[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Plan byl prosty - mieli przeplynac plytkie, choc bystre wody rzecznej odnogi, by dostac sie na jedna z niewielkich wysepek nieopodal miejskich murow, podjac probe przedostania sie przez poludniowy falochron i przemknac do portu.Nastepnie mieli uderzyc na najbardziej wysuniete przyczolki portu - stocznie i warsztaty szkutnikow.W tym miejscu od glownego nurtu rzeki odchodzila niewielka odnoga - naturalny kanal dla spuszczanych na wode statkow.Calis otrzymywal dokladne meldunki od pewnego agenta, ktory od lat pracowal dlan na tym kontynencie, ale nie za bardzo znal sie na portach.Koniecznosc zbadania spraw morskich nigdy nie objawila sie nikomu, dopoki Roo nie zadal swego pytania.Plan dzialan, jakie mieli podjac po spaleniu warsztatow, w ktorych budowano okrety, lez byl prosty - postanowili ukrasc jakas lodz i przeplynac wzdluz brzegu do Miasta nad Wezowa Rzeka.Erik pomyslal wtedy, ze prosie to nie znaczy latwe.Woda byla przerazliwie zimna, Erik jednak szybko sie przyzwyczail.Dla unikniecia halasu ludzie owineli miecze, tarcze i zbroje w sukno, a niektorzy zostawili na brzegu ciezszy orez, by latwiej bylo im plynac.Szlak, ktorym podazali, zaprowadzil ich niebezpiecznie blisko pikiet armii Krolowej i posterunkow wartowniczych podmiejskich fortyfikacji.Poruszajace sie na murach pochodnie wskazywaly wyraznie, ze zgielk w obozie zaniepokoil obroncow.Erik liczyl w duchu na to, ze wszyscy wpatruja sie w odlegle swiatla na wzgorzu, nie w wode i kamienisty brzeg pod murami.Kazdy czlowiek w kompanii byl doskonalym plywakiem.Ci, ktorym braklo doswiadczenia, nabrali go w obozie pod Krondorem.Kiedy jednak doplyneli do pierwszej z kamienistych wysepek u ujscia rzeki - pierwszego z punktow orientacyjnych - okazalo sie, ze brakuje trzech ludzi.Szybkie odliczenie wykazalo, ze jest ich trzydziestu dwu.Wysepka, na ktorej wyladowali, byla mala i poza jednym drzewem oraz wysoka trawa nie ofiarowala zadnego schronienia.Calis ponownie dal rozkaz "do zanurzenia" i Erik poczekal, az wszyscy znajda sie w wodzie - przy okazji raz jeszcze rozejrzal sie, bez rezultatu, za zaginionymi.Gdy zblizyli sie do miasta, okazalo sie, ze prad tu jest silniejszy, kanal glebszy, woda zas znacznie bardziej slona.Plynacy w tyle Erik uslyszal odglosy kaszlu i szamotania sie w wodzie, co oznaczalo, ze kolejny towarzysz popadl w tarapaty.Chlopak poplynal nawet w jego strone, ale kiedy dotarl na miejsce, przywitala go cisza i fale.Przez chwile rozgladal sie dookola, nasluchujac uwaznie, potem ruszyl w slad za reszta.Nagle silnie otarl o cos kolanem i po sekundzie brnal juz w wodzie po szczycie podwodnej rafy.W nastepnej chwili silny prad pociagnal go w glab i Ravensburczyk musial wlozyc wiele wysilku, by utrzymac glowe nad woda.Ciazyla mu takze zbroja i plynelo sie coraz trudniej.W obozie pod Krondorem cwiczyl godzinami plywanie z mieczem i tarcza przytroczonymi do plecow, nic jednak nie dalo sie porownac z ta mozolna walka przeciwko zimnemu i mrocznemu zywiolowi.Ramiona mial jak z olowiu, w piersiach zas czul plomien.Z najwyzszym trudem zmuszal sie do wykonywania kolejnych ruchow.Podniesc ramie, przeniesc je do przodu, machnac noga, podniesc drugie ramie.parl ku przodowi, nie majac pojecia, ile przestrzeni jeszcze zostalo do pokonania.I nagle uslyszal tuz przed soba odglosy przyboju - fale uderzaly o brzeg.Co wiecej, uslyszal kaszlacych i parskajacych towarzyszy.Resztkami sit wierzgnal poteznie i uderzyl twarza o kamienie na plazy.Zdazyl jeszcze tylko zobaczyc czerwony blysk i runal w jakis dlugi, mroczny tunel.Przez dluga chwile charczal i wypluwal wode, potem porwaly go torsje.Odwrociwszy sie na plecy, uderzyl glowa o kamien.-Przestan! - uslyszal niecierpliwy szept Roo.- Rozwalisz sobie ten durny leb! Lez spokojnie.Czul sie okropnie, nigdy w zyciu nie bylo mu tak niedobrze.-Wypiles niemal polowe oceanu - uslyszal rozlegajacy sie gdzies daleko glos Bysia.- Gdybym nie stal na kamieniu, o ktory walnales lbem, to bym cie nie zauwazyl.i chyba poszedlbys na dno, tuz przy brzegu.-Dziekuje - odparl slabym glosem.Dzwonilo mu w uszach, piekla twarz, bolal nos, i w sumie nie byl pewien, czy ma ochote na dalsze zycie.-Mozesz wstac? - rozlegl sie tuz obok glos Calisa.Wstal, zatoczyl sie jak pijany, ale odrzekl meznie; - Oczywiscie.- Mial ogromna ochote posiedziec jeszcze bez ruchu przez najblizsze kilkadziesiat lat, wiedzial jednak, ze jesli nie wstanie, to towarzysze tak go zostawia.Rozejrzal sie dookola i policzyl ludzi.Trzynastu.Spojrzawszy na twarze tych, ktorzy zostali, zwrocil sie do Bysia: - A Luis?-Gdzies lam - odpowiedzial, kiwnieciem glowy wskazujac morze.-Mocni bogowie! - mruknal Erik.Do wody weszlo trzydziestu dwu ludzi - wyszlo z niej trzynastu.-Moze niektorych wynioslo na brzeg nieco dalej - rzekl stojacy nieopodal Sho Pi.Erik kiwnal glowa, wiedzac, iz istnialo znacznie wieksze prawdopodobienstwo, ze towarzysze utoneli w rzece lub w morzu.Rozejrzawszy sie dookola, stwierdzil, ze znajdowali sie na krancu poludniowego falochronu - dlugiej kamiennej konstrukcji zapobiegajacej wdzieraniu sie do portu wzburzonych fal.Na znak Calisa wszyscy ustawili sie w szeregu i ostroznie zaczeli sie przekradac wzdluz kamienistego grzbietu falochronu, co w ciemnosciach wcale nie bylo sprawa latwa ni bezpieczna, ze wzgledu na mozliwosc skrecenia nogi na kamieniach.Po uplywie mniej wiecej godziny dotarli do bitej drogi na szczycie falochronu.-Musza tu miec jakas" droge - szepnal Nakor w formie objasnienia - zeby transportowac kamienie do uzupelniania ubytkow w falochronie po sztormach.Calis kiwnal glowa i gestem nakazal cisze.Pokazal migoczacy w oddali malenki swietlny punkcik.Kilkaset jardow przed nimi stal niewielki budynek, w miejscu, gdzie falochron przeksztalcal sie juz w nabrzeze.Nie ulegalo watpliwosci, ze byl to rodzaj wartowni.Zerknawszy ku wejsciu do portu, Erik poczul nagly skurcz zoladka.- Kapitanie! - szepnal.-Widze! - padla odpowiedz.I wtedy dopiero dostrzegl, ze wszyscy patrza na port.U wejscia, pomiedzy falochronami, zatopiono kadluby trzech wielkich okretow, by uniemozliwic najezdzcom wtargniecie od strony morza.Przy nabrzezach, niczym kurczeta bezpieczne pod oslona kwoczych skrzydel, tloczyly sie pomniejsze stateczki.Zaden z nich nie mial dostatecznie plytkiego zanurzenia, by minac hulki blokujace wejscie do portu.W wartowni bylo dwu straznikow, ktorzy bacznie wpatrywali sie w wode za rzeka, tak ze pokonano ich bez szmeru - nie mieli nawet pojecia, jaki wyborny tropiciel ich uciszyl.Calis przekradl sie bezszelestnie i ogluszywszy ich golymi dlonmi, troskliwie ulozyl obu na kamiennej posadzce.-Sprawa jest prosta - zwrocil sie zaraz potem do zebranych wokol niego wojakow.Poczekamy, az rozgorzeje bitwa.Poniewaz Szmaragdowi mogli ustawic jakies male lodzie dookola falochronu i przystani, pewnie bedzie tu oddzial obroncow, wiekszosc sil jednak skupia przy polnocnym murze, chroniac podejscia ladowe.My ruszymy wzdluz tego nabrzeza, skierujemy sie ku stoczniom i spalimy wszystko, co sie da spalic.Ktokolwiek stanie na drodze, jest wrogiem i nalezy go zabic.-Potem przedostaniemy sie do portu, ukradniemy lodz o tak plytkim zanurzeniu, jaka tylko sie trafi, i sprobujemy jakos wydostac sie z zametu.Kto nie da rady dotrzec do portu, niech probuje sie przebic na polnocny wschod od miasta i potem niech rusza ku Miastu nad Rzeka Wezowa.- Powiodl wzrokiem po twarzach sluchaczy.- No, chlopcy.od tej chwili kazdy za siebie, a bogowie za wszystkich.Nikt nie bedzie zwlekal, by zaczekac na towarzysza.Jezeli zaden z nas nie wroci do Krondoru, caly nasz wysilek na nic.Komu przyjdzie umrzec, niech sie postara, by choc mial za co.Jedyna odpowiedzia byly niemrawe skinienia glowami.Ludzie skryli sie przed chlodem w katach malej izby.Zaczelo sie czekanie.Erik wzdrygnal sie nagle [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl