[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Niepamiętała, żeby kiedykolwiek była tak napalona i do tegostopnia straciła nad sobą kontrolę.A choć czuła sięzaspokojona, jej ciało nadal wibrowało, wszystkie jej zmysłydziałały na wyższej częstotliwości niż zwykle.Miała wrażenie,że jej skóra żyje własnym życiem, jest nadwrażliwa, za ciasnoopina jej ciało.No i jeszcze ta plątanina emocji.Jenna, leżąc na plecach,zastanawiała się - i nie mogła tego pojąć - co kazało jej ugryźćBrocka, i to tak mocno, że poleciała krew.Nadal czuła najęzyku dziwny, korzenno-słodki smak tej krwi, egzotyczny itajemniczy jak sam Brock.Czuła, że to, co zrobiła, powinno obudzić w niej wstręt-prawdę powiedziawszy, była przerażona swoim czynem - alekiedy leżała samotnie w jego łóżku, jakaś mroczna, zboczonaJenna pragnęła więcej.Co ona, do diabła, wyprawia? Chyba traci rozum, skorozabawia się takimi myślami i poddaje takim impulsom.A może to, co ją do tego skłoniło, jest czymś jeszczegorszym.- O cholera.- Jenna usiadła gwałtownie, nagle ogarniętapaskudnym podejrzeniem.Jej krew i DNA zaczęły się zmieniać pod wpływem obcegoimplantu tkwiącego w jej kręgosłupie.A jeśli nie tylko to się wniej zmienia?Lodowaty strach ścisnął jej żołądek.Poderwała się z łóżka ipospieszyła do łazienki, włączając po drodze wszystkieświatła.Oparła się o marmurowy blat, uniosła górną wargę ispojrzała w wielkie lustro.Żadnych kłów.Bogu niech będą dzięki.Patrzyła na nią z lustra dobrze znana własna twarz, widziaławłasne, niewątpliwie ludzkie zęby.Nigdy w życiu nieucieszyła się tak na ich widok, od dnia, w którym zdjęto jejaparat ortodontyczny.Była wtedy za wysoką, zbyt hardątrzynastolatką, która musiała skopać w szkole tyłek wieluchłopakom za kpiny z jej zębów i sportowego stanika.Zaniosłasię suchym, niemal histerycznym śmiechem.Oszczędziłabysobie masę stresów i siniaków, gdyby mogła wyszczerzyć naswoich szkolnych prześladowców kły ostre jak brzytwa.Westchnęła głęboko i oparła się o blat.Wyglądała jakzwykle, ale w środku była zupełnie inna.Wiedziała o tym, niepotrzebowała badań Gideona, żeby wiedzieć, że pod jej skórądzieje się coś dziwnego.W jej kościach.W jej krwi, płynącej w żyłach jak rzeka wrzącej lawy.Włożyła dłoń pod włosy na karku i wymacała palcamimiejsce, gdzie Prastary przeciął skórę i włożył w nią tę swojącholerną biotechnologię.Rana się zagoiła; nie czuła podpalcami nawet blizny, choć blizna niedawno tam była.Alewidziała zdjęcia z prześwietlenia.Wiedziała, że to coś tam jest,że zrasta się coraz bardziej z jej rdzeniem kręgowym inerwami, że przenika do jej DNA.Staje się jej częścią.- O Boże - szepnęła i ogarnęły ją mdłości.Co złego przyniesie jej jeszcze życie? Musiała sobieporadzić z czymś tak okropnym, a jednak zapomniała się iprzespała z Brockiem.No ale może stało się tak właśnie zpowodu tego wszystkiego, z czym musiała ostatnio się uporać.Natomiast nie musi dodatkowo komplikować sobie już i takwyjątkowo skomplikowanej sytuacji.Z pewnością nie musi siedzieć tu i martwić się o to, co onteraz o niej myśli.Nie potrzebuje tego.Ale nie potrafiła wybićgo sobie z głowy.Kiedy odwijała bandaż z uda i wchodziła pod prysznic,powtarzała sobie, że nie potrzebuje niczyjej pomocy, że samaprzejdzie przez to, co ją czeka.Była sama od bardzo dawna.Wiedziała, jak to jest walczyć w pojedynkę, brnąć samotnieprzez mroczne dni.Ale ta wiedza nie usunęła z jej pamięci wspomnienia o sileBrocka, o tej sile czającej się w jego czułych słowach iutalentowanych rękach.Cicho szeptał jej, że nie jest sama, żeprzy nim jest bezpieczna.- Nie potrzebuję go.- Westchnęła w przestrzeń pustegopokoju.- Niczego od niego nie potrzebuję.Jej głos załamał się lekko, ujawniając strach, co tylko jązezłościło.Zaczerpnęłagwałtowniepowietrza,ażzaświszczało, i wyrzuciła z siebie przekleństwo.Weszła pod ciepły prysznic i zamknęła oczy.Szumstrumienia rytmicznie spadających kropli zagłuszył jej cichy,drżący szloch.Brock nie powinien być zaskoczony, że wpadł na jednego ztowarzyszy, ponieważ zbliżał się zmierzch i wojownicy mieliwkrótce wyruszyć na patrole.Ale zdecydowanie ostatniąosobą, jaką miał ochotę spotkać po wyjściu spod prysznica,pod którego lodowatą wodą spędził dobrą godzinę, był SterlingChase.Były agent Sił Specjalnych czyścił broń na stole wzbrojowni.Podniósł głowę, kiedy do sali wszedł Brock, jużubrany w czarne spodnie i wojskowe buty, gotowy do nocnejmisji.- Wygląda na to, że dziś w nocy będziemy partnerami-powiedział zaczepnie Chase.- Lucan posyła Kade'a i Niko naRhode Island w związku z informacjami, które Reichen zebrałpodczas swojej ostatniej roboty w Europie.Ruszają zaraz pozachodzie słońca.Brock chrząknął.On i Chase mają być partnerami napatrolu? Najwyraźniej noc będzie jeszcze gorsza niż tencholerny dzień.- Dzięki za nowiny.Postaram się nie zabić ciebieprzypadkiem, kiedy będziemy dziś polować.Chase rzucił mu śmiertelnie poważne spojrzenie.- I nawzajem.- Cholera - wysyczał Brock.- Który z nas go zirytował?Chase uniósł pytająco brwi.- Lucana - uściślił Brock.- Nie mam pojęcia, dlaczegozrobił z nas zespół, chyba że chce któremuś z nas cośudowodnić.- Tak się składa, że to ja zaproponowałem taki przydział.Tobynajmniej nie polepszyło sytuacji.Brock zamarłi zmarszczył podejrzliwie brwi.- Zaproponowałeś, żebyśmy razem wyszli na patrol? Chaseprzekrzywił głowę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •