[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dopóki nie dotarła do doliny, nie zdała sobie sprawy, że Astrid podążyłabygłówną drogą w dół.Zawracała, żeby wrócić, kiedy usłyszała gwizd poniżej.Rozpoznałaby gowszędzie.Talor zawsze był głuchy na tony - nadając swoim sygnałom szczególniepłaskie brzmienie tak samo jak sprawiał, że nie do końca wyrazne było to, cosygnalizował.W tym przypadku to mogło być albo 'wszystko w porządku' albo'pomocy'.Biorąc pod uwagę okoliczności, Aralorn podejrzewała to drugie.Tłumaczenie: karolciaka Strona 100Korekta: czarymeryPatricia Briggs Sianim 01.MasquesBez zawahania skierowała konia w dół zbocza.Jedyną wymówką jaką miaładla swoich czynów było to, że była wykończona i reagowała instynktownie zamiast poprzemyśleniu.Jej pożyczony koń nie był tak pewny jak Sheen i potykał się straszniena kamienistym zboczu.Koń robił dużo hałasu, i skończył ześlizgując się większośćdrogi w dół na małej lawinie, którą sam stworzył.Cóż, pomyślała, to tyle jeśli chodzi o element zaskoczenia.Może jej wielceambitny przyjazd zostanie zapamiętany w pieśni; co smutne, żaden bard czy trubadurnie wydawał się być obecny.Wałach wciąż ześlizgiwał się niekontrolowanie, kiedy wbiegł na małą grupęUriahów.Kiedy z łatwością obalili konia pod nią, Aralorn skoczyła czysto, mającnadzieję, że koń rozproszy ich na tyle, żeby dać jej szansę na znalezienie Talora alboAstrid.Jej skok zabrał ją od pożywiającej się gorączki, i zarobił jej tylko zadrapanygoleń i skromne siniaki.Do czasu, gdy podniosła się na nogi, blisko niej było dwóchUriahów.Miała ułamek sekundy zanim zaatakowali, żeby poszukać możliwej drogiucieczki, ale wszędzie gdzie spojrzała więcej ich nadchodziło.Posępnie pomyślała o kolejnej z homilii Rena - potrzeba było tylko jednejgłupiej decyzji, żeby spaść z tronu.Użyła swojego miecza w bezużytecznej próbieobronienia się i czekała na śmierć.To wydawało się ciągnąć w nieskończoność.Machała i kończyny odpadały,wciąż skręcając się, jakby niechętne by poddać się śmierci z posępną godnością.Jejciało było pokryte niezliczonymi zadrapaniami.Co zaskakujące, żadna z jej ran niebyła sama w sobie poważna; ale wszystkie razem podkopywały jej siłę i przytępiły jejrefleks.Uriahowie wciąż nadchodzili.Krzyki konia ucichły, za co była wyjątkowowdzięczna.To było głupie z jej strony, tak przyjeżdżać; każdy człowiek, który by tubył, był poza czyimikolwiek zdolnościami do ocalenia.Miała niewielkie umiejętnościrozmowy w umyśle, ale posłała Wilkowy krzyk, nie chcąc być tą, która się podda.Potem przygryzła wargę i z determinacją cięła dalej.Jej ramiona były wiotkie do czasu, aż zaczęło jej świtać co się działo.Zgrałaswoje pchnięcia z refrenem w głowie: głupia, głupia, głupia.Mogli zabić ją w każdejchwili gdyby chcieli, ale nie chcieli.Próbowali porwać ją, żeby zabrać ją doae'Magiego na przesłuchanie.Myśl o tym podwoiła jej wysiłki.Gdyby mogła wygraćsobie wystarczająco dużo przestrzeni, mogłaby wyciągnąć nóż i wyeliminować szansębycia ponownie przesłuchaną przez ae'Magiego.Jej miecz, chociaż krótszy niżnormalne, wciąż był zbyt niezręczny, żeby się nim zabić zanim by ją powstrzymali.Okręciła się z morderczym uderzeniem kiedy usłyszała, jak ktoś podchodzi jąod tyłu.Złapała szybkie mignięcie jego twarzy i rozpoznała Talora: zapomniała o nim.Jak oszalała uniknęła uderzenia go wąskim skrajem.Wtedy miała na niego dobryTłumaczenie: karolciaka Strona 101Korekta: czarymeryPatricia Briggs Sianim 01.Masqueswidok - coś było nie tak.Gula urosła jej w gardle, kiedy ponownie podniosła miecz,ale zanim mogła uderzyć, została złapana od tyłu i trzymana bezradnie.To, co stało się potem było wystarczające, by znalezć się na szczycie listy jejnajgorszych koszmarów.Ta rzecz uśmiechnęła się - i był to uśmiech Talora pomimognijącego ciała - i powiedziała kpiącym głosem Talora - Mówiłem ci, żebyś zawszepodążała za swoimi pchnięciami albo nigdy nie będziesz mistrzynią miecza.Myślała, że wtedy krzyczała, ale to mógł być tylko dzwięk Uriahów,wystarczająco szczęśliwych ucztując na koniu.Tłumaczenie: karolciaka Strona 102Korekta: czarymeryPatricia Briggs Sianim 01.Masques7.Wilk skoczył schludnie ponad małym strumieniem, którego nie było tamtydzień wcześniej i wylądował w miękkim błocie po drugiej stronie.Zwiatło księżycaujawniło inne dowody niedawnej burzy - gałęzie pochylone i połamane od ciężaruciężkich opadów śniegu; wysoka trawa leżała płasko na ziemi.Powietrze pachniałosłodkością i czystością, uwolnione od ciężkich zapachów.Wiedząc, że obóz był blisko, Wilk przyspieszył do zgrabnych susów pomimoswojego zmęczenia.Dotarł do krańca doliny i znalazł ją pozbawioną ludzi.Nie poczułżadnej trwogi.Nawet gdyby burza nie zmusiła ich do pójścia do jaskiń, ale roztopy pociężkich śniegach, które zmieniły dno doliny w bagno musiały.Z prychnięciem zaczął iść w dół zbocza doliny najbliżej miejsca, gdziestworzył swój własny obóz.Postanowił zatrzymać się tam i zebrać swoje rzeczy,zanim pójdzie do jaskiń.Posłania Aralorn nie było, ale jego było schludnie złożone isuche pod przykryciem z ceraty.Wymamrotał kilka słów, którymi by się nie posłużył, gdyby ktoś był wpobliżu i przyjął ludzką postać.Ostrożnie się rozciągnął, bardziej niż w połowieskłonny zostać tam, gdzie był na noc i dołączyć do reszty rano.Zawsze był samotnikiem z natury.Jako chłopiec i jako praktykant, spędzałczas samotnie tak często jak mógł.Przyzwyczaił się do znajdywania miejsc, gdzie niktinny by nie szukał.Kiedy zostawił swoją praktykę za sobą, przyjął postać wilka i udałsię do dziczy Północnych Krain, uciekając bardziej przed sobą niż przed ae'Magim
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Tematy
IndexWarren Adler Wojna państwa Rose 01 Wojna państwa Rose
§ Menzel Iwona W poszukiwaniu zapachu snów 01 W poszukiwaniu zapachu snów
Lachlan M D Synowie boga 01 Synowie boga (2)
Robbins Harold Handlarze snów 01 Handlarze snow
§ Rudnicka Olga (01) Zacisze 13 Zacisze 13
Reynard Sylvain Piekło Gabriela 01 Piekło Gabriela
Kalifornijska noc 01 Kalifornijska noc Adler Elizabeth
Alexandra Bracken Mroczne umysły 01 Mroczne umysły
Roberts Nora Więzy krwi (Prawo krwi)
Chemia 05