano szedłem do wagiwozowej, gdzie już stał rząd furmanek.Trzeba było określić gatunek siana:  mu-rog" czy błotne" - za murog płacono 90 kopiejek za pud, a za błotne 60 kopiejek.Potem trzeba byłowozy zważyć na wadze wozowej, pilnując, by właściciel lub jego sąsiedzi nie obciążaliosobiście wagi.Wypisywało się przez kalkę kwit, na którym czerwonym ołówkiem widniałaalbo rzymska I lub II, co oznaczało pierwszy lub drugi gatunek.Wozy jechały pod maszynę itam w zależności od gatunku zwalały siano na lewo lub prawo i z podpisanym kwitem wózwracał pusty ponownie na wagę.Następował obrachunek i z tym samym kwitem dostawcaszedł do kancelarii w domu rządcy po pit Hadze [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •