[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Phil lips za uwa żył to i podniósł rękę. Da vi dzie!  rzucił ostrzegaw czo. Mam na dzieję, że ma cie cho ler nie do bry po wód, by tu być.Phillips ski nął gło wą. Davidzie Raker, aresztuję pana pod zarzutem porwania Megan Carver.Nie musi panniczego mó wić& Co?! & ale pana sytuacja w sądzie może ulec pogorszeniu, jeśli podczas przesłuchania niewspomni pan o czymś, co zechce pózniej wykorzystać do obrony.Wszystko, co pan powie,może zo stać uży te jako do wód.Czy zro zumiał pan, co po wiedzia łem? %7łar tujecie?! Zro zumia łeś, Da vidzie?Spojrzałem na obu.Davidson ciągle notował, a Phillips spoglądał w pustą przestrzeń międzymną i sto ją cym z boku po sterunko wym. Da vi dzie?Utkwi łem w nim wzrok. Zro zumia łeś, co po wiedzia łem? Tak czy nie?Da vidson nadal no to wał za jego pleca mi. Tak czy nie?Po pa trzy łem mu w oczy. Tak.Ponownie skinął posterunkowemu.Usłyszałem metaliczny brzęk kajdanek i poczułem, jakfunkcjonariusz staje za moimi plecami.Chwycił moje dłonie i wykręcił do tyłu.Poczułemzimny, wilgotny dotyk metalu i usłyszałem kliknięcie.Stojący przede mną Davidson teatralnymgestem po sta wił kropkę w no tat ni ku. To ja kiś obłęd  wy ją ka łem.Phillips po ło żył dłoń na moim ra mieniu.  Chodzmy. To dopiero początekSpała na materacu, przykryta dwoma kocami.Godzinę po jego drugiej wizycie w tym dniu,kiedy rzucił jej płyn do twarzy i waciki, zgasły światła i pomieszczenie pogrążyło sięw całkowitej ciemności.Zapaliły się dopiero następnego dnia, podczas pierwszej wizyty, kiedyprzy niósł jej jedzenie, po tem po now nie zga sły i oto czy ła ją wszechogar nia ją ca cisza.Początkowo darła się ile sił w płucach, żeby ktoś ją usłyszał.Po tygodniu zaczęłapodejmować próby przekonania go.Dziesiątego dnia oznajmiła, że materac jest niewygodny.W końcu, po dwóch ty go dniach, zmieniła tak ty kę, kiedy przy szedł z jedzeniem. Za bi ję cię, dra niu!Spró bo wa ła tyl ko raz.Gdy na niego krzyknęła, zatrzymał się i wyprostował.Spojrzał na nią z góry.Na jegotwarzy pojawił się uśmiech  cienka linia przypominająca bliznę po nożu, a jego usta lekko sięrozwarły.Uświadomiła sobie, że nie był to uśmiech, ale ostrzeżenie.Dawał jej do zrozumienia,że nie zorientuje się, iż on nadchodzi, nawet jeśli już nigdy nie zmruży oka.%7łe zrobi z nią, cozechce, że po nią przyj dzie, kiedy będzie jej po trzebo wał.%7łe jedy ną rzeczą, któ rą zo ba czy, będzie błysk w ciemno ści.% % %Sona się obudziła.Wokół panowała nieprzenikniona ciemność.Był środek nocy.Przekręciłasię na materacu, czując, jak uginają się sprężyny, i naciągnęła prześcieradło pod brodę.Gdy tozrobiła, pierwszy raz od chwili porwania usłyszała coś za zasłoną ciszy: delikatne kapaniedeszczu.Stukanie kropel dolatywało z oddali, ciche i uporczywe.Kiedy zamknęła oczy,próbując skoncentrować się na dzwięku, zabrzmiał tak, jakby krople padały na metalowepa lenisko.Psssssss.Mo mental nie otwo rzy ła oczy.Dół, w którym ją trzymał, był obmurowany ciemnymi cegłami, więc nie miała pojęcia, gdziesię znajduje.Ani jednej szczeliny, przez którą mógłby przedostać się promień światła.Niemogła zobaczyć nawet własnej dłoni trzymanej przed nosem.Wszystko ginęło w ciemności,więc pozostawał jedynie dzwięk  teraz bardzo delikatny  dolatujący przez podłogę pokoju nagó rze i spły wa ją cy po ścia nach dołu.I ryt miczne dudnienie deszczu.Leżała z otwartymi oczami.Zaczęła w myślach odmierzać czas  trzydzieści sekund, jednaminuta, dwie, pięć  deszcz się nasilił.Po dziesięciu minutach poczuła się zmęczona.Powiekizaczęły opadać.Otworzyła oczy siłą woli i wpatrywała się w ciemność kolejnych sześćdziesiątsekund.Pózniej je za mknęła, zmęczo na walką z nadcią ga ją cym snem.Psssssss.Poruszyła się gwałtownie i usiadła na materacu.Co to było? Tym razem dzwięk wydawał siębliższy.Sądziła, że zdoła coś dojrzeć, choćby najdrobniejszy kształt przez zasłonę mroku.Aleniczego nie spostrzegła.%7ładnego światła.%7ładnego kształtu.Wyciągnęła rękę, sięgając do miejsca, z którego pochodził dzwięk.Pochyliła się do przodu, opierając drugą rękę napodło dze, aby nie stra cić rów no wa gi.Wtedy usły sza ła go po now nie.Rozpo zna ła dzwięk.Sta tyczny trzask.W rogu dołu zabłysła latarka, oślepiając ją na chwilę.Odruchowo zasłoniła oczy dłonią, alekopnięcie pozbawiło ją oparcia i runęła przed siebie, uderzając twarzą o posadzkę.Zawirowało jej w głowie, przed oczami ukazały się gwiazdki.Kiedy przekręciła się na plecy,stał nad nią w rozkro ku, z uśmiechem na twa rzy.Za jego pleca mi do strzegła opar tą o ścia nę dra bi nę.Zszedł do dołu, a ona ni czego nie usły sza ła.Próbowała się wykręcić, uciec tak daleko, jak się da, ale położył jej but na gardlei przy szpi lił do pod ło gi.Usły sza ła sta tyczny trzask do la tu ją cy z gło śni ków w po ko ju na gó rze. To do piero po czą tek  po wiedział [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl