[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Dlaczego? Jeżeli znacie swoje przeznaczenie, po co to wszystko? Ge-stem objął budowle wznoszące się w oddali. To jest nasz cel odrzekł spokojnie Dermon. Przez długie lata szu-kaliśmy tego miejsca, a teraz przygotowujemy je, niezależnie od intencji, jakieonegdaj mieliśmy.Robimy, co do nas należy, i trwamy w wierze.Mandein badawczo wpatrzył się w twarz tamtego.Nie było w niej śladu stra-chu. Jesteście Aielami powiedział, a kiedy usłyszał ciche parsknięcia ze stro-ny kilku wodzów, podniósł głos: Pójdę do Jenn Aiel. Nie możesz wejść do Rhuidean uzbrojony poinformował go Dermon.Mandein zaśmiał się w głos z zuchwałości tamtego.%7łądać od Aiela, żebyzostawił swoją broń.Pozbył się jednak włóczni, łuku oraz noża i ruszył naprzód. Zabierz mnie do Rhuidean, Aielu.Sprawdzę twoją odwagę.369* * *Rand zamrugał, kiedy migotliwe światła uraziły jego oczy.Naprawdę byłMandeinem, wciąż czuł pogardę dla Jenn, która ustępowała miejsca podziwowi.Czy Jenn byli Aielami czy nie? Wyglądali tak samo, wysocy, z jasnymi oczymaw spalonych słońcem twarzach, ubrani w podobne rzeczy, wyjąwszy brak zasłon.Nie nosili jednak żadnej broni prócz prostych noży przy pasie, stosownych raczejdo pracy nizli walki.A coś takiego jak Aiel bez broni, nie istniało.Znajdował się znacznie głębiej pośród kolumn, niżby to można wytłumaczyćtym jednym krokiem, który zrobił świadomie i dużo bliżej Muradina niż poprzed-nio.Nieruchome spojrzenie tamtego zmieniło się w przerazliwy grymas.Gruboziarnisty pył zachrzęścił pod podeszwami jego butów, kiedy dał drugikrok.* * *Nazywał się Rhoderic, miał wkrótce skończyć dwadzieścia lat.Słońce lałoz nieba złoty żar, ale zasłonę miał zaciągniętą na twarz, a jego oczy rozglądałysię wokół czujnie.Włócznie trzymał gotowe do walki jedną w prawej dłoni,pozostałe trzy w drugiej razem z małą tarczą z byczej skóry i sam również byłgotów.Jeordam znajdował się w dole na zbrązowiałej płaskiej łące, na południeod wzgórz, gdzie większość krzaków była karłowata i uschnięta.Włosy staregomężczyzny były całkiem białe, niczym ta rzecz nazywana śniegiem, o której opo-wiadali starsi, ale oczy bystre, toteż obserwacja, jak kopacze studni wyciągająworki wypełnione wodą, nie pochłaniała całej jego uwagi.Na północy i wschodzie wznosiły się góry, północne pasmo było wysokie, je-go granie o szczytach pokrytych bielą ostro wcinały się w niebo, ale wydawałysię skarlałe w porównaniu ze wschodnimi gigantami.Tamte nasuwały nieodpartewrażenie, że oto ziemia postanowiła dotknąć niebios i być może właśnie jej sięudało.Może ta biel to był właśnie śnieg? Nigdy się nie dowie.Wobec takiej prze-szkody Jenn musieli zdecydować się na podróż w kierunku wschodnim.Od wielujuż miesięcy podążali na północ, wzdłuż tego górskiego muru, boleśnie ciągnącza sobą swe wozy, wciąż wypierając się Aielów, którzy szli za nimi.Przynajmniejgdy przekraczali rzekę, natrafili na wodę, choć nie było jej dużo.Minęły już la-ta, od kiedy Rhoderic widział rzekę, której nie potrafiłby przejść w bród; teraznapotykali tylko suche koryta spękanej gliny, zniesionej z gór.Miał nadzieję, żedeszcze ponownie zaczną padać i ziemia na powrót się zazieleni.Pamiętał czasy,370kiedy świat był zielony.Usłyszał konie, zanim jeszcze ich zobaczył, trzech mężczyzn jechało pośródbrunatnych wzgórz, odziani w długie skórzane kaftany, naszywane metalowymikrążkami, dwóch miało lance.Znał tego, który prowadził grupę Garam, nie-wiele od niego starszy syn władcy miasta majaczącego za ich plecami.Zlepi bylimieszkańcy tego miasta.Nie widzieli Aielów, którzy poruszali się, kiedy tamciich mijali, wtopionych w tą niegościnną ziemię, prawie niewidzialnych.Rhodericopuścił zasłonę; nie będzie zabijania, chyba że jezdzcy sami zaczną.Nie ubolewałnad tym, ale nie potrafił zaufać ludziom, którzy mieszkali w domach i w miastach.Zbyt wiele stoczył z nimi bitew.Opowieści podawały, że działo się tak od zawsze.Garam ściągnął wodze, uniósł prawą dłoń w pozdrowieniu.Był szczupłym,ciemnookim mężczyzną, podobnie jak jego dwaj towarzysze, ale cała trójka wy-glądała na twardych i znających się na rzeczy. Hej, Rhoderic.Czy wasi ludzi już skończyli napełniać worki? Widzę cię, Garam odrzekł głosem bezbarwnym, wypranym z emocji.Na widok ludzi dosiadających koni czuł niepokój, większy nawet niż na widokich mieczy.Aielowie używali zwierząt jucznych i pociągowych, ale w siedzeniuna grzbiecie zwierzęcia było coś nienaturalnego.Każdemu powinny wystarczyćwłasne nogi. Już wkrótce.Czy twój ojciec wycofał nam swoje pozwolenie naczerpanie wody na tych ziemiach?%7ładne inne miasto nie wydało im dotąd takiego pozwolenia.O wodę trzebabyło walczyć, jeśli w jej pobliżu żyli jacyś ludzie, a ludzie żyli zawsze tam, gdziebyła woda.Samemu trudno byłoby mu pokonać tych trzech.Przestąpił z nogi nanogę, gotując się do tańca, a przypuszczalnie również i na śmierć. Nie uczynił tak odpowiedział Garam.Nie zauważył nawet poruszeniaRhoderica. Mamy w mieście obfite zródła, a ojciec mówi, że kiedy odjedziecie,będziemy mieli nowe studnie, które wykopaliście i które wystarczą nam do czasu,zanim sami nie odejdziemy.Ale twój dziadek chciał wiedzieć, kiedy tamci ruszą,a właśnie tak się stało.Wsparł łokieć na łęku siodła. Powiedz mi, Rhoderic, czy oni naprawdę są takimi samymi ludzmi jak wy? Oni są Jenn Aiel, my jesteśmy Aielami.Jesteśmy tym samym, a jednak nie.Nie potrafię tego lepiej wytłumaczyć, Garam. Tak naprawdę to sam tego nierozumiał. Dokąd idą? zapytał Jeordam.Rhoderic spokojnie skłonił się swemu dziadkowi, usłyszał odgłos kroków, ci-chy dzwięk, jaki wydawały miękkie buty, i rozpoznał po nim Aiela.Ludzie z mia-sta nie spostrzegli zbliżania się Jeordama i zaskoczeni szarpnęli wodze swychkoni.Tylko uniesiona dłoń Garama powstrzymała ich przed opuszczeniem ostrzylanc.Rhoderic i jego dziadek czekali.371 Na wschód powiedział Garam, kiedy już zdołał opanować swego ko-nia. Przez Grzbiet Zwiata. Wskazał gestem górskie szczyty, wcinające sięw niebo.Rhoderic zamrugał, ale Jeordam tylko zapytał chłodnym tonem: Co znajduje się po ich drugiej stronie? Koniec świata, z tego, co wiem odpowiedział Garam. Nie jestemnawet pewien, czy przez góry da się w ogóle przejść. Zawahał się. Jennmają ze sobą Aes Sedai.Kilkadziesiąt, z tego, co słyszałem.Czy podróżowanietak blisko Aes Sedai nie napawa was niepokojem? Słyszałem, że kiedyś świat byłinny, ale one go zniszczyły.Wzmianka o Aes Sedai sprawiła, że Rhoderic naprawdę się zdenerwował, alejego twarz pozostała niewzruszona.Były ich tylko cztery, nie zaś kilkadziesiąt,ale wystarczająco dużo, by przypomnieć sobie wszystkie opowieści o tym, jakAielowie zawiedli Aes Sedai, w sposób, którego nikt nie znał.Same Aes Sedai napewno wiedziały.W ciągu roku, jaki minął od ich przybycia, rzadko opuszczaływozy Jenn, ale kiedy do tego dochodziło, patrzyły na Aielów oczyma przepełnio-nymi smutkiem.Rhoderic nie był jedynym, który starał się ich unikać
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Tematy
IndexRoberts Nora Więzy krwi (Prawo krwi)
Bogaty Ojciec Biedny Ojciec dla młodzieży Robert Kiyosaki i Sharon L. Lechter full
Roberts Nora Bracia MacKade 03 i 04 Więzy krwi tom1 Serce Devina tom2 Miłoœć Shane'a
Roberts Nora Kwartet Weselny 02 Posłanie z róż (Automatyczny spis treœci)
Roberts John Maddox Nova Roma 01 Operacja Marka Scypiona (2)
Crais Robert Elvis Cole i Joe Pike 12 W pogoni za ciemnoœciš
Roberts Nora Saga rodu Concannonów 03 Zrodzona ze wstydu
Kraszewski JA3zef Ignacy DziwadAa Mieszczuch na wsi (2)
King Stephen Stukostrachy
Christine Flynn [The Hunt for Once Upon a Christmas Eve (epub