[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czymogę zostawić swój numer telefonu?- Proszęzaczekać,mąż zaraz podejdzie.-Robert!Telefon!- zawołała.Nie zdążyłem się jeszcze ubrać, więc odkrzyknąłem:- Zapisz numer, oddzwonię!Allyson ściszyła głos.- Rób, to z agencji.Podszedłem do schodów owinięty ręcznikiem.- Zadzwonili?-Tak - skinęła głową.Telefon odebrałem w gabinecie.Allyson odłożyłanagórze słuchawkę i przyszła do mnie.- Pan Harlan? Nazywam się Camille Bailey, pracujęw agencjiliterackiej Argent Literisticz Nowego Jorku.Byłpan uprzejmy przysłać nam egzemplarz swojej książki Doskonałydzień.Czy możemy zwracać się do siebie po imieniu?74- Oczywiście.-Dziękuję.Robercie, czy to twojapierwsza powieść?- Tak - odpowiedziałem.- A towidać?Roześmiała się.- Książka jest wspaniała.Czytałamją wczoraj wieczoremi na końcu tak strasznie się popłakałam, żemoja współlokatorka myślała, że ktoś mi umarł.To bardzo życiowa historia;miałam wrażenie, że sama to wszystko przeżyłam.- Dziękuję.-Nie, to ja dziękuję.Uważam,że to jest potencjalnyprzebój i myślę, że dałabymradę gosprzedać.Chciałabymcię reprezentować, Robercie,oczywiściejeżeli nie podpisałeśjeszcze z nikim umowy.Serce waliło mi jak oszalałe.-Nie.- A wysyłałeś gdzieś jeszcze rękopis?-Doparu agencji - wahałem się, czy powiedzieć prawdę.- Hm, tak naprawdę do dwudziestu pięciu, alewszyscymi odmówili.Tojej nie zraziło.- Najwyrazniej jej nieczytali.Allyson patrzyła na mnie niezmiernie ciekawa, o czymmówimyUśmiechnąłem się doniej i pokazałem uniesionyw górę kciuk.- Mam przyjaciółw kilku wytwórniach filmowych.Chciałabym im topokazać, zanim uderzymy do wydawnictw.Kontrakt na prawa do ekranizacji znacznie podnosi cenę.- Powiedziałaś "wytwórnie filmowe"?Allyson uniosła brwi.- Niewykluczone.Doskonały dzień to świetny materiał nafilm kinowyW najgorszym wypadku uda się go sprzedaćktórejś ze stacji telewizyjnych.- Ja chybaśnię.Twoim zdaniem, ilejest warta moja książka?- Na razie nie ma co spekulować.Jest całemnóstwomożliwości.Debiutanckie utwory zwykle nie sprzedają się za duże75. pieniądze, ale myślę, że ta książka jest wyjątkowa.Musimysięnajpierw przekonać, jak zareagują wydawcy, ale nie sądzę,żebyśmy się mieli rozczarować.Jej beztroski optymizm udzielił się i mnie.Pierwszy razod bardzodługiego czasu poczułem przypływ nadziei.- Naprawdę uważasz, że będą tochcieli kupić?-Siedzę w tej branży wystarczająco długo, żeby rozpoznaćpotencjalny bestseller.Ale zanim wyślę książkę, chciałabym cię osobiście poznać.Taksię składa, że akuratwybieramsiędo Utah w przyszłym tygodniu.Masz jakiś wolny dzień?- Dlaciebiewszystkie są wolne.Roześmiała się.- Zwietnie.To może wtorek?- PasujeCo cię sprowadza do Utah?-Współpracuję z jednym pisarzem z ParkCity i umówiłam się z nimna środę.Przylecę więc dzień wcześniej.Poproszę asystentkę,żeby do ciebie zadzwoniła i dała znać,októrej będę.- Czekamzatem niecierpliwie.-Ja również.Jeszcze raz,Robercie, gratuluję przepięknej powieści.- Dziękiza telefon.Odłożyłem słuchawkę i ogarnęła mnie dzika radość.Zacząłemwymachiwaćrękami w powietrzu.- Hurraa!-Co mówiła?- spytała przejęta Allyson.- Moja książka bardzo jej się podobała.Jest przekonana,że uda się ją sprzedać.- Ależ to fantastycznie!Jestem zciebie dumna!Czułem się, jakbym wygrał na loterii.- Czy wyszedłem nakompletnego durnia?Allyson tylko się roześmiała.^/^\^Rozdział 15^/^ W wieku trzydziestu siedmiu lat Camille Bailey miała jużza sobąspore doświadczenie wbranży wydawniczej.Najpierw w rodzinnym Chicago była przez sześćlat redaktorkąwwydawnictwie Northwestem University Press.Po przekroczeniu trzydziestki zdecydowała się zmienić pracę i z drugiegomiasta Ameryki przeniosła się do pierwszego, lądującw Nowym Jorkujako asystentka agenta w niedużej agencjiliterackiej zlokalizowanej naprzedmieściach.Zdążyła tamprzepracować zaledwie pół roku, kiedy dostała propozycjęodArgent Literistic.Wkrótcemiałem się dowiedzieć, żeposiadawszelkie cechy, którymipowinien się charakteryzować dobryagent- jak również pokerzysta, bo tow zasadzie to samo.W jednej chwili potrafiła być stanowcza i nieustępliwa,a zaraz potemserdeczna i przynajmniej na pozór delikatna i wrażliwa.Zupełnie, jakby postać agentki była dla niej kamizelkąkuloodporną, którązdejmowała, gdy schodziła z pola bitwyZa mąż niewyszła- jej domem była praca.Była właścicielką Barkleya, dorosłego labradora w kolorzeczekoladowym, którego traktowała jak dziecko, oraz apartamentuwTribece,niedaleko miejsca, gdziekiedyś mieszkał JohnKennedy Jr.Camille wylądowaław Salt Lakę City w następny wtorek popołudniu.Wyszedłem po nią na lotnisko.Czekałemuwylotu rękawa, trzymającw ręku kartkę z jej imieniem.Zauważyła ją, a potem podniosła wzrok namnie.- Witaj, Robercie.77. - Camille?-To ja.Jakże miło cię poznać.Spodziewałem się ujrzeć zimną i wyniosłą, wielkomiejską damęodzianą w czerń, tymczasem Camille była zupełnie inna.Sprawiała wrażenie osoby ciepłej, swojskiej, pasującejraczej doDesMoines niż Nowego Jorku.Zarezerwowała pokójw śródmieściu, w hotelu Monaco,okołodwudziestu minut drogiod naszego domu.Zawiozłemją tam.Zameldowałasię, a potem usiedliśmyw hotelowej kawiarence i poznaliśmysię bliżej, dyskutując przy butelce colio mojej książce i całej branżywydawniczej.- Czy umowę będępodpisywał tylko z wydawnictwem,czy z tobą też?- zapytałem.- Większość agentów zawiera umowy z autorami, ale janie.Dość wcześnie doszłam do wniosku, że jeśli ktoś nie maochoty ze mnąwspółpracować, to ja z nim tym bardziej.- Miałaś w związku z tym jakieś problemy?-Jak dotądnie.Oczywiście, kiedyuda nam się sprzedać książkę, będziesz musiał podpisaćkontrakt zwydawnictwem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •