[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Taa, tylko najlepsze rzeczy.- Gdybyś umiał zachować porządek w szafie, nie musiałabym tegorobić za ciebie.Ja także nie przepadam za układaniem rzeczy napółkach.Tłumaczyłam ci już setki razy.- Och, daj mi spokój z tymi swoimi lekcjami.- Travis, nie mów do mnie takim tonem.Przysięgam na Boga, że jeślijeszcze raz tak się do mnie odezwiesz, dostaniesz w twarz.Nigdy cięjeszcze nie uderzyłam, ale zapewniam cię, że jestem do tego zdolna.Wybałusza oczy.- O rany, ale jesteś upierdliwa!- Tak, jestem.- Dobrze o tym wiem!- Idz do szkoły.Wstaje.- Idę!- Zwietnie.- Zwietnie! Gdy patrzę, jak Travis podchodzi do drzwi, Lawenda wynurza się zsutereny i wkracza do kuchni.- Hej - piszczy głosem przesiąkniętym snem.- Hej.Widzę, jak bierze łyżkę i wyciąga z lodówki kartonik z jogurtem.Siada przy stole, otwiera wieczko, wącha jogurt, krzywi się.- Naprawdę nie znoszę tej mazi.- No to dlaczego ją jesz? - pytam zmęczonym tonem.- Bo wszystko inne jest trujące - odpowiada.-Wszystko skazuje cięna raka.Ta planeta jest kompletnie porąbana.- Bierze do ust łyżeczkęjogurtu, wzdryga się.- Lawenda?- Taa?- Czy powiedziałaś Travisowi, że jak będzie jadł śnieg, to możeumrzeć?- Bo to prawda!- I że za parę lat będziemy musieli wszyscy nosić maskiprzeciwgazowe?Wzrusza ramionami.- Wiesz - ciągnę - zastanawiałam się nad czymś.Nie sądzę, żebysprawy dobrze się układały za twojej tu bytności.Spogląda na mnie, wzdycha.- To znaczy, że mnie stąd jakby wyrzucasz, tak?- Nie  jakby".- Wiedziałam, że tak będzie.- Na pewno wiedziałaś.- No to.do końca miesiąca, tak?- Tak.Lawenda kiwa głową.- To mi się zawsze zdarza.- Mówiąc szczerze, nie jestem zaskoczona.- Mam ochotę oznajmićLawendzie, że domyślam się, od kogo dostała referencje.Pewnie odkrewnych, którzy chcieli się zabezpieczyć, żeby nie wylądowała unich.Ale co to ma za znaczenie? Idę na górę do pokoju Travisa, siadam przy jego biurku i rozglądamsię wokół.Zasłał łóżko, niestarannie, ale zasłał.Poprawiamprześcieradło, wygładzam narzutę.Znajduję skarpetkę, ściskam ją wdłoni.Wyglądam przez okno, przypominając sobie czasy, kiedy jegobroda ledwie sięgała parapetu.Pamiętam, jak siedział mi na kolanach,gdy pomagałam mu się rozebrać.Patrzył wtedy przez okno i widzączachodzące słońce, rzekł ze zdumieniem:  Niebo się zapada".Kiedyzeszłam na dół, mówiąc z uśmiechem Davidowi, co usłyszałam, onodparł: Ha, on jest porąbany.Otwieram szafę, zaglądam do niej z niesmakiem.To jest wręczzdumiewające, to znaczy ten twórczy bałagan.Prawdziwa rzezba zubrań, gier, starych podręczników, butów, wieszaków, pisaków beznasadek.W kącie leży sterta książek dziecięcych, jegonajulubieńszych.Wyciągam jedną z nich.Pumpernikel i Zły ZielonySer.No tak.Otwieram książeczkę, zatrzymuję wzrok na rysunkuprzedstawiającym słonia i chłopczyka grających w karty na łóżeczku.Ani Travis, ani ja nie widzieliśmy w tym nic nadzwyczajnego.Jasne,że słonie i chłopczyki grają razem w karty.A co się stanie potem?Zamykam książkę, odkładam ją do szafy i podchodzę do telefonu.- Mówi Sam Morrow - odzywam się.- Chciałabym odwołać wizytę.Pózno wstaję, bo oglądałam E.T., nie mogąc zasnąć w nocy.Nagleczuję między nogami coś ciepłego, lepkiego.Biegnę do łazienki,spuszczam spodnie od piżamy.Wycieka ze mnie sporo krwi.Idę dokuchni, dzwonię na ostry dyżur do szpitala, mówię cichym głosem dopielęgniarki.Ona chce wiedzieć, ile mam lat.Och, tak.Mogęprzyjechać, jeśli chcę.Albo po prostu przeczekać.Wszystko na pewnoodbędzie się bez komplikacji.Jeśli skurcze w podbrzuszu nasilą się,jeśli będę miała gorączkę, a krwawienie nie ustąpi. - Tak, rozumiem - odpowiadam.Znowu wyczuwam krew w kroku, pędzę do łazienki, siadam nasedesie i czekam.Czuję, że coś ze mnie wyskoczyło.Wstaję, itrzymając ręcznik w rękach, próbuję to dostrzec w zakrwawionejwodzie.Po chwili naciągam spodnie i idę do kuchni po łyżkę.Chcę topochować w ogródku.Pragnę, żeby zostało blisko mnie.Ale toześlizguje się z łyżki, a lękam się dotknąć tego rękami.Spuszczamwodę i, cicho szlochając, wkładam sobie podpaskę.Odeszło.Wszystkoodeszło.Nie mogę niczego zatrzymać przy sobie.Z powrotem w łóżkukładę ręce na podbrzuszu i płaczę tak głośno, że budzę Travisa.Mójsynek otwiera drzwi, wsuwa głowę przez szparę.- Mamo? Przestaję łkać.- Tak?- Czy ty płaczesz?Co powiedzieć? Czego nie powiedzieć?- Tak, płaczę.- Och.- Ociera stopą o stopę.- Chcesz, żebym trochę z tobąposiedział?Uśmiecham się, czując zarazem, jak łzy spływają mi w kącikach ust.- Nic mi nie jest, kochanie.Czasami człowiek musi sobie popłakać,wiesz?- Może.- No, wiesz.oglądałam smutny film.- Jaki?- EJ.- I ten fragment, kiedy on odchodzi?- Taa.Ty też uważasz, że to było smutne?- No! Chyba tak.Ale nie za bardzo smutne.- Zgoda.Przepraszam, że cię obudziłam.Wracaj do łóżka, dobrze? Ajutro zrobię nam coś specjalnego na śniadanie.- Co?- To, na co masz ochotę. - Placuszki z jagodami? I smażony bekon?- Pewnie!- To dobrze.- Odchodzi, ale zawraca, staje przy mnie.- Mamo?- Tak?- Mam nadzieję, że czujesz się lepiej.- Dziękuję.Nic mi nie będzie.Waha się, wreszcie pochyla się, żeby pocałować mnie w policzek.Czyję silny ucisk w gardle.Zaciskam ręce w pięści, żeby nie rozpłakaćsię w głos. 32- Czy ma pani ochotę spróbować odrobinę naszego nowego sera? -pytam.Starsza kobieta staje przy wózku na zakupy, patrzy na mnie spodełba.- Co to jest?- Nowy gatunek sera szwajcarskiego.Dużo mniejsza zawartośćtłuszczu niż w innych.- A przynajmniej dobry?- Może pani skosztuje? Wzdryga się.- Nie, nie sądzę.Znowu odstawiam tackę z folii aluminiowej na składany stolik.Mamna sobie fartuch z wizerunkiem krowy.Już raczej wolałabym zbijaćbelki.Ale to jedyna dorywcza praca, jaką dziś dostałam.- Ma pan ochotę na próbkę naszego nowego sera? -zagadujęmężczyznę w średnim wieku.- Czy to idzie z hamburgerem? - pyta.- Nie, proponuję tylko sam ser [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •