[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na kilku, może kilkunastu dało się dostrzec ciemnobrązowe plamy i smugi pozostałości po ich wykorzystaniu podczas minionego dnia.Robert uznał, że najwyższy czaszabrać się za doprowadzenie ich do porządku.Blaty stołów sekcyjnych przykryte były białymi, obszernymi całunami, na powierzchniachktórych malowały się kształty skrywanych pod materiałem ciał; na zewnątrz wystawały tylkostopy, z przytwierdzonymi do dużych palców informacyjnymi etykietkami.Aącznie w saliznajdowało się kilkanaście zwłok, w większości przywiezionych niedawno, będących albokrótko po autopsji, albo dopiero do niej przygotowanych i w obu przypadkach nie odstawionychjeszcze do sąsiadującej z salą trzecią kostnicy (chociaż były tutaj trzy ciała złożone już narolkowych wózkach i czekające tylko na odwiezienie przez Roberta; reszta zaś spokojnieoczekiwała na swoją kolej).Poza tym wszystkim w pomieszczeniu ustawiono aparaturęprzydatną patologom podczas prac; w głowach stołów tkwiły halogenowe lampy na statywach,pod przeciwległą ścianą zaś błyszczały powierzchnie zmywaków prosektoryjnych z nierdzewnejstali, ponad którymi zawieszona była centralka higieniczna.Stała tam także szafka z ciężkimi,masywnymi szufladami, po brzegi wypełniona szarymi teczkami kartotek.Chociaż temperatura w pomieszczeniu obniżona była do wymaganego minimum, Robert zdawałsię tego nie dostrzegać.Z ust z każdym oddechem wydobywał mu się obłoczek delikatnej,zwiewnej pary, lecz przyzwyczajenie zrobiło swoje i teraz nie zwracał już nawet na niego uwagi.Zimno prześlizgiwało mu się po odsłoniętych częściach ciała, prostując włosy na karku iprzedramionach, chłód przenikał przez biały, znoszony fartuch.Jak mawiał jego ojciec, właściciel domu pogrzebowego, na piętrze którego od urodzeniawychowywał się Robert, musimy nauczyć się kochać zimno, bo po śmierci będzie ono naszymnajlepszym przyjacielem.I chociaż teraz ten aforyzm ojca wydawał mu się niedorzeczny,zapadł mu w pamięć na tyle silnie, że zawsze pojawiał się w jego myślach w chwilach takich, jakta.Sanitariusz ziewnął przeciągle i ruszył wolnym krokiem w stronę najbliższego stołu, z oczymalekko zamglonymi wskutek wypitych piw, których gorycz wciąż jeszcze drażniła jego język.Ichociaż daleko mu było do upojenia chód miał przecież prosty w myślach obiecał sobie, żepo kolejne sięgnie dopiero po upływie co najmniej dwóch godzin; wzrok nieco mu falował, natyle jednak, by Robert zrozumiał, że na razie wystarczy z umilaniem sobie dyżuru.Miał przedsobą jeszcze trochę pracy i musiał ją wykonać tak dokładnie, by nikt nie oskarżył go pózniej onieróbstwo.Jeśli tylko zauważono by, że coś tutaj spieprzył lub że coś jest nie tak jak powinno,sytuacja stałaby się nieco skomplikowana i mógłby zapomnieć tych o wspaniałych, sobotnichdyżurach.Zatrzymał się przy stole i odsunął nadstawkę z narzędziami nawet na nią nie patrząc; zchromowanego naczynia wyślizgnął się młotek Collina i hałaśliwie upadł na podłogę.Sanitariusz skrzywił się; dzwięk był nieprzyjemnie przenikliwy, drażnił uszy jak tysiące małychigiełek i rozszedł się echem po pogrążonym w ciszy budynku prosektorium.Narzędzie potoczyłosię gdzieś pod sąsiedni stół, a Robert chwilowo nie miał ochoty się po nie schylać.Sięgnął podblat stołu do umieszczonego tam pokrętła i obracając gałką obniżył nieco powierzchnię, na którejspoczywało ciało.To właśnie przy nim pracował doktor Kruk zanim opuścił prosektorium i doobowiązków Roberta należało przewiezć je teraz do drugiej sali, a pózniej dodać do archiwumstosowne akta.Usunięte organy spoczywały w plastikowych, czarnych torbach na osobnymblacie, odpowiednio oznaczone starannym pismem przez asystentkę Kruka, Monikę.sanitariusz zmarszczył brwi Monikę Jakąśtam.Robert raz czy dwa usiłował ją poderwać, alebez powodzenia.Cóż, widocznie jeszcze nie poznała się na jego nieodpartym uroku.Ale nicstraconego, da jej drugą szansę, przecież każdy może się pomylić.Co prawda nie była znowutaka urodziwa, ale odkąd dwa miesiące temu rzuciła go Agata krótko po tym, jak sprał ją nakwaśne jabłko, bo za dużo pyskowała na temat jego picia nie miał żadnej kobiety i zaczynałogo to już powoli irytować.Sanitariusz przysunął do sekcyjnego stołu stojący pod przeciwległą ścianą pusty wózek doprzewożenia ciał
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Tematy
IndexRobards Karen Pewne lato
John Rees Imperialism and Resistance (2006)
Kotowski Krzysztof Japonskie ciecie
OsobowoÂść lidera Tracy Brian
Mortimer Carole Slynna Rodzina St Claire 01 Ksiaze i Jane aaaa
Rusinowa Izabela Geneza Stanów Zjednoczonych Ameryki Połnocnej
CHRIS TVEDT MIKAEL 05.Krąg Âśmierci (2010)
Carson Ekonomia polityczna mutualizmu
PS09 Zbigniew Nienacki Pan Samochodzik i Dziwne szachownice
Nora Roberts Księstwo Cordiny 01 Czas niepamięci